Nerwica natręctw kojarzy mi się z jakimś napdowym myciem rąk w celu usunięcia bakterii, których i tak nie usuwamy dio końca przecież nawet myjąc ręce nie wiadomo jak. Chyba, że specjalnym środkiem jakimś.
Nie mam z czymś takim problemu na przykład... nie da się żyć w sterylnym środowisku i chyba nue jest to wskazane nawet.
Nie myję nawet rąk po kotach za czesto, bo bym musiała co chwila być w łazience... ni chyba, ze po sprzątaniu kuwet, to wiadomo...
Chyba, że natręctwem nazywasz to wkręcanie sobie chorób... no ale to już hipochondria właśnie bardziej...
Mam nadzieję, że z obecną terapeutką dojdę do ładu z tym wszystkim... tylko ona mnie nie prześwietli a perspektywa gastro, choć nie było takie złe, nie jest jednak zbyt optymistyczna... wolałabym nie. a podejrzewam, że jak nie zrobię, to będę myśleć i myśleć....
nawet jak wskazań nie będzie, to jak i tak będę wiedzieć na pewno, że cos tam mam.
Inna rzecz, że ciagle, nawet jak mam lepszy etap, gdzieś podświadomie jestem pewna, że "coś we mnie siedzi" bardziej to kontroluję niż kiedyś, ale jednak sobie uświadomiłam ostatnio,że te myśli są ciągle tylko, ze raz tak z boku a raz wyłażą i robią zadymę.
L mi powtarza, że by to olał, że co najwyżej poszedłby do lekarza zapytać, ale dla mnie te objawy były tak identyczne i to przed pomyśleniem o chorobie, że mnie na prawdę scieło...