Maskotka napisał(a):Zając ja wiem, że do kwietnia jest 2 tygodnie. Poszłabym już dziś na terapię ale pracuję w marcu po 12 godzin - od rana do wieczora nie ma mnie w domu - zwyczajnie nie dam rady, a chciałabym jak najszybciej.
Maskotko, ja rozumiem. Zresztą często się zdarza, że na terapię trzeba poczekać, nie znajduje się jej natychmiast. Chodziło mi o to, żebyś nie stworzyła w sobie przekonania, że samo pójście na terapię rozwiąże Ci sytuację w domu.
Zrobiłaś już pierwsze kroki: zdałaś sobie z czegoś sprawę, napisałaś tutaj, nagrałaś awanturę. Zaczynasz sobie wyobrażać, jak piszesz, życie bez partnera, spokojne, bezpieczne i stabilne. O tyle jesteś już silniejsza. I tego się trzymaj, działaj dalej.
Maskotka napisał(a):Co się musi zmienić, żebym poczuła że mam siłę odejść? Muszę uwierzyć w siebie i stracić wiarę, że coś może się zmienić..
Jeśli coś ma się zmienić, to musi zacząć się zmieniać JUŻ. Nie w nieokreślonej bliżej przyszłości.
Scenariusz, który Ci tu przestawiła Impresja, nie jest jedynym możliwym. Są też inne zagrożenia, np. gdy Twój syn zacznie się buntować, partner zacznie go "wychowywać" swoimi brutalnymi metodami i może jeszcze oczekiwać od Ciebie wdzięczności, bo przecież broni Cię przed jego "bezczelnym" zachowaniem. A to już niedługo... syn, jeśli dobrze liczę, po wakacjach idzie do gimnazjum albo jest w pierwszej klasie?
Jeszcze coś mi się przypomniało a propos "wszyscy piją". W środowiskach ludzi pijących dużo i często istnieje przekonanie, że "niektórzy nie powinni pić, bo nie potrafią" (dotyczące m.in. osób, które po pijaku zamiast "iść spać" dostają małpiego rozumu i np. robią w domu awantury). Jeśli Twój partner zrozumie, że do tej grupy się zalicza, to może przestanie się głupio tłumaczyć, że "wszyscy piją". Choć, jak słusznie pisze Bis, trzeźwość to jeszcze nie wszystko. Ale na pewno bez trzeźwości nie da się zrobić niczego więcej.
Jak Ci minął weekend?