Dziś w mojej obecności, ktoś obraził L.
Zabolało chyba bardziej niż jakby strzelił we mnie...
Co gorsza nie mogłam zareagować, bo L wchodził już do środka... Później niby słyszę tłumaczenia, że ten koleś myślał, że to nie on. Co z tego jesli ocenił go z wyglądu? Ja nie widzę nic czego można byłoby sie przyczepić... Nie chce dzielić sie określeniami, bo to i tak nie ma znaczenia.
Nawet się nie znali...
Myślałam, ze wybuchnę ze złości a jednocześnie miałam ochotę buchnąć płaczem... zawsze o wszystkim rozmawiamy a dziś nie mogłam mu nic powiedzieć, bo nie chciałam sprawić przykrości... a serducho mi pęka... wkurza mnie, że nie zna go w ogóle, nie dorasta mu palant do pięt z tego co słyszę od koleżanki, która z tym dupkiem jest...
Do tego czuję jakbym oszukiwała Ł... a nie chce sprawiać mu przykrości... dla mnie jest idealny... i
Wydawałoby się, ze wszystko było ok. że żartowaliśmy wydawało mi się, ze specjalnie się trochę drażniąc... bo myślałam, że żartujemy... i nagle taki tekst, chamski i personalny... odechciało mi sie żartów od razu...
I jakoś dziwnie zastanawiam się czy może ja coś powiedziałam, co spowodowało taką głupią odzywkę? Może nie powinnam się jednak udzielać w grupie...
Koleżanka mi tłumaczy, że on myślał, ze to pacjent... co z tego? Powiedziałam, że ja tego nie komentuje, że takie teksty mówią o osobie.