przez smerfetka0 » 23 sty 2014, o 12:01
Racja impresja. Tylko odkad pamietam ja umialam sie realizowac i zyc jak mialam KOGOKOLWIEK przy sobie, nawet chama, ale byl. Nie moze byc tak ze pierwsza lepsza osoba ktora na mnei zwroci uwage juz ma mnie w swoim 'posiadaniu' emocjonalnym. Po jednym spotkaniu juz jestem uzalezniona, dzien bez 'dawki' tej osoby powoduje u mnie kompletnie zalamanie i bol wrecz fizyczny. Nie moge zrobic NIC, bo tysiac razy patrze na telefon i czekam. A kazda minuta bez odzewu boli jeszcze bardziej, czasami doprowadza do placzu wrecz. No i po co ? Przeciez nie kocham danej osoby, przeciez to bylo kilka rozmow, przeciez to byla jedna randka. Tylko tyle mi wystarczy zeby sie tak czuc. A dlatego ze tak czuje, to czuje sie jak kretynka i kompletny wariat.
To powinno byc tak ze nawet jak kogos poznam, nawet jak mi sie z kim fajnie rozmawia i sa 'motylki'. To koncze ta rozmowe/spotkanie, wracam do swojego zycia. Nie moge po takim czasie fantazjowac i wkladac w swoje ramki, wyobrazenia czy ta osoba sie bedzie nadawala na partnera ZYCIOWEGO, i nawet jak ma cechy ktorych nie akceptuje kompletnie to co z tego ? Przeciez ja jestem kochana i fajna...wiec on sie zmieni, przestanie palic, przestanie pic...
To jest chore. Powinno byc tak ze poznaje osobe, wydaje sie fajna, umawiam sie raz, drugi...i jesli sa rzeczy ktore juz doprowadzaja mnei do bialej goraczki, z ktorymi cale zycie nie bede mogla zyc, jakies patologie, to po dwoch spotkaniach ZOSTAWIAM ta osobe, i nie cierpie, podchodze do tego ze to po prostu nie to. A ja tak nigdy nie umialam. Tylko od razu zaczynalam naprawy i prace nad zwiazkiem ktorego jeszcze nie bylo.
TO JEST ZLE MYSLENIE. to nawet nie myslenie, bo ja wiem ze tak byc nie powinno. ze powinnam zyc swoim zyciem, a to powinno byc mala przyjemna chwila w ciagu dnia, a nawet jak danego dnia nic takiego nie ma nie powinnam miec zmarnowanego dnia.
Teraz widze, ze tak bylo zawsze, nawet przed Adamem, ktory notabene dostal moj numer po chwili zagadania mnie na ulicy, a po kilku spotkaniach rzucilam studia w polsce w ciagu dwoch tygodni, zmienilam kraj zamieszkania, postawilam sie calemu swiatu. Nie mowie ze to bylo zle. Nie zaluje tej decyzji. Ale jak by nie bylo ja zrobilam to DLA NIEGO, a nie dla siebie i swoich studiow, ktore byly waznym planem, ale drugim planem.
Zdaje juz sobie z tego wszystkiego sprawe, nie mam juz 15 lat i nie moge tak zyc. Dusze sie doslownie wieczorami, glowa mi peka, nie potrafie wytrzymac sama ze soba, nosi mnie. Wiem juz to, ale jeszcze nie umiem sobie z tym proadzic.