Zastanawiam się czasem na ile my jako dzieci jesteśmy odpowiedzialni za naszych nieodpowiedzialnych czasem z wyboru a czasem z bezsilności rodziców. Przeszkadza mi, że moja mama jest taka niezorganizowana,uwikłała się w związek z facetem,którego wlecze za sobą i teraz on pozoruje jakieś choroby,a sam miga się od zadań, bo przecież sa święta a pan leniwiec użala się nad sobą i czeka na wyręczycieli...
A moja mama? Cóz, w końcu dała się zaciągnąć do psychiatry dzisiaj, było z nią źle ale ta lekarka jak się okazało bogaty to miała tylko gabinet, a nie doświadczenie, bo jak moja matka walnęła jej pięścią w stół "niech pani ze mną kur... rozmawia, a nie robi jakieś papiery!!!" to aż ze strachu się zatrzęsła i chciała żeby jak najszybciej wyprowadzi pacjentkę. Dopiero ja zaczęłam załagadzać sprawę i w końcu zaczęła rozmawiac z ta kobietą i ją na końcu przepraszać. I kto to komu powinien zapłacić??
ale już nawet nie o to mi chodzi,ale ten głupi system jest tak skonstruowany,że jak pacjent nie wyrazi zgody to nie musi być hospitalizowany,ba! a nawet zbadany! bo trzeba najpierw ujawinc realne zagrożenie hm... tylko jak???
Wiem ,że wcześniej było to wykorzystywane, bo można było kogoś ubezwłasnowolnić i już mieć jego domek u notariusza, ale nie pomyślano jak to bezsensownie działa i w druga stronę.
Jestem zmęczona tym namolnym powrotom nieproszonej przeszłości. Mam dość, nie mieszkam w moim rodzinnym mieście i nie wyobrażam sobie powrotu w tamto miejsce. świętą tym bardziej źle mnie nastrajają.
I już nie chce mi się byc ta odpowiedzialną i radzącą sobie.
Nie czuję sie zżyta z moją rodziną, nie wiem czy łączy mnie więź czy rodzaj uwikłania raczej i nawet jeśli my sami DDA ułożymy sobie kawałeczek to ci członkowie rodzin, którzy nad sobą nie pracują w jakikolwiek sposób będą nas ściągać w dól. Z drugiej strony wiem, że moja mama miała rok temu złamanie nerwowe i nawrót, coś złego się dzieje w jej głowie, a ja nie wiem gdzie leży granica między pomocą a wkręcaniem się, bo zostawić jej samej nie mogę z tym jej pseudo partnerem, bo sam ma problemy ze sobą, ale zajmować się nią przeciez ja chyba ma w kończy prawo do swojego życia i nie wezmę wolnego, aby się nią zajmować?.
Chciałam dziś pouczyć się angielskiego,pomalować sobie a telefon z domu i cóż interwencja, mam niezgodę na to wszystko, że nie mogę w spokoju zrobić to co chce, nie wiem może to przejaw egoizmu,ale już mi się odechciało akceptować to,że ktoś burzy mój porządek, gdzie najpierw pozwala na zrobienie sobie chaosu w życiu a potem "help!"
Nie mam siły nad tym płakać, analizować, bo jestem tą moją rodzina zwyczajnie zmęczona,a nie że wracam po nocy do siebie i nie mam siły,aby spokojnie się wykapać,obejrzeć film, poczytać, poziom energii nie starcza już na nic codziennego.
I jak tu myślec o założeniu swojej rodziny, dzieciach domu? co zbuduję w sobie wiarę na to, że mogłabym to znów łapię się na tym, że bezpieczniej jest właśnie nie zakładać rodziny i wiązać się z kimś, że znów się uwikłam, że będę uwiązana dziećmi,obowiązkami będzie mi źle i z tej bezradności będę powielać schemat rodzinny...i później się dziwią skąd tyle singli???
NIe mamy święconki,nie wiem kiedy i o której zjemy świąteczne śniadanie...po raz kolejny doświadczam tego, że święta są miernikiem tego jak bardzo upadła "normalnosc" czy tez powszechnie uznawana obyczajowosc...[color=brown][/color]
I naprawdę nie wiem co wpisać w temacie,mam nadzieje że nie jesteście o to źli, mam nadzieje, że sie to jakos naprostuje, bo chciałabym się w końcu cieszyć swoim życiem, otwarcie patrzeć w przyszłość, rozwiajc pasje, a nie włóczyć się po jakiś prymitywnych gabinetach i oglądać za siebie...
dobrej nocy