Chcę ratować małżeństwo ale nie mam już argumentów

Problemy z partnerami.

Chcę ratować małżeństwo ale nie mam już argumentów

Postprzez jadaniel » 18 sty 2014, o 15:34

Witam
Trudno jest zacząć, nie wiadomo o czym pisać a o czym nie aby nie stworzyć książki.
Może od początku, jestem w związku od 15 lat. Z żoną znam się od 20 lat. Ja mam 39 ona 37, bardzo atrakcyjna kobieta. W naszym małżeństwie jak w każdym bywały sprzeczki ale zawsze ją rozwiązywaliśmy. Mam 2 kochanych dzieci, 13 letniego synka i 4 letnią córeczkę. Żona od 6 lat nie pracuje, przeszła przez depresje, stany nerwowo-lękowe -tragedia . Od niecałego roku jest coraz lepiej, dostała dobrą pomoc psychiatry. Brak pacy, zajęcia na pewno bardzo ją deprymował, chciała coś robić ,otworzyć firmę. Niestety to nie dało do skutku, gdyż na to potrzeba środków a tego za wiele nie mieliśmy. Ja pracowałem na dom, zmieniałem pracę aby utrzymać rodzinę. W końcu musiałem ponad rok temu wyjechać za granicę. W domu byłem raz w miesiącu ale codziennie utrzymywaliśmy kontakt telefoniczny i przez skypa. Po sylwestrze dowiedziałem się od Niej, że od września ma romans. Zakochała się w innym, chce rozwodu bo chce być z nim. Świat zawalił mi się cały w 1 sekundę, po 10 sekundach serce zaczęło mi znów bić. To był nóż wbity w plecy, nigdy bym się tego nie spodziewał. Moje całe życie straciło sens, gdyż jest nim moja rodzina. Moje kochane dzieci i żona, która kocham ponad wszystko. Najdziwniejsza była moja reakcja -zwłaszcza dla niej. Nie było z mojej strony żadnej agresji tylko potworny ból, strach, rozczarowanie, strach rozbicia rodziny. Ja haruję daleko na obczyźnie na rodzinę a ukochana żona, ma romans z innym. To mnie zabiło. Najdziwniejsze jest to, ze natychmiast jej wybaczyłem to bo wiedziałem, że musiało jej czegoś bardzo brakować skoro to zrobiła. Ludzi popełniają błędy. Przebaczyłem z ogromnego uczucia jakim ja darzę i dzieci. To jest dla mnie ważniejsze niż to, że doszło do tego. Jesteśmy zupełnie normalną rodziną. Przez 20 alt, ani razu nie doszło do żadnej awantury z mojej strony. Nie piłem alkoholu na umór -sporadycznie i nigdy za dużo. Nigdy nie podniosłem na żonę ręki, zawsze starałem się wspierać, nie szczędziłem jej czułości. Przez jej stany chorobowe, często były dłuższe okresy bez sexu. Nie robiłem jej z tego powodu wyrzutów bo to rozumiałem, że mogła nie mieć ochoty. Ona zawsze była chłodniejsza w okazywaniu uczuć niż ja ale taka jest jej natura odkąd ja znam.
Przejdę do sedna sprawy. Przez te 2 tygodnie gdy byłem teraz w domu, wszystko było OK. Kochaliśmy się kilka razy ale widziałem, że jest dziwna. Ona także była w rozterce, miała straszne zamieszanie w głowie. Byłą z mężem do którego uczucie osłabło a myślała o nowym, którego twierdzi, że jest w nim zakochana. Jeśli jedno uczucie osłabnie a wchodzi nowe tak silne, to siłą rzeczy to nowe jest ważniejsze chyba. Ona musi mieć straszne poczucie krzywdy jaką mi wyrządziła, gdyż gdy chwilę po jej wyzwaniu powiedziałem do niej Kochanie, bardzo zapłakana powiedziała -nie mów tak do mnie, ja nie jestem Kochana. Odczułem to tak, że nie chce tego słuchać gdyż czuje, ze nie zasługuje już na takie określenie. Potem było jeszcze gorzej. Nagle po tygodniu powiedziała, że nie chce abym mówił do niej czule, nie przytulał jej co robiłem nadal już po wyznaniu. Mi wydaje się, że ona jest dalej targana uczuciami i niepewnością. Wie o tym, że rozwodem skrzywdzi wszystkich w koło zwłaszcza dzieci. Bo one ucierpią najbardziej niezależnie, jakie będą nasze stosunki i kontakty później. Ale chce być tylko z tym drugim, nie ze mną. Co ja odczuwam? Może ma takie poczucie winy, że zraniła mnie tak bardzo, że nie zasługuje już na moją miłość i jak sama powiedziała, nawet gdybyśmy byli razem nigdy już nie będzie jak dawniej. To oczywiste ale ja chce przejść przez to razem z nią, wspomóc ją. Wiem, że gdyby się udało, nasze więzi były by 100 razy silniejsze. Ale ona nie chce albo nie potrafi, nie mam pojęcia. Zdobyła się na wet na to aby powiedzieć mi, że już mnie nie kocha, że to było przyzwyczajenie ale mówiła to przez łzy, takim tonem i wyrazem oczy, ze wcale w to nie uwierzyłem.
Nie mam pojęcia, co zrobił jej z głowa ten ,,nowy". Po 3 miesiącach znajomości, sporadycznych krótkich rozmów, wymiany smsów ona jest w niego zapatrzona jak w obrazek,. Widzi z nim swoją przyszłość różowych barwach, twierdzi, że chce mieć szansę na drugie życie. Wiem, ze to on był prowodyrem romansu, on pierwszy zagadał a ona pozwoliła mu na to. Była samotna, potrzebowała czułości, zmian, nie wiem czego jeszcze. Ale takie sytuacje bywają w życiu. Najbardziej zastanawiają mnie takie fakty: Facet ma około 45 lat, jest rozwodnikiem. Nie znam prawdziwych przyczyn rozpadu jego małżeństwa, ma dzieci. Ona przeciez wcale go tak naprawde nie zna, nie wie jaki on jest na prawdę. Co ona zrobi, dgy zauroczenie przejdzie lub miłość osłabnie za jakis czas i przekona się ,że nie znała tego człowieka? Znów będzie nieszczęśliwa?Chce zakończyć stabilny, bezpieczny związek, skrzywdzić masę ludzi w tym własne dzieci dla własnych celów. Co on takiego jej zrobił, jak ja omotał. Ja nawet nie wiem, czy ona go kocha czy to nie jest tylko głębokie zauroczenie połączone ze świadomością, że on da jej to, czego ona pragnie? Bardzo kochająca matka dzieci, wręcz nadopiekuńcza teraz odpowiedziała mi, że dzieci to za mało dla niej aby dalej tworzyć rodzinę ze mną...no szok, co on jej zrobił?
Jak ją poderwał, na najstarszy podryw - na tekst o pięknych oczach (ma prześliczne) . On podobno jest bardzo w porządku, super facet, ona przy nim teraz czuje się spokojna. No a jak ma się czuć jeśli jest nim zauroczona? On jest podobno dość zamożny, czyli miał kolejnego asa, może spełnić obietnice.
Gdy byliśmy młodzi, mogła leżeć przytulona do mnie całymi dniami, czuła się dobrze i bezpiecznie.
Wiem, że żona słyszała od niego obietnice, że jeśli ona mu powie o zakończeniu romansu, to on przestanie dzwonić, spotykać się ale zawsze będzie gdzieś obok i będzie ,,czuwał" nad nią. Dobry duszek? Powiedziałem żonie, że wyjedziemy do innego miasta. On zadeklarował ,że pojedzie wtedy za nią. Nawet jeśli nie będzie z nią a ona będzie sama z dziećmi ,to zawsze będzie ją wspierał, utrzymywał. Musiał bardzo grac na jej emocjach aby ja tak zmienić. Żona zawsze była bardzo podatna na takie zachowania. Ale jako dojrzała kobieta dała się na to nabrać?
Jeśli on jest taki w porządku facet, to dlaczego rozwala normalną szczęśliwą rodzinę, krzywdzi dzieci i bliskich kobiety, którą podobno kocha? Przy wyznaniu o zdradzie powiedziała mi też, że nie miała nic mówić tylko odejść nagle z dnia na dzień ! To nie w jej stylu i jestem pewien, że ten facet to zwykła kanalia. Najprawdopodobniej to jego sugestia takiego rozwiązania. Wiedział, że w ten sposób wywołałby u mnie wściekłość i nie miałbym szans na walkę o rodzinę. Mówi mojej żonie, jak to on wie, że to jego wina, że bierze na siebie odpowiedzialność za to wszystko ale robi dokładnie tak aby się wybielić? Jak dla mnie, to lekko starzejący się 45 latek, który zaczyna bać się samotności albo potrzebuje kobiety do łózka i bez względu na ofiary, chciał znaleźć sobie kobietę, kochankę. Trafił na podatną na jego gierki bardzo atrakcyjną kobietę, trafił w czas i miejsce.
Nie wiem co już zrobić, pozostaje mi jeszcze tylko chyba kontakt z nim (mam jego numer) i powiedzeniu mu paru ,,ciepłych" słów.
Poradźcie proszę, bo moja rodzina a szczęście dzieci przede wszystkim to sens mojego życia. Martwię się zwłaszcza o synka, ma 13 lat, wszedł w okres bunt, nic mu się nie chce, opuścił się znacznie w nauce. Nie chce chodzić do szkoły. Jakie konsekwencje będzie to miało dla niego, stracić ojca, zamieszkać z nowym facetem matki, stracić w nią wiarę. Serce mi krwawi...
jadaniel
 
Posty: 15
Dołączył(a): 17 sty 2014, o 21:41

Re: Chcę ratować małżeństwo ale nie mam już argumentów

Postprzez impresja77 » 18 sty 2014, o 17:28

może facet,który poderwał Ci żonę jest psychofagiem?
To jest link do strony,w którym kobieta opisuje swoje życie z psychofagiem . Może poczytaj i sprawdź ,czy żona nie ma do czynienia z takim człowiekiem,który Nią manipuluje.
http://mojedwieglowy.blogspot.com/p/jak ... _8287.html
impresja77
 
Posty: 1997
Dołączył(a): 29 sie 2013, o 16:36

Re: Chcę ratować małżeństwo ale nie mam już argumentów

Postprzez jadaniel » 18 sty 2014, o 17:41

impresja77 napisał(a):może facet,który poderwał Ci żonę jest psychofagiem?
To jest link do strony,w którym kobieta opisuje swoje życie z psychofagiem . Może poczytaj i sprawdź ,czy żona nie ma do czynienia z takim człowiekiem,który Nią manipuluje.
http://mojedwieglowy.blogspot.com/p/jak ... _8287.html


Pięknie dziękuję, nie omieszkam skorzystać z tego doświadczenia, być może otworzy to oczy dla mojej ukochanej? Na razie jestem pełen nadziei, że ONA w końcu zrozumie, że warto jest odbudować to co stare, znane i pewne niż angażować swoją i nie tylko przyszłość w wielką niewiadomą.
jadaniel
 
Posty: 15
Dołączył(a): 17 sty 2014, o 21:41

Re: Chcę ratować małżeństwo ale nie mam już argumentów

Postprzez Jigsaw » 18 sty 2014, o 17:48

tak jak napisales..
nowy zwiazek to zawsze sie wydaje bardziej atrakcyjne..
z drugiej strony to malzenstwa ze przez kilkadziesiat lat malzonkowie mysla tylko o sobie na wzajem bez zadnych chocby zauroczen na boku to sie zdarzaja chyba tylko w bajkach
przydalby sie ktos kto by jej uswiadomil ze to jej "przejdzie" - bo jesli to prawda co napisales to jesli opadnie zauroczenie to bedzie zalowac rozwodu -
mysleliscie o terapi?
Avatar użytkownika
Jigsaw
 
Posty: 1553
Dołączył(a): 8 lis 2013, o 19:04

Re: Chcę ratować małżeństwo ale nie mam już argumentów

Postprzez Księżycowa » 18 sty 2014, o 17:54

A dlaczego Ty tak bronisz żony? Jesteś przekonany, że to on za nią decyduje a ja mam wrażenie, ze jesteś przekonany, że on za nią wręcz myśli.

Też miałam kiedyś okazję zdradzić faceta w dosyć słabym etapie naszego związku. Miałam masę wątpliwości i masę nie spełnionych oczekiwań. Nie zrobiłam nic pomimo, że biłam się z myślami czy by nie pójść na kawę, bo niby tylko po to mieliśmy się spotkać, choć między wierszami powiedział czego chce jeszcze.
Nie poszłam. Nie poszłam, bo nawet jeśli ni kochałabym swojego faceta, to go szanowałam zwyczajnie i nie mogłam tego zrobić, choć moze i potrzebowałam na tamten czas jakiejś odmiany a było do dupy w tamtym okresie pod każdym względem, finansowym i uczuciowym.
Wtedy mój facet wszedł tu na forum i wszstko przeczytał, chciał się rozstać, nie chciał nawet na mnie patrzeć pomimo, ze nic nie zrobiłam. Był wściekły... ale też samokrytyczny. Dogadaliśmy się... ustaliliśmy wiele rzeczy... i później nie jedną burzę przeszliśmy juz nie dotyczącą moze romansu ale jestęmy razem nadal i myślę, ze o wiele lepiej sie rozumiemy...

Chcę Ci powiedzieć, ze Twoja kobieta nie musiała zdradzać - miała wybór przez cały czas i mogła w każdej chwili sie wycofać.
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Re: Chcę ratować małżeństwo ale nie mam już argumentów

Postprzez jadaniel » 18 sty 2014, o 17:57

Na razie jest temat rozstania a ja zamierzam walczyć. Jeśli odniosę sukces w mojej walce, będę o tym myślał ale przede wszystkim muszę wtedy zadbać o ukochaną aby czuła, że ma we mnie wsparcie z każdej strony i wiedziała, że warto było a nie zadręczała się do końca życia tym, co zrobiła pomimo, że ja o to nie mam już do niej żalu. To boli ale jej zrozumienie sytuacji i powrót do naszej rodziny, zadziałałby jak najlepszy środek przeciwbólowy.
jadaniel
 
Posty: 15
Dołączył(a): 17 sty 2014, o 21:41

Re: Chcę ratować małżeństwo ale nie mam już argumentów

Postprzez Jigsaw » 18 sty 2014, o 21:22

oj Ksiezycowa.. nie zdarzej sobie sprawy jakie silne sily czasami miotaja ludzmi.. uhm pozwole sobie zamknac w tym sformulowaniu to co chcialem napisac, mam tylko nadzieje ze powstrzymasz sie do narzucania innym swoich pogladow..

Jadanielu - tak jak pisalem - najlepsza wydawalaby mi sie tutaj terapia par. Mysle ze jesli sam zechcesz to znajdziesz dosc argumentow by namowic na to żonę.
Samemu nie wiem co bys mogl zrobic? Byc moze sa pomiedzy Wami jakies (nie)uswiadomione zaszlosci przez ktore jakkolwiek bys sie nie staral nic sam nie wygrasz.

poza tym w dalszej kolejnosci przydaloby Ci sie tez Tobie zebys jakos przepracowal swoje podejscie- bo z Twojego opisu wynika ze sie od swojej kobiety uzalezniles..
Avatar użytkownika
Jigsaw
 
Posty: 1553
Dołączył(a): 8 lis 2013, o 19:04

Re: Chcę ratować małżeństwo ale nie mam już argumentów

Postprzez Księżycowa » 18 sty 2014, o 21:29

Jigsaw napisał(a):oj Ksiezycowa.. nie zdarzej sobie sprawy jakie silne sily czasami miotaja ludzmi..


A Ty oczywiście wiesz :roll:
Ja to wiem, ze facetami targa myslenie rozporkiem w takich chwilach a jak ktoś pisze, że można zwyczajnie przewazyć siłą mózgu, to już nie wie nic o jakichś tam siłach.
Fakt nie wiem jak to jest jak wyparowuje mi mózg... za to wiem, ze pomimo różnych, jak to określiłeś, sił mozna zwyczajnie zacząć myśleć i żadne siły nie są usprawiedliwieniem dla zdrady i nie powodują, ze człowiek traci mozliwość wyboru.

W jakimś moim wątku sporo było o takich własnie siłach i się jakoś udało... ale to było dawno, nie chce mi się szukać.

A na terapię par, to chcieć musi iść oboje... a jak na razie to widzę, ze autorowi zalezy bardziej niż jego żonie.

Ogólnie to jestem pełna podziwu dla wyrozumiałości z Twojej strony jadaniel, ze rozumiesz, ze kobiecie mogło czegoś brakować, ze się posuneła do zdrady. Tylko nawet to jej nie usprawiedliwia... Dziwi mnie trochę, ze nie miałeś ani momentu złości nawet gdybyś jej wybaczył, złość jest chyba naturalna w takiej sytuacji a Ty jej wybaczyłeś coś takiego. Fajnie by było gdyby żałowała, chciała odbudować a tutaj z jej strony nie piszesz, ze coś takiego padło, tylko piszesz, że Ty uwazasz, ze ma poczucie winy a to zupełnie co innego.
Nie wiesz co tak na prawde w niej siedzi.

Może spróbuj się skupić na tym co ona mówiła i nie dodawać własnych ideologii będzie Ci przynajmniej jasniej... może nie łatwiej, ale jaśniej.
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Re: Chcę ratować małżeństwo ale nie mam już argumentów

Postprzez Jigsaw » 18 sty 2014, o 22:20

oj nie kazdy jest taki jak Ty
niestety wiekszosc ludzi jest slabsza
....

wiesz.. u mnie chodzimy na terapie (tzn mamy umowione) mimo ze zadne z nas nie chce (przynajmniej ja nie chce juz niczego ratowac - poza soba najwyzej no i corka) a ona twierdzi tak samo ..
Zreszta sama pisalas ze swojego namowilas na terapie szantazem..
Takze ja wyrazam swoje zdanie, nie ma tu co probowac dzialac na wlasna reke, tylko poszukac dobrego specjaliste i tyle
Avatar użytkownika
Jigsaw
 
Posty: 1553
Dołączył(a): 8 lis 2013, o 19:04

Re: Chcę ratować małżeństwo ale nie mam już argumentów

Postprzez Księżycowa » 18 sty 2014, o 22:35

Matko Jigsaw nie chodzi o to, że każdy ma być taki jak ja - chodzi o to, ze jak się chce to mozna.

U nas była inna sytuacja. U nas nikt nie zdradził i w zasadzie nie był to szantaż, tylko zwyczajne moje oświadczenie - albo coś zmienasz i pracujesz, bo tak być nie może, to ja odchodzę. I to nie był właściwie szantaż, tylko fakt, bo ja bym odeszła. Nie chciałam w jakiś sposób żyć, który jest destrukcyjny dla nas i dla ewentualnie naszych dzieci. I tyle.
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Re: Chcę ratować małżeństwo ale nie mam już argumentów

Postprzez jadaniel » 18 sty 2014, o 23:25

Księżycowa napisał(a):"Ja to wiem, ze facetami targa myslenie rozporkiem..


Każdy chce wyrazić własne zdanie ale choć mam tylko obecną sytuacje w głowie, nawet mi przez myśl nie przeszło myślenie rozporkiem jak to nazwałaś. Ja myślę o rodzinie, o dzieciach, o żonie z którą przeżyłem prawie 20 lat i nie ożeniłem się z nią dlatego bo musiałem ale dlatego, że bardzo tego chcieliśmy oboje. Rozwód po takim czasie to nie to samo, co po roku czy dwóch. Mamy wspólne życie, czy to się nam podoba czy nie, przeżyliśmy razem bardzo wiele i łączy nas do tej pory wszystko, co nas spotkało razem. Mamy nasze dzieci dla których chcemy chyba żyć, wychowywać je i sprawić aby było im jak najlepiej. Uważam , ze jeśli dzieci nie będą szczęśliwe a są ku temu ogromne przesłanki po rozwodzie, że nie będą, nie ma szans aby szczęśliwi byli rodzice. Po co wiec jej ten nowy związek? Szczęście z nowym partnerem aż nie przeminie to pierwsze zauroczenie i nie pojawi się znów twarda rzeczywistość życia z człowiekiem, którego nie zna, nie zna jego wad, nie wie co w nim siedzi na prawdę. Ja nie mógłbym żyć i być szczęśliwy z kimś nowym widząc, jak cierpią moje dzieci. Dlatego chcę to ratować, bo wiem, że nawet dziś znacznie więcej łączy nas niż dzieli. Na pewno wielokrotnie więcej niż z nowym.
Co do złości, dziwisz mi się, że nie byłem na nią nawet trochę zły? Owszem, na drugi dzień przyszła złość ale nie za zdradę ale za co innego. Prosiłem ją (już w okresie romansu) aby jeśli kiedyś miało wydarzyć się coś takiego jak wydarzyło się teraz, to niech lepiej powie mi o tym zanim dojdzie do czegoś poważnego. Złość przyszła za to właśnie, że nie powiedziała ale i tak to już minęło. Zostało zagłuszone przez troskę. Co się stało to się nie odstanie, można tylko próbować naprawiać to co złe ale trzeba tego chcieć.
jadaniel
 
Posty: 15
Dołączył(a): 17 sty 2014, o 21:41

Re: Chcę ratować małżeństwo ale nie mam już argumentów

Postprzez Księżycowa » 18 sty 2014, o 23:37

jadaniel napisał(a):
Każdy chce wyrazić własne zdanie ale choć mam tylko obecną sytuacje w głowie, nawet mi przez myśl nie przeszło myślenie rozporkiem jak to nazwałaś.


Nie, nie chodziło mi, ze Ty myślisz rozporkiem, tylko ogólnie facet w sytuacji w której jest Twoja żona a nie Ty. Mniejsze, nie o to chodzi w Twoim wątku.

jadaniel napisał(a):Złość przyszła za to właśnie, że nie powiedziała ale i tak to już minęło. Zostało zagłuszone przez troskę. Co się stało to się nie odstanie, można tylko próbować naprawiać to co złe ale trzeba tego chcieć.


Wiesz trudno, zeby Ci powioedziała "zrób coś, bo zamierzam Cie zdradzić"
Ja pomimo, ze staraliśmy sie rozmawiać tak czysto technicznie o tym jakie mogą następować reakcje na różne zdrzenia, jak emocjonalnie i w ogóle też nie dałam rady pwiwedzieć, ze mam ochotę się oderwać, bo nie chciałam krzywdzić a poza tym bałam się jak zareaguje jednak.
Ale zdradzać też nie zdradzałam, bo jakoś pomimo tamtej szarpaniany miałam w głowie, ze on an to nie zasługuje po prostu, ze stara sie jak umie, bo to było widać. I nikt nie zasługuje na zdradę.

Jedyne co widzę to, ze nadal ciągle piszesz o niej, uzalasz się nad nią... jak nakręcony,

A co ona mówi w tej sytuacji... jak się zachowuje na ten moment? Chce walczyć o rodzinę tak jak Ty?
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Re: Chcę ratować małżeństwo ale nie mam już argumentów

Postprzez jadaniel » 18 sty 2014, o 23:44

Rozwinę jeszcze jedno, co powiedziała moja żona -Zdobyła się na wet na to aby powiedzieć mi, że już mnie nie kocha, że to było przyzwyczajenie
Szukając odpowiedzi znalazłem odpowiedź na to. Otóż tzw ,,przyzwyczajenie" to jeden z etapów związku dwojga ludzi. Nie ma czegoś takiego jak płomienna miłość przez całe życie i często ,spotyka się taki stan w małżeństwach. Mogła to odczuwać ale czy dobrze zinterpretowała?
jadaniel
 
Posty: 15
Dołączył(a): 17 sty 2014, o 21:41

Re: Chcę ratować małżeństwo ale nie mam już argumentów

Postprzez Księżycowa » 18 sty 2014, o 23:51

Ok. ale myślę, ze jest przyzwyczajenie i przyzwyczajenie.
Nie wierzę już, jak na razie, że ludzie wszyscy są ze sobą tylko z przyzwyczajenia. Pomimo upływu lat na pewno można sie nadal kochac pomimo przyzwyczajenia. Widziałam takich ludzi, niewielu ale widziałam. Kiedyś, jak pracowałam w sklepie to przychodziło takie małżeństwo już dziadkowie. Wszystkie dziewczyny były tym poruszone... Później Pani zaczęła chorować i niesamowite było jak się nią mąż opiekował... a są i inni, którzy to robią z przyzwyczajenia i takich tez widziaąłm. I sądzę, że jest róznica. Przynajmniej ja taką dostrzegłam.
To zalezy od ludzi jak będzie ale od obojga.
Twoja żona Ci powiedziała "nie kocha" ... Rozumiem, ze to nie jest łatwe ale utrudniasz sobie doszukując się jakichś definicji.

A powiedziała, że chce odejść tak w prost?
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Re: Chcę ratować małżeństwo ale nie mam już argumentów

Postprzez Jigsaw » 19 sty 2014, o 00:05

Ksiezycowa, oczywiscie jest mozliwosc ze ona tak calkowicie nie kocha (wiadomo czasem ludzie ida w zupelnie innych kierunkach) ale tutaj oprocz kwesti zauroczenia (ktora na prawde potrafi niezle namieszac w glowie i na prawde czasem nie da sie opanowac) sa takze problemy psychiczne żony (zreszta.. wystarczy)
Ja tutaj widze tyle przeslanek, ze na prawde uwazam ze autor powinien sie postarac o terapie
Avatar użytkownika
Jigsaw
 
Posty: 1553
Dołączył(a): 8 lis 2013, o 19:04

Następna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 288 gości