Wiem, że konsekwencje wszelkich decyzji wypłyną po czasie.
I właśnie to mnie martwi. Że nie jestem w stanie przewidzieć tych konsekwencji, zapanować nad tym (nie zaczyna się zdania od "że"
).
Że nie mam pewności 100%, kiedy te decyzje podejmuję. Chcąc nie chcąc w sobie mocno to przeżywam.
Staram się kierować zdrowym rozsądkiem, ale na równi także intuicją, uczuciami.
Teraz mam przed sobą kilka ważnych decyzji, które może nie są nieodwracalną ostatecznością, ale na pewno w dużym stopniu nakreśli to jakie będą najbliższe lata...
Życie osobiste, "zawodowe".
Wszystko jest takie... skomplikowane, a to dopiero początek.
Nie wiem czy tego będę żałować, ale na dzień dzisiejszy jestem za tym by rezygnować ze studiów. Nie mój czas, sporo obaw i barier psychicznych i tak naprawdę im dłużej się zastanawiam tym więcej widzę minusów. Kierowałam się wizją rozwoju i szansy na "coś lepszego", ale w rzeczywistości to wcale nie przynosi satysfakcji. Więcej obaw raczej i przymusu.
Muszę zebrać się w sobie, dać jeszcze odrobinę czasu i napisać do Profesora... Bez poczucia, że to moja porażka. I mam nadzieję, że po latach nie powiem sobie "Głupio zrobiłaś...".