przez monika_kler » 7 kwi 2014, o 16:18
Nie chcę zakładać nowego wątku. A szukam porady więc napiszę tutaj.
Sytuacja wygląda tak. Rok temu po kilku letniej i ciężkiej chorobie zmarł mój tatuś, zawsze był człowiekiem bardzo aktywnym, a choroba wymagała od niego wielu ograniczeń i wyrzeczeń. Stało się to dla niego bardzo ciężkie i oprócz jego problemów doszła do tego jeszcze ciężka nerwica i depresja. Robiłyśmy z mamą co tylko można aby mu pomóc. Ja mieszkałam daleko od rodzinnego domu bo studiowałam w innym mieście, ale przyjeżdżałam do nich kiedy się tylko dało. Gdy tata przebywał w szpitalu w Warszawie ciągle tam jeździłam, tułałam się po domach raz jednej koleżanki raz drugiej i całymi dniami przebywałam w szpitalu. Starałam się go wpisać do eksperymentalnego programu leczenia, jednak się nie kwalifikował, lekarze robili co mogli. Udało mi się nawet umówić na rozmowę do ministerstwa oraz rzecznika praw pacjenta. Jednak to nic nie dało. Później lekarka pomogła nam zdobyć te nowe leki swoimi drogami i była pewna poprawa. Jednak do tego później doszła jeszcze gorsza choroba i życie niestety tak się potoczyło.
Ale opisując mój problem. Podczas choroby taty zostałyśmy z mamą praktycznie same. Jedyne osoby jakie nam pomagały był to mój chłopak oraz siostra mojej mamy i jej mąż. Rodzina taty potrafiła tylko rozmawiać przez telefon. A jak kuzynka raz go odwiedziła w szpitalu, chociaż mieszka w Warszawie (a jest jego chrześnicą) to od razu był wielki news na całą rodzinę jaka to Agnieszka jest wspaniała. Gdy prosiłam babcię aby zimą przyjechała do nas aby po prostu w ciągu dnia gdy mama jest w pracy dotrzymać tacie towarzystwa to nie przyjechała bo zawsze było coś "to ją noga boli" "to zimą trzeba w piecu palić" i tak dalej.
Na pogrzebie cała rodzina taty zachowywała się jak jacyś książęta, w domu ciągle trzeba było im usługiwać, nawet herbaty nie potrafili sobie zaparzyć. Jakby tego było mało brat mojego taty, który jest moim chrzestnym po wszystkim powiedział mi, że na stypie było za mało jedzenia. A oni w żadnych sprawach organizacyjnych nam nie pomogli. Doszło do tego, że babcia jeszcze powiedziała, że tata miał garnitur i buty nie takie. Na jakiś czas moje i mamy kontakty z nimi w miarę się unormowały. Chociaż rozmowy telefoniczne z nimi zawsze mnie wkurzały. Dobrze wiedziały, że moja mama ma depresję bierze leki i jest jej ciężko, a jak dzwoniły to cały czas mówiły "że babcia to przeżywa najbardziej ze wszystkich". Teraz zostałyśmy zaproszone na chrzciny do dziecka mojego wujka. NIestety w tym czasie ja nie mogę jechać bo mam tego samego dnia chrzciny w rodzinie mojego narzeczonego gdzie jestem chrzestną i nie mogę już domówić. Mama beze mnie tam nie pojedzie, ponieważ nie ma prawa jazdy a jest to odległość 400 km do pokonania. Na domiar wszystkiego nie mam chęci spotykania się w moim wujkiem, ponieważ jestem z nim pokłócona. Od czasu pogrzebu zadzwonił do mnie 3 razy, nigdy nie zapytał się co u mnie i zawsze dzwonił z jakimś "interesem" i potrafił tylko docinać. Typu "kiedy ślub" "kiedy dziecko" " no ale przecież ze sobą sypiacie" i takie rzeczy. A mi nie w głowie były sprawy ślubu, ponieważ jak wiadomo byłam w żałobie. Potrafił mi jeszcze wypomnieć że teraz pewnie żyję jak pączek w maśle bo mam renetę po tacie. Gdy babaci dowiedziała się, że nie przyjedziemy a mama jej opowiedziała wszystkie historie o tym co wyprawiał mój wujek w stosunku do mnie i do niej. To zaczęła na moją mamę krzyczeć i na dodatek potrafiła wypomnieć że my się tatą nie opiekowałyśmy bo na pogrzebie ktoś tak wujkowi powiedział. A mama na to, że dobrze, że ona się zapyta wujka kto dokładnie co powiedział ale i tak w to nie wierzy bo on ciągle zmyśla. Na to babacia później zaczęła się kręcić w zeznaniach i zaczęła mówić, że to nie jemu tylko jej to ktoś powiedział. Mamę bardzo zabolały te słowa, ciągle płacze mi do telefonu a ja nie wiem jak jej pomóc. Nie mogę teraz do niej pojechać. Chciałam już zadzwonić do babci i powiedzieć jej kilka słów. Ale mama mi zabroniła, ponieważ nie chce żebym jeszcze ja się z nią pokłóciła. Nie wiem co mam robić nie mogę spać po nocach. Po śmierci taty brałam sympramol udało mi się go odstawić. Boję się, że znowu będę musiała sięgnąć po leki... W ogóle nie wiem jak ktoś mógł tak o mojej mamie powiedzieć. Ona na prawdę robiła co się dało. Nie spała po nocach i cały czas tylko pilnowała taty.
A jego rodzina cały czas myśli tylko o sobie... oni są najważniejsi i myślą, że my to nic nie przeżywamy.