Wzruszajacy, piekny fragment. Widze, ze warto przeczytac ksiazke, skoro tak ci sie wbil w pamiec.
Ja nadal przewalam w glowie ten artykul z Trojki. Dla mnie to jest jak objawienie. Moja terapeutka na ktorej coraz bardziej sie zawodze nigdy nie raczyla mnie poinformowac na czym to wszystko polega, ze depresja to jest kompletna zmiana postrzegania wszystkiego. Ona mysli, ze dala mi Lexapro i to jak ona twierdzi ''mnie wyreguluje'' no kurna ale ja nie jestem jakas maszynka zeby mnie regulowac. Moj facet poszedl do niej, bo po naszym tzw zerwaniu i okrutnej wojnie panstwa Rose, kiedy to w sumie mnie odbilo (teraz to widze) nie raczyla mu nawet uswiadomic, ze jestem chora i dac mu jakies wskazowki jak mi pomoc, jak obchodzic sie z maszynka ktora sie wlasnie zaczyna kalibrowac do poziomu normalnosci. Tak owszem zapytala sie, czego spodziewasz sie po zwiazku i jakie masz jego wyobrazenia. Kobieta zna mnie od ponad roku, zaczynam sie zastanawiac za co ja jej place, za pitolenie o Magdalenie.
Wczoraj moj boyfriend przyszedl z pracy, bylo milo, pogadalismy, posmialismy sie. Nalal sobie lampke wina, powiedzialam mu ze zamordowalabym za lampke zimnego, bialego wina w sobotni wieczor. A on na to, ze czemu sobie nie naleje. No kurna to mowie mu, ze nie moge bo biore leki i chce zeby dzialaly a poza tym nie chce zle sie poczuc. I tak od zdania do zdania doszlam do wniosku, ze tak na prawde omijalismy temat mojej depresji na kilometr.A przeciez wazne jest, zeby miec wsparcie od drugiej osoby. Odnosze wrazenie, ze on sie tego boi, nie zaakceptowal tego jeszcze albo uwaza, ze to sa moje fanaberie, ze za bardzo sie wszystkim przejmuje. Poszedl pozniej wziac prysznic a ja w miedzyczasie wygoglowalam i poczytalam pare stron o tym jak wspierac najblizszych, ktorzy cierpia na depresje. Zapomnialam dodac, ze cztery miechy temu kiedy przyszlam do domu od terapeutki z paczka lexapro on stwierdzil, ze przeciez tego nie potrzebuje, ze wszystko ze mna jest okay , kiedy ja po mojej diagnozie i fakcie ze skonczylam na lekach czulam sie jak kompletny loser. Kiedy zszedl na dol popatrzyl sie na mnie, zobaczyl ze jestem smutna zapytal co sie stalo. Wtedy czulam sie jak cholerny loser bo przeciez jak mam podrzucic mojemu facetowi instrukcje obslugi osoby z depresja
Nie chcialam tego robic, to takie upokorzajace dla mnie ze jestem chora ale on sie uparl, usiadl obok mnie i z tym swoim usmieszkiem zartownisia powiedzial zebym podala mu reke i razem poczytamy jak mi pomoc. Kiedy skonczyl czytac w koncu sie otworzylam i opowiedzialam mu jak sie czuje, kiedy jest zle, co mysle, dlaczego zachowuje sie tak a nie inaczej. Tak na spokojnie, bez nerwow, kropka po kropce, literka po literce. Wiem, ze do niego dotarlo. Wytlumaczylam mu, ze to nie jest jego wina, ze jestem chora, bo on mysli, ze jestem z nim nieszczesliwa na maxa. Czuje sie winna, ze ma taka laske jak ja, moglby byc szczesliwy z jakas wesola panienka a on jest dla mnie, nie wazne jak sie czuje, czy mnie rozumial czy nie. Teraz wiem, ze chce wyzdrowiec, ze nie chce juz tych klotni, bo zrozumialam, ze kiedy jestem po drugiej stronie to nie jestem ja, to choroba. Moj facet jest kompletnym luzakiem, pomimo tego ze ciezko pracuje potrafi dac na luz i byc pozytywnym, ja tez kiedys taka bylam. Wczoraj kiedy poszedl wziac prysznic poczulam jak depresja powoli zakrada sie do mnie, ten strach to paskudne uczucie. Pomyslalam sobie, ze nie nie tym razem, ze od trzech dni czuje sie dobrze i lekko, ze mam jutro wolne, chce zrobic kilka rzeczy zamiast siedziec w domu i sie dolowac. No wlasnie a propos wolnego, trzeba wziac nogi za pas i isc na spacer bo swieci slonce.