czy to już idzie w stronę końca?

Problemy z partnerami.

czy to już idzie w stronę końca?

Postprzez danfoss » 23 lis 2013, o 23:57

Witam wszystkich,
jestem nowy na tym forum, szczerze mówiąc nie wiem jak mam swoją sytuację opisać, ale może jakoś uda mi się przedstawić mój problem.
Sytuacja wygląda następująco. Najlepiej będzie jak zacznę od początku. Jestem dość młodym człowiekiem, ponieważ dopiero mam 20lat, moja partnerka również. Oboje pochodzimy z tego samego miasta, tam zaczęliśmy nasz związek w II klasie liceum. Po maturze przeprowadziliśmy się do Warszawy, wspólnie mieszkamy od ponad roku. Ja studiuję Ona również. Oboje pracujemy, a raczej pracowaliśmy - ja obecnie jestem bezrobotny (szukam pracy-może od grudnia coś będę miał), zajmuje się domem (obiadki, śniadania, kolacje, jedzenie szykowane do pracy dla Partnerki, jakieś sprzątanie). Generalnie od razu powiem, że lubię gotować i nie przeszkadza mi to ale czasem czuje się jak jakaś kura domowa albo nawet nie chce tego nazywać. Jest mi po prostu źle gdy ja robię wszystko a Ona praktycznie nic. Jak poruszę temat to już leci tekst z jej strony: "przecież ja ci nie każe tego robić, nie chce od ciebie kanapek do pracy nie proszę Cię o nie ty sam je robisz..." I wtedy przez najbliższe kilka dni jak robię obiad to mówi, że nie jest głodna albo jak gdyby nigdy nic sama jednego dnia z wielkim wyrzutem robi obiad. Kiedy np. zapytam czy coś mogę pomóc to od razu jest "ja zrobię, zostaw!" Tak to generalnie jest, że w naszym związku jak ja chce coś pomóc czy to na komputerze, czy coś na studia czy w kuchni przy gotowaniu to zaraz jest wielka afera, że ja Ją KRYTYKUJE. Ja po prostu chcę pomóc jak widzę, że sobie z czymś nie radzi - jestem takim typem człowieka po prostu, a Ona baaaaardzo rzadko prosi mnie o pomoc. Tak jakby to oznaczało, że jest jakaś gorsza bo sama nie daje rady. No ale bez przesady, dlaczego od razu mnie atakować i mówić, że ją krytykuje. Ogólnie jako para bardzo rzadko wychodzimy a nawet wgl, Jak od ponad roku mieszkamy w Warszawie ani razu nie byliśmy w klubie. Może z 7 razy w kinie, 4 w jakimś lokalu na kolacji, raz spacer po starym mieście i łazienkach. Jak proponuje jakieś wyjścia popołudniem po pracy, jakiś zwykły spacer kilka uliczek to mówi, że nie chce jej się, że nie dzisiaj, jest zmęczona po pracy (jak najbardziej to rozumiem ale chyba raz w tygodniu moglibyśmy przejść się przez 30 min.) Często mamy też kłótnie na tle seksualnym. Ja jestem dość wymagającym facetem, a jeśli chodzi o moją Partnerkę to 2 razy na miesiąc z Jej inicjatywy coś się dzieje (a jak już się coś dzieje to ja jestem stroną aktywną a ona tylko na początku). Jeśli chodzi o temat łóżka to według niej powinienem się leczyć - mówi, że wgl nie patrzę na jej uczucia. Oczywiście w tym wszystkim ja nie jestem bez winy. Czasami zdarza mi się wrócić w bardzo złym stanie po spotkaniu z kumplem z jakiegoś meczu. Raz zgubiłem telefon, wracając do domu pojechałem nie w tą stronę i wylądowałem za Warszawą potem oczywiście ratowała mnie moja kobieta. Ale takich sytuacji było łącznie może 7. Jeśli chodzi o jej np. wracanie z domu rodzinnego do Warszawy to jestem bardzo opiekuńczy, pewnie aż za bardzo. Sprawdzę jej pociąg, zadzwonię i zapytam czy już wyjechała żeby się przypadkiem nie spóźniła, pojadę na dworzec żeby sama nie wracała. Ale generalnie jak nie odbiera telefonu to jestem zły potem się okazuje, że po prostu nie słyszała mając telefon w kieszeni. Albo mówi, że zadzwoni jak będzie gdzieś tam na miejscu - sama z własnej inicjatywy; a potem mijają 2h gdzie ona tam powinna być od godziny a nie dzwoni. Potem oczywiście mówi że zapomniała - wiem że to może wyglądać jakbym ją kontrolował ale np. sama się zadeklarowała, że zadzwoni, albo ja po prostu nie chcę żeby się spóźniła na pociąg. W domu mamy częste kłótnie np. o to, że ja czasem bym chciał żeby mi zrobiła głupią herbatę, kolację to sama się nie domyśli, muszę poprosić noi oczywiście niekoniecnie zostanie moja prośba spełniona. A ona siedzi na fotelu i mówi: "Misiaczku zrobisz mi gorącej herbatki i jakąś kanapkę?" i oczywiście ja ją zrobie ale jak się czasem postawię to jest kłótnia że hoho... Pewnie widać w tym co powyżej napisałem, że siebie stawiam w lepszym świetle, ale zauważcie że o sobie też coś napisałem negatywnego. Sam twierdzę, że nie jestem święty, czasem bardzo potrafię skrzywdzić. Moja kobieta zawsze mówi, że kiedyś byłem inny lepszy... że teraz nie patrzę na jej uczucia, że liczę się tylko ja i że teraz wgl nie pokazuje, że ją kocham. Jest coraz gorzej, moja luba już kilkakrotnie przeglądała jakieś pokoje do wynajęcie i poważnie się zastanawia czy to ma sens. Ja nie chce się z nią rozstawać. Kocham ją, może faktycznie nie potrafię tego pokazać tak jak kiedyś, ale nie tylko ja jestem bez winy. A obecna sytuacja z jej punktu widzenia jest efektem mojego złego zachowania tylko i wyłącznie. Może macie jakieś rady, co mógłbym zrobić, jak pracować nad sobą efektywnie, żeby coś w sobie poprawić i żeby Ona też chciała coś poprawić.

Pozdrawiam
danfoss
 
Posty: 2
Dołączył(a): 23 lis 2013, o 23:12

Re: czy to już idzie w stronę końca?

Postprzez Jigsaw » 24 lis 2013, o 00:27

danfoss napisał(a):Witam wszystkich,
jestem nowy na tym forum, szczerze mówiąc nie wiem jak mam swoją sytuację opisać, ale może jakoś uda mi się przedstawić mój problem. ]


Witaj serdecznie :)

danfoss napisał(a):Ja po prostu chcę pomóc jak widzę, że sobie z czymś nie radzi - jestem takim typem człowieka po prostu, a Ona baaaaardzo rzadko prosi mnie o pomoc. Tak jakby to oznaczało, że jest jakaś gorsza bo sama nie daje rady. No ale bez przesady, dlaczego od razu mnie atakować i mówić, że ją krytykuje.
[ ]

nie wiem na ile Cie to pocieszy, ale doskonale znam taka sytuacje z autopsji
(z tym ze moja np nie chciala zeby sie zblizac do jej komputera bo ciagle z kims flirtowala)
Mowilem jej, staralem sie tlumaczyc, ze jesli cos zle robi to wcale nie oznacza ze jest gorsza, ze kazdy ma prawo do bledow itd. ale du**pa



Nie chce niczego przesadzac, ale Moja najpierw wielokrotnie straszyla mnie ze mnie zostawi, wyprowadzi sie itd,
ale w koncu nei wytrzymalem i kazalem jej sie wynosic (gdyz totalnie ignoruje obowiazki domowe i nie tylko - dochodzi do tego przemoc psychiczna wobec mnie itp)
to sie przyznala ze jest jeszcze ze mna tylko dlatego ze jej sie nie chce szukac mieszkania i samemu oplacac :/
Avatar użytkownika
Jigsaw
 
Posty: 1553
Dołączył(a): 8 lis 2013, o 19:04

Re: czy to już idzie w stronę końca?

Postprzez Sansevieria » 24 lis 2013, o 17:25

Danfoss, witaj :)
Spróbuj pisać z jakimiś akapitami, please, bo takie bloki tekstu trudno się czyta.
Tak z pierwszego wrazenia to ja bym się chyba czuła mocno kontrolowana w zwiazku z takim partnerem jak Ty. To jest odczucie, a nie ocena.
Jakos dla mnie niepokojąco wygląda w tym co piszesz temat "życie towarzyskie", bo młodzi studiujący zwykle je mają raczej, a Wy jakby wcale. Mozesz rozwinąć ten temat?
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Re: czy to już idzie w stronę końca?

Postprzez danfoss » 24 lis 2013, o 17:37

Jeśli chodzi o moją kobietę to Ona akurat nie flirtuje z nikim na jakimś czacie czy coś. Oto się nie muszę bać. A jeśli chodzi o kwestie mieszkaniową to jeśli już to ja byłbym w gorszej sytuacji. Ona ma stałą pracę więc bez problemu mogłaby się utrzymać. Ja niekoniecznie na tą chwilę. Zresztą nawet nie dopuszczam takiej myśli, że mogłaby się wyprowadzić... że moglibyśmy się rozstać.

Poruszając kwestię życia towarzyskiego to tak jak napisałaś wcale go nie ma. Jako para razem nigdzie do znajomych nie wychodzimy, tylko te parę wyjść do kina czy lokalu. Ja w liceum byłem dość imprezowym człowiekiem, zanim zaczęliśmy być razem. Później w trakcie trwania związku owszem gdzieś chodziłem ale już nie tak często. Czyli można powiedzieć, że tak jakby ustabilizowałem się co do imprez naprawdę czasem bardzo grubych imprez. Nie było mi to potrzebne bo miałem Ją, ale też owszem wtedy czasem było mi z tym źle że nie chodzimy nigdzie.
A teraz póki jeszcze ja pracowałem to w domu spotykaliśmy się po pracy ok. 18. Ale zazwyczaj Ona chce się uczyć albo po prostu posiedzieć w domu. Nawet i się czasem poprzytulać obejrzeć razem jakiś film (ale takie sceny są bardzo rzadkie) noi zero inicjatywy na jakieś wyjście z jej strony. Jak ja czegoś nie zaproponuję to nigdzie na bank nie wyjdziemy, a jeśli coś wymyślę to jakaś szansa jest ale jak mówię... bardzo mała bo i tak w końcu zostajemy w domu. Nie zapowiada się żeby to się zmieniło tym bardziej że teraz jest gorzej między nami i od kilku dni nie rozmawiamy prawie wgl.
danfoss
 
Posty: 2
Dołączył(a): 23 lis 2013, o 23:12

Re: czy to już idzie w stronę końca?

Postprzez Sansevieria » 24 lis 2013, o 21:48

Wiesz co Danfoss, mnie się wydaje że wy jesteście bardzo różnymi ludźmi. I że to właśnie wychodzi.

Są tacy co to im życie towarzyskie jest potrzebne bardzo - w kontaktach z ludźmi dostają ładunek energii. I są tacy co wręcz przeciwnie, jak odpocząć to w ciszy i bez ludzi, bo bycie w grupie ich męczy. Mozna tu pisać mądre psycholgiczne wywody, ale tak z obserwacji to jedni są towarzyscy a inni niespecjalnie i już. W realich domu, kiedy mieszkaliście z rodzicami i chodziliscie do szkoły to Wam nie wyszło, ta różnica. Jak znaleźliście sie w nowych realiach wyszło bardzo. Ona odpoczywa tak, a Tobie by co innego się przydało. I w sumie obawiam sie że dostosowanie się tu będzie trudne. O ile w ogóle ma sens. Ty w jakimś sensie "dla niej" zrezygnowałeś z rozwiniętego życia grupowego i teraz Ci brak. A jej nie brak . Ty się zmieniłeś co do sposobu życia, ona nie. Jak piszesz zamiast imprez miałeś ją, no ale to są dwie różne sprawy . Nie da sie zamienic życia towarzyskiego na kontakt z jedną osobą. Nie chodzi mi o jakieś przesadne imprezowanie, ale u was to jest pustynia normalna. Są tacy, co im takie wycofanie odpowiada, nie musi ono być chorobliwe. Ale komuś mającemu większe potrzeby "stadne" takie życie w wycofaniu zmienia się w koszmar. Rezygnuje z czegoś, co jest mu potrzebne. W imię czego? No właśnie....masz dopiero 20 lat. To nie jest jeszcze w statystycznym życiu czas stabilizacji, to jest raczej czas "szaleństw młodości". Niektórzy nie przechodzą tego okresu w życiu, są niemal od urodzenia ustabilizowani. Ale to jest statystyczna mniejszość.
Jakby mi ktos (gdy byłam dwudziestolatką) zaproponował koncepcję "uczelnia - praca - dom " to bym uznała, że padł na główkę i mocno się uderzył że mnie chce do więzienia wtrącić i w kierat włożyć. Nie zebym była przeciw stabilizacji, ale litości, taka stabilizacja w wieku 2o lat? Brrr...

Ona ze swoim usposobieniem nie będzie inicjatorką życia towarzyskiego. Oraz raczej będzie stawiała opór bierny. Bo jej to niepotrzebne w dużych dawkach, bez tego moze sie obyc. Ma zapewne raczej jakieś bliskie pojedyncze osoby znajome czy zaprzyjaźnione i tyle. Tak też można, nie jest to zbrodnia. Ale mnie się wydaje, że do Twojego usposobienia nie to nie pasuje.
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Re: czy to już idzie w stronę końca?

Postprzez agik » 25 lis 2013, o 00:54

Ja tu widzę kilka rzeczy.
Po pierwsze masz wiecej czasu niż Ona. Roznosi Cię energia, a nie uważasz, że ona- mając raz tyle obowiązków, co Ty, ma prawo byc zmęczona? Nie wiem, jak wygląda sprawa Waszego utrzymania, ale moim zdaniem wynika z tego kolejna rzecz- jej poczucie obowiązku i Twoje poczucie ... hmmm... niespełnienia, niewykazania się.
Nie jest trochę tak, że czujesz się mało męsko, przy tej jej zaradności i samowystraczalności? Że jej tę "męską", mocno opiekuńczą rolę trochę narzucasz? Tak trochę na siłę? Co, oczywiście- nie jest niczym złym, tylko pytanie- czy ona tego chce?
Nie jest trochę tak, że ją "kłujesz" w oczy swoim dżwiganiem domowego ogniska? Jak dla mnie- sorry- ale prośba o herbatę i kanapkę, kiedy byłam cały dzień w pracy, a weekendy poświęciałbym na uczelnię, nie jest jakimś szczególnie drastycznym roszczeniem...
Sytuacja zmieni się ( moim zdaniem), kiedy sam będziesz pracował.
Bo cosi mi tak wygląda, jakbyś się na niej trochę uwiesił. I oczekiwał, że wypełni Twój świat- ale tylko w takim stopniu, w jakim masz dla niej w nim miejsce ( czyli nie cały Twój swiat)

Pozdrawiam ciepło
agik
 
Posty: 4641
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 16:05

Re: czy to już idzie w stronę końca?

Postprzez inka85 » 12 gru 2013, o 10:50

Z tego co piszesz, jesteś dobry i opiekuńczy-może za bardzo? Trochę jak tata. Dziwne jest zachowanie tej Twojej dziewczyny, mi to trochę wygląda tak, jakby jej przestało już zależeć. Ona Ci mówi-Misiaczku-zaparz herbatkę i zrób kolację. A Ty powiedziałeś jej tak kiedyś? Powiedz jej i zobacz jak zareaguje. Związek powinien opierać się w miarę na równowadze, że podobnie dajecie i bierzecie. Z Twojej wypowiedzi wynika, że Ty wszystko dajesz, a ona nic. Ona tylko bierze.
inka85
 
Posty: 96
Dołączył(a): 1 wrz 2009, o 11:17


Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: eyureno i 301 gości