Witajcie, jestem tutaj po raz pierwszy, może zacznę od początku co mnie tutaj sprowadziło, a raczej kto...po uświadomieniu sobie wielu rzeczy doszłam do wniosku ze jestem uzalezniona od miłości, a raczej od swojego byłego meza, jestem już ponad rok po rozwodzie,a nie potrafię sobie z tym poradzić, zapisałam się na terapię, miałam dwie wizyty u psychiatry, nawet zaczęłam brać leki...dopiero 3 dzień....
nasze małżeństwo trwało około 1.5 roku mamy 2 letnią córeczkę, wszystko zmienilo się po ślubie, przed ślubem, też nie było kolorowo, mój eks jest cżłowiekiem nerowym, zawsze w kłótni mnie wyzywał, tłumczaył sie poźniej ze on tak ma, on nie mysli tak o mnie, pochodzi z rodziny gdzie ojciec pił, bardzo go kochałam praktycznie dla niego zrezygnowałam z wielu rzeczy zeby tylko byc znim nie mogłam zyc bez niego,,jak nie było go przy mnie czułąm się smutna wiecznie mi go brakowało:(moja potrzeba bliskosci z nim była tak silna ze sobie nie mozna chyba tego wyobrazić, moja rodzina nie była zadowolona że znim jestem pochodzilismy z jednego miasta malego, więc prawie każdy sie znał, ale ja nawet z nimi się pokłociłam zeby byc tylko z nim, mimo kłotni wyprowadzek od niego...po niecałym roku zaszłam w ciaże, szybki ślub, obrona pracy mgr, przygotowania do porodu, nawet w ciązy nie czulam sie dobrze nie byłam gotowa na dziecko, 2 dni przed porodem, rzucil mna na ziemie zaczelismy sie szaprac, zamknal mnie wpokoju, dostałam skurczy zaczęłam kirzyczeć, był pijany....pow do mnie "rodź sobie dziwko", na drugi dzień, oczywiscie to wszystko była moja wina bo ja tą kłótnię sprowokowałam, jak zawsze wszystko, nawet potrafiłam go stać przperaszac za to ze miałam rację, potrafił na tyle mna zmanipulować, że wierzyłam ze naprawdę jestem winna, mój były mąż nałogowo pali marihuane...
poźniej jak urodziłą się córka zaczęlo dziac sie naprawde źle, mialam depresję, jego matka we wszystko się wtracala, typowy synek mamusi, czułąm się gorsza nie miałam własnego zdania, nawet potraflu mi wmówić ze nie nadaje się na matkę, że nie ma we mnie instynktu macierzyńskiego, nie mialam żadnego wsparcia rodziny, tato tylko ale wiadomo jak to z facetem, mama nie zyje od 9 lat, dlatego szukałam wsparcia w przyajciólce wtedy czułam sie związana bliżej z nia niz z moim męzem, coraz czesciej dochodzilo miedzy nami do kótni szarpania, popychani wyzwisk, poźniej sama coraz bardziej stawałam sie agresywna, w stosunku do męza się zamykałam w sobie nie ptrafiłąm mu się sprzeciwic nie chciałam slyszec więcej kłotni wyziwsk,wolałam przemilczec i się godzić zeby w domu znow nie było kłótni i awantur...na swieta uderzył mnie bił mnie po głowie oddałam mu nie patrzyłam pierscionkiem miał sliwke pod okiem, pojechał z mama zrobić obdukcję...ja tez zrobiłam , poniewaz bałam się ze pewnie wykorzysta to przecwko mnie, nie mysliłam się, i wtedy pierwszy raz naszła mnie mysl o rozwodzie, jeszcze 2 razy zapisałam nas na terapię, małżeńską, ale on sie wycofał mówiąć iż sami sobie poradzimy, wtedy także dla mnie przestało zależec moze juz tak bardzo zwienczeniem konca mojego malzenstwa był przyjazd jego matki, ktora miala opiekowac sie dizeckim mimo iz go prosilam aby jej tutaj nie przywozil bo to bedzie koniec, i tak sie stalo mamusia wtracala sie we wwszystko on potrafil pry niej pow do mnie zamknij mordę, po czym ona potrafila pow ze to wszystko jest moja wina ze to ja go sprowokowałam do kłotni itd, czułam sie we własnym domu jak zaszczuty zwierz, postanowiałam zlozyc sprawe o rozowd poniewaz mieszkalismy w 2 pokojach to byla meczarnia psychiczna interwencje policji ciagla walka..ukrywanie się ze wszystkim knucie...masakra az doszło do tego ze wyrzucial go z domu po tym jak jego mama kazała wezwac na mnie polcje nie wytrzymałam, uznałam albo coś z tym zorbię albo psychicznie sie wykoncze a przeciez mam dziecko, rozwod dostałam po 2 miesiacach strasznie szybko ale to wszystko przed to był jeden wielki horror:( po rozowdzie jakos sie spotykalismy sie, ja tak anprawde nie chcialam sie rozowdzic nie widziałam w tamtym moemcie innego wyjscia, byłam wrakiem człowieka znerwicowana, zapłakana, szara i ponura...po rozowdzie odżyłam, mimo ze on cały czas robił mi jazdy przesladwał, wyzywał, sledził, stał pod blokiem nękał mnie, poźniej dowiedziałam sie ze jest zkims a mi ciagle zyc nie dawał, nawet jak zaczelam sie zkims spotykac po koleżensku wpadł do mnie do mieszkania zdemolował mi mieszkanie zaczał bić się zmoim kolegą, a juz sie zkims spotykał kolezanka zadzownila do mnie ze chodzi z nia po miesaci za raczke, zakochani szczelsiwi, a jak wracał od niej dzownil do mnie, i jak sie o tmy dowiedzialam, nie wiem dlaczego cos mi odbiło przeszłam załamanie nerwowe, błagałam go aby wrócił, płakalam nic nie jadałam nie wiem jak naprawdę funkcjonowałam, teraz jak mysle o tym jak sie ponizałam, w tyg przyjezdza do mnie spał ze mną na weekendy jeździł do niej i tak dwa miesiaće masakra , az latem postanowilismy dac sznase sobie zostawił ja ale na tej zasadzie ze to ja musiałam sie starac, prosilam zebysmy psozli an terpie, ale on oczywiscie w soim czasie wszystko, strałam sie skalakąłm nad nim, nie byłam szczelsiwa bardziej byłam szczelwia ze on jest,k czułam sie jak chora jakby on był narkotykiem bez ktorego zyc nie mogę, ale znow było tak jak zaczyanłam trudne rozmowy cos chciałam mu mówic, przeciwstawiac sie to potrafil krzyczec denerwowac sie wyzywac mnie, a ja płakałam i mowic do mnie ze on wiedzial ze tak bedzie jak on do mnie wróci że mi zalezło tylko na jednym aby zniszczyc mu zycie rozwalic ich związek, po prostu byl nasatwiony dla mnie na nie!!!!!!!!i trwalo to ponad miesiac po kolejnych wyziwskach jak sie zapytałam czy wysle alimenty mi na czas... zostałam wyzwana nawet mowic mi sie nie cche od kogo i wtedy pow sobie dosc juz tak dalej nie moge, ja tak abrdzo cchiałam abysmy cos zrozumieli aby on zorzumial moje zale moj ból, cisgle tylko obiwnial mnie o ten rozwód dlaczego, nie poczuwał sie do winy, i zaraz po tej osttaniej kłotni znow pognal do niej, gdzie wczesniej mi zarzucał ze to ja tak bede robic, choc od czasu rozowodu sama jestem i nie wiem czy cche byc zkimkolwiek poki nie poskładam samej siebie, tak to przezyłam jak on pognał do niej przezyłam szok, załamałam sie az trafila w rece ksiazka "kobiety ktore kochaja za bardzo", jak ja przeczytałam uznałam ze mam powazny problem, ze jestem uzalezniona zapisałam sie an terpaie, byłam u psychiatry biorę leki, ciągle mam poczucie winy za ten rozwód, tym bardziej ze jak on wraca od niej to znow zaczyanja sie telefony wyziwska obarczanie mnie i manhipulowanie mną...ta historia opisana jest w bardoz wielkii skrócie, moj stan psychiczny jest tragiczny chcialabym pogadac z kimś, kto moze przeszdł przez takie samo piekło...moje nastroje to jest popadanie od skrjanosci w skrajnosc, dzien dobrze nastepny siedze rycze, mysle zabijam sie myslami wszyscy ze mna rozmawiaja wiedza ile wycierpiałam, bardzo prosze moze znajdzie się tutaj ktos kto by ze mna pogadał o tym wszystkim do wizyty z p0sychoterapeutka mam jeszcze kila tygodni, niestety kasa chorych wiec szukam juz gdziekolwiek pomocy