Chcę dzisiaj napisać o bardzo bolesnym dla mnie problemie.
Chodzi o związki, znalezienie partnera i zbudowanie udanej relacji.
Ciekawe, że w czasach, kiedy nawet nie spełnione marzenie o macierzyństwie można już teraz zrealizować metodą in vitro i że wielkie cierpienie ludzi może przeobrazić się w wielkie szczęście, nikt nie wymyślił metody in vitro na zbudowanie udanego życia uczuciowego.
Wszystkie moje związki (miałam ich kilka) rozpadały się. Nie założyłam rodziny, nie urodziłam dziecka. Mimo wielu lat terapii poświęconych mojej wewnętrznej przemianie, by stworzyć w sobie jak najlepsze warunki do zaistnienia i zbudowania szczęśliwej relacji, gruntownej analizy dotychczasowych związków i przyczyn ich rozpadu, mimo tego że próbuję pomóc swojemu szczęściu na wiele sposobów, do dzisiaj nie udaje mi się spełnić tego marzenia.
W moim życiu nie jest tak, że zafiksowałam się jedynie na tym temacie, a wszystko inne nie istnieje. Nie i jeszcze raz nie. Mam wiele zainteresowań i je realizuję, nawiązuję znajomości, spotykam się z ludźmi, uczestniczę w różnych wydarzeniach kulturalnych itp, czytam, rozwijam się wewnętrznie. Nie skupiam się na sobie, pomagam innym.
Bardzo to wszystko przeżywam, a te trudne uczucia spotęgowały się we mnie ostatnio, kiedy pewna znajoma w moim wieku, która także miała za sobą bolesną przeszłość i nieudane wieloletnie małżeństwo, opowiadała mi z radością o swoim udanym związku i planowanym ślubie. Życzę jej jak najlepiej i cieszę się, że tak się rzeczy mają.
[b]Dlaczego wszakże jest tak, że jednym udaje się w końcu zmienić bieg rzeczy, przełamać złą passę a innym nie? Że na "podwóreczko jednych zaczyna w końcu świecić słoneczko" a "podwórka" innych pozostają w beznadziejnym cieniu?
Czuję się, jakby podcięto mi skrzydła
Może napisze do mnie ktoś kto ma podobny problem i może podzielić się przemyśleniami i doświadczeniami. Może czegoś nie wiem, nie rozumiem, nie ogarniam.....