witaj,pod koniec małżeństwa jak już czułam ze pora odejśc,że już jestem na tyle silna,musiałam ,,dosięgnąc dna,, chciałam żeby partner mnie coraz gorzej traktował,oczywiście podświadomie,podczas awantury nie załatwiałam już jej dyplomatycznie,tylko pozwalałam mu odkrywac swoją gorszą nature,on podskórnie czuł że mnie traci i załączała mu się agresja.Nie zalezalo juz mi ,więc nie było już głębokich wielo godzinnych rozmów,chciałam tylko dowiedziec się na co go jeszcze stac,tzn,co mi jeszcze złego może zrobic,żeby nie miec juz do czego wracac i nie miec wyrzutów sumienia.Dostałam czego chciałam ,pokazał się z takiej strony,że do tej pory nie potrafię uwierzyc, że byłam z kimś takim i nie mam żadnych wątpliwości ,że zrobiłam dobrze.Natomiast teraz wspominając swoje życie ,widzę manipulacje z mojej strony,mogłam się poprostu rostac,miałam wystarczająco powodów przez całe małżenstwo żeby to zakończyc,ba po paru miesiącach było już zle(chorobliwa zazdrośc mózg mu odbierała),ale nie musiałam go,,poniżyc,,chyba to nie właściwe słowo,,odczłowieczyc,,.Zamiast od początku małżenstwa szanowac siebie,swoją godnośc,stawiac granice,ustawiałam sie w pozycji ofiary,bo tak było w domu rodzinnym,zawsze obok mnie był przemocowiec.Nie wiem na ile to ma związek z Twoją sytuacją,mam nadzieję że moją historią Ciebie nie urażę,a może w czymś pomogę,w każdym razie kierują mną dobre intencje.
Napisałeś ,,Jestem więć w kropce. Jestem silny. Boję się tylko, że któregoś dnia siły mnie opuszczą i już więcej się tu nie pojawię.,,
Martwią mnie te słowa....
Ostatnio na terapii usłyszałam takie słowa....(mgło)....pora wziąc swoje życie w swoje rece,wziąc za nie odpowiedzialnośc.Cały czas trawię te słowa.