kim tak naprawde on dla mnie byl...

Problemy z partnerami.

kim tak naprawde on dla mnie byl...

Postprzez PyRkA:) » 15 mar 2008, o 01:23

nawet nie wiem od czego zaczac...moze od tego ze przez prawie trzy lata bylam jego przyjaciolka...ale moze tak mi sie tylko wydawalo :(
oklamywalam sama siebie...zylam w nadzieji ze oddajac mu wsparcie i dusze(w roli przyjaciela zaznaczam)zauwazy kogo ma obok siebie...bo przeciez niby jest inny niz reszta...tak mi sie bynajmniej zdawalo :?
juz od samego poczatku czulam ze bylo mi z nim dobrze, bylam szczesliwa i pelna checi do zycia...kazdy drobny gest z jego strony byl dla mnie czyms wiecej niz tylko kolezenski uklad...ale on tego nie widzial i moze i nie chcial...
czulam ze to sie musi skonczyc bo ja w niepewnosci dluzej nie moge zyc wiec porozmawialam...wyjasnilam co czuje i ze na przyjazn z mojej strony on nie ma co liczyc bo chce byc kims wiecej w jego zyciu...
NIESTETY NIE ZAKONCZYLO SIE TO POZYTYWNIE.
jego argumentem bylo i byc moze bedzie to, ze nie chce byc w zwiazku bo sie kilka razy juz zawiodl i teraz chce zyc nie myslac o jakiejkolwiek odpowiedzialnosci...zabolalo to co powiedziane zostalo lecz sie w jakis tam sposob z tym pogodzilam...najgorsze jest to ze on dalej nieswiadomnie mnie krzywdzi i bawi sie moimi uczuciami...piszac, dzwoniac, nawet spotykajac go na miescie...zachowuje sie jakby tej naszej rozmowy nie bylo...tak jakby byl moim kolega ale chcial cos wiecej...nie rozumiem tego i w jakims stopniu go za to nienawidze...nie chce utrzymywac z nim zadnego kontaktu bo to meczy...teraz juz wiem ze byla to nieodwzajemniona milosc...jezeli ktos nie potrafi docenic osoby ktora jest zawsze blisko...coz byla!
a tak wracajac do tej rozmowy z nim to nie wydazyla sie ona bez powodu...otoz on dawal mi do zrozumienia w jakis tam sposob ze mu na mnie zalezy i wygladalo to jak zdrowe zaczatki budowania wiezi miedzy nami...ale coz nagle to jednak nie o to chodzilo...przeciez nie chcial nawet sprobowac...nie rozumiem dlaczego skoro wszystko szlo w dobra strone...tak jakby sie czegos bal...a ja nie chce zyc w niepewnosci i zamartwianiu sie...wiec co mam robic...zachwywac sie tak jak on...czyli udawac ze wszystko jest jak bylo, czy raczej uciac szelkie kontakty z nim na minimalne?
potrzebuje porady :roll:
PyRkA:)
 
Posty: 6
Dołączył(a): 15 mar 2008, o 00:51

Postprzez agik » 15 mar 2008, o 10:41

Witaj

Piszesz, ze od trzech lat jesteś zawsze obok niego...
Trzy lata to naprawdę wystarzająca ilośc czas, zeby mogło się cos urodzić.
Był w bardzo komfortowej sytuacji- z bliską osobą przy każdym problemie, ale również z otwartością na nowe znajomosci- jakby co i pełnią wolnosci.

Trzy lata to tez długi okres na to, zeby sie przekonać, czy jesteś godna zaufania, czy nie. I tłumaczenie, ze został kiedys tam zraniony i teraz sie boi troche nie trzyma sie kupy. Z tego, co wiem, nie stosuje sie odpowiedzialnosci zbiorowej.

A czemu pisze i dzwoni do Ciebie? No, bo przyzwyczaił sie, bo tak mu wygodnie.

I mnie się wydaje, ze chyba nie ma w jego życiu miejsca dla Ciebie na kogos więcej, niż przyjaciółke.
I skoro Cię to boli- lepiej przeciąć znajomość- nie odpowiadać, kiedy wysyła sygnałki, skracać przypadkowe spotkania, spławiać.

Jesli zatęskni- znajdzie Cię.
Ale niech Cię znajdzie na Twoich zasadach, a nie dlatego, ze mu przyjemna pogawędką albo pomocna dłonią wypełnisz czas.

Przyjaźni tez szkoda, ale moze za jakiś czas znajdziesz siły w sobie na to, żeby być tylko jego przyjaciółką.
A teraz Ty jestes ważniejsza.

I jeszcze jedno- nie ma równowagi w tej Waszej relacji- nie ma biorę- daję, daje- biorę. Ty dajesz, on bierze.

Może jeszcze cos z tego będzie ( po Twojej mysli), ale jesli bedziesz z wdziecznością rzucać się na malutkie kawałeczki, które Ci daje- swojego cierpienia nie skrócisz.

Pozdrawiam serdecznie.
agik
 
Posty: 4641
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 16:05

Postprzez PyRkA:) » 15 mar 2008, o 19:18

dziekuje ci za to ze zaineresowalas sie moim problemem...jednym slowem moge przyznac ci racje...i we wszystkim sie zgadzam.
nawet wczoraj do mnie napisal ale zignorowalam tego smsa...bo jak juz pisalam wczesniej on nawet nie wie jak mnie to moze bolec takie to jego zachowanie!
czulam znowu jakas taka zlosc do niego...nawet przyszlo mi do glowy zeby cos mu powiedziec jak go tylko spotkam.cos co pozwoli mu na myslenie...znaczy sie powiedziec mu ze nie jestem tylko zabawka bez uczuc...przeciez mu o tym mowilam i nie rozumiem czemu on to tak zaglusz albo jest taki slepy i mysli tylko o sobie ale masz racje...nie sprawie mu juz tej przyjemnosci bycia jego kumpelka na dobre i na zle...i tak tego nie doceni!

wiesz co jeszcze boli, to ze kiedys jeszcze jak sie przyjaznilismy(niby) to potrafil mowic mi o takich rzeczach, ktore mnie zaskakiwaly...np.wspomnienia z przed roku lub jeszcze wczesniej, jak to ze mnie przytulil kiedys tam i powiedzial ze poczul do mnie cos wiecej niz tylko pociag fizyczny, ze zaczal mnie poznawac i wszystko widzial w samych superlatywach...po prostu poczul cos...no ale jak doszlo do tej rozmowy to byl inna osoba...wypieral sie nawet tego ze takie cos kiedys tam powiedzial...i zrozum o co tutaj chodzi?!

zaczelam zyc teraz wlasnym zyciem i tak jak ty to napisalas to ja jestem teraz wazniejsza...nie on!dlatego wiem ze jesli nie bedzie go w moim zyciu to zwroce uwage na swoje potrzeby i byc moze zakocham sie w kims kto bedzie tego wart...ktos kto doceni to co dam sama od siebie...

boje sie tez ze nie jestem w stanie otworzyc sie przed kims tak po prostu...ze ta osoba bedzie musiala byc bardzo cierpliwa i tolerancyjna...widzisz ja bardzo bym chciala miec kogos przy sobie,kogos kto by mnie kochal...a co bedzie jak sie ktos taki zjawi a ja uciekne od uczucia...wlasnie w tym tkwi problem...boje sie ze nie jestem zdolna do kochania...

jeszcze raz dziekuje i pozdrawiam
PyRkA:)
 
Posty: 6
Dołączył(a): 15 mar 2008, o 00:51

Postprzez agik » 15 mar 2008, o 19:39

A dlaczego miałabyś być niezdolna do kochania?
Jesli spotkasz kogoś odpowiedniego- to na pewno się uda!!!
A że będzie musiał być cierpliwy i tolerancyjny- to tylko dobrze. :)
Pośpiech jest wskazany przy łapaniu pcheł :)

Wiesz, zastanowiło mnie to, co napisałaś o Waszym zbliżaniu się do siebie.
I nie chciałabym dawać Ci złudnej nadziei, bo przeciez ja go wcale nie znam.
Ale skoro sam skracał dystans- kiedy był w komfortowej sytuacji- to moze zwyczajnie przeląkł sie odpowiedzialności i wielkich słów?
Moze rzeczywiście jest jakaś szansa, żeby kiedyś ułozyły sie relacje po Twojej mysli?

Tak czy siak- metoda ta sama- studzenie, olewka, najpierw Ty i Twoje plany, marzenia i Twoje granice. A potem się zobaczy.
Naprawdę sa sposoby, zeby okazać zainteresowanie, zaangażowanie.

Jestes bardzo dzielna, wiesz?
Będzie dobrze. Może z nim, albo z kimś innym- ale na pewno będzie :)

Pozdrawiam cieplutko
agik
 
Posty: 4641
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 16:05


Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 65 gości

cron