przez Justa » 26 paź 2013, o 18:44
To nie tak.
W tej chwili nie jest ważne, czy CHCĘ burzyć tę "stabilność", czy nie. To już się stało. Doświadczyłam momentów przerażającej bezradności/utraty kontroli i słabości, która wyszła na zewnątrz.
Świetnie dawałam sobie radę "niewidoma", kiedy nie miałam dzieci. Gdyby nie one, pewnie w dalszym ciągu zupełnie przyzwoicie bym sobie żyła, trzymając dystans i kontrolę nad swoimi emocjami.
To moi synkowie dali mi szansę na zobaczenie tego, co do tej pory było pod powierzchnią. Ukryte, niewidoczne, nie zaczepiane. Dzięki nim doświadczyłam zupełnie innej cząstki siebie, która mnie czasem przerasta, z którą nie umiem obcować - więc chcę się tego nauczyć, oswoić ten stan.
Tak naprawdę to rozpoczęłam terapię i jestem gotowa na mierzenie się z zadaniami, z którymi do tej pory mi było nie po drodze. Jednak mój analityczny umysł musi ogarnąć przynajmniej przyczynę tego, co się dzieje, lub co było - i jakie działania zbliżą mnie małymi krokami do rozwiązania.