A wiecie, że jak teraz pozwoliłam sobie na okazanie tego co czuję czyli np. jak jest mi smutno, to jestem smutna, jak jestem zdenerwowana to widać, że się denerwuję, itd... to okazało się, że: jestem egoistką i nie widzę problemów innych, uważam się za pępek świata i nic innego się dla mnie nie liczy, jestem ponura bura itd...
Jak wróciłam po L4 do pracy i ludzie sie mnie pytali jak się czuję i jak mówiłam szczerze, ze nie czuję się dobrze, to okazało się, że manifestuję swoje samopoczucie, że oczekuję litości, że chodzę i gadam jaka to ja biedna i nieszczęśliwa, a prawda jest taka, że jak ktoś pytał to mówiłam jak jest, jak nie pytał to nie mówiłam.
Przekonałam się, że ludzie akceptują mnie tylko wtedy jak jestem uśiechnięta, tryskam energią, optymizmem, zawsze służe pomocą, radą i nie mam problemów...
nie da się i nie powinno się u osób 'zawsze silnych" pominąć etapu oswajania sie z własną słabością. Żeby własą slabosć zaakceptować trzeba jej najpierw zaznać, pobyć w stanie odmiennym od dotychczas jedynego dopuszczalnego. Ten etap wygląda często jak "użalanie sie", ale u tych osób "zawsze silnych" jest wyrównujący, jest nadrobieniem tego, co było zaniedbane. Ale bez tego nie da sie osiagnąć właściwej równowagi. Jak ktoś "zawsze silny, zwarty i optymistyczny" zaczyna pękać, osuwać się i smęcić to dobrze, bo dla takiej osoby jest to dobra droga do równowagi.
Inaczej jest u tych, co z "bycia ofiarą" nieświadomie czynią sposób na funkcjonowanie. Ale Izy do tej grupy nie należy.[/quote]
Zgadzam się z powyższym. Po tym co przeczytałam powyżej zastanowiłam się i doszłam do wniosku, że właśnie tak jest. Ja zwyczajnie nie radzę sobie, z tym, że okazało się, iż: nagle potrzebowałam pomocy specjalisty, bo przestałam sobie radzić z własnymi emocjami, uczuciami, że raptem podstawowe czynności, które zawsze bez większego problemu wykonywałam, stały się upiornie uciążliwe, że z towarzyskiej osoby stałam się kimś, komu jest źle, smutno, kto ciągle płacze, kto nie widzi sensu w życiu, kto narzeka i kto zaczął stronić od ludzi, kto przestał oglądać Tv, słuchać muzyki, kto tylko siedział i mógł godzinami wpatrywać się w jeden punkt.
Przeraża mnie teraz to, że to wszystko wraca, że dobija mnie samotność, a ostatnie rozczarowanie osobami, którym ufałam, ciągłe przysłowiowe kopniaki od otoczenia sprawiły, ze znowu wkraczam w okres, w którym nie daje rady...