marie89
Wiem, że zabrzmi to banalnie, ale kurde w tej chwili czuję się taka rozbita... od czas do czasu spłynie mi łza... jedna i już. koniec więcej nie pomimo tego, że w środku mało nie wybuchnę... masz rację, nie da się być lubianą przez wszystkich...chciałam być dla wszystkich dobra, nikomu nie sprawiać przykrości, faktycznie chciałam żeby mnie wszyscy lubili, ale tak, nie da się tak żyć bo ludzie są różni... zastanawiam się czy zrobić remanentu wśród swoich znajomych i choć zabrzmi to teraz drastycznie, to wyeliminować tych, którzy są ze mną tylko wtedy jak u mnie jest ok. a zostawić tych, którzy są ze mną w każdej sytuacji? sama nie wiem...
nie wiem też jak mam pokochać siebie, albo chociaż polubić, zaakceptować, jak mam się pozbyć nienawiści do siebie samej... może macie jakiś pomysł?
Księżycowa
Kurcze, piszesz tak mądrze... Ze zmianą terapeuty postanowiłam poczekać, choć ostatnio bardzo się nad tym zastanawiałam, ale nie ukrywam, że trochę szkoda mi półtora roku wspólnej pracy, bo coś tam już zostało osiągnięte. Ale kurde nie wiem oczekiwałam, że moj terapeuta nie będzie mnie kopał wtedy jak będę leżeć... teraz mam ochotę jak się z nią spotkam pójść i powiedzieć, że u mnie to wszystko jest dobrze, w sumie to nie mam żadnych problemów i życie jest piękne... Nie wiem, dam i jej i sobie ostatnią szansę... spróbuję dać coś z siebie i szczerze powiedzieć co czuję... nie wiem czy się uda, ale... przynajmniej spróbuję...