Napisałam strasznie długi tekst, potem kliknęłam podgląd i wcięło...
Pomyślałam, los tak chciał, po co sie uzewnętrzniać?Ale zaczęłam czytać inne wątki i zrozumiałam, że jesteście tu serio...
Ja jestem tu gdzie jestem, u siebie, miotam sie w mojej głowie, i strasznie potrzebuje pomocy... To, że próbuję cos na tym forum napisać, pomaga mi, nawet, to, że napisałam wszystko - a mi to wcięło, juz dało jakąś ulgę..Jestem uzalezniona od miłości czy faceta? Nie wiem..Cztery lata w trókącie, który przez trzy lata był podobno tylko moją chorą obsesją...Trzy lata wmawial mi, że mam obsesję, rok- że definitywnie zakończył ten układ, wyprowadzałam sie, wracałam, hustawki, teraz słyszę, że trzeba wprowadzić do naszego związku pewne korekty, muszę skończyć z moja podejrzliwością, a on nie wyklucza spotkania z nią, no i biedaczek - nie wie, co zrobi w jej temacie, nie wie...Po prostu, nie jest w stanie złożyć mi żadnej deklaracji, bo nie wie, czy mimo, że będzie z e mną, nie zdecyduje o odnowieniu związku z nią, bo kto wie, co spotka go jutro?
Gdy ja sie uporządkuję, bedziemy mieli szanse na wspólne życie, ale on jej głowy nie urżnie...
Jestem umówiona na spotkanie z psychoterapeutką, mam bardzo poważny problem, wyprowadziłam sie ledwie dwa dni temu, a juz znalazłam milion powodów, by dzwonic do niego,mimo, że wiedziałam, że nie powinnam.U niego szukam pocieszenia, rady, co dalej.Chcę, żeby jak zwykle przyjechł po mnie i powiedział, będzie dobrze.Znowu na chmury, wyzyny, do nastepnego razu ani razu...
Zająć czymś głowę, kontakt z innymi ludźmi, ok, tylko tak sie składa, że jestem totalnie sama, nie mam poza dwojgiem dorosłych synów( mam 52 lata) nikogo..A głupio mi obarczać tych facetów swoimi głupimi problemami, naiwnościa i głupotą właściwą nastolatkom..
mam straszne deficyty z dziecińswa, tylko nie wiem jakie, Moja matka - kobieta w podeszłym prawie wieku, nienawidzi mnie.Bracia - dojrzali ludzie- również.Nie mam nikogo, tylko on....