Witajcie ponownie!
Znów po bardzo długiej nieobecności wracam tu. Mam taką sprawę, która nie daje mi spokoju.
Kto mnie pamięta, to wie, że jestem chłopakie, dwudziestokilkuletnim. Jestem w kilkuletnim związku z chłopakiem.
2 lata temu wyjechaliśmy do innego miasta, zamieszkaliśmy razem w kawalerce.
Od dłuższego czasu - ok. 3 lat - jesteśmy w takim miejscu, że nie możemy pójść na przód. Częste awantury o byle co.
Taki przedłużający się kryzys.
1,5 roku temu w ciężkiej dla mnie chwili siadłem na czata żeby pogadać z kimś. Poznałem fajną osobę, skumplowaliśmy się. Było bezpiecznie, bo oddaleni od siebie znacznie. Fajna znajomość, zaczęliśmy się dogadywać, pomagać sobie najpierw mailowo, później Skype, telefon itd. Mieliśmy stały, dobry kontakt.
Codziennie widywaliśmy się na Skype i pisaliśmy ze sobą. Prawdziwa przyjaźń. Super!
Na początku tego roku uświadomiłem sobie, że go kocham. To dziwne. Nidy się nie spotkaliśmy. Widywaliśmy się tylko dzięki nowej technologi - Skype. Ukrywałem to jednak, bo nie widziałem większego sensu ujawniania tego.
On też od dawna czuł ''coś'' do mnie, sam nie wiedział co.
W kwietniu powiedział mi, że ma kontakt z kolegą i czasem pogadają, pójdą na spacer.
Boooże... to był punkt kulminacyjny. Zaczął o nim więcej pisać, jak o przyjacielu.
Wtedy poczułem potrzebę wykrzyczenia tego wszystkiego. Napisałem mu maila, przyznałem się do swojego uczucia.
Był zszokowany trochę. Później to się potoczyło tak, że on też wyznał mi miłość.
Pierwszy raz spotkaliśmy się w maju. Super, normalne spotkanie. Dużo przytulania, patrzenia na siebie. Tyle.
Wtedy ustaliliśmy, że na razie musimy być tylko przyjaciółmi.
Ogólnie widzieliśmy się tylko 2 razy.
Ja jednak nie mogę sobie z tym poradzić. Cały czas go kocham, codziennie o nim myślę, nie dopuszczam do siebie myśli, że może być z kimś innym niż ja. Z drugiej jednak strony... jestem w związku - toksycznym - ale związku i nie wiem co ja mam robić. Pokochałem drugiego, kochając też pierwszego.
Czy to w ogóle możliwe?
Czasem mam ochotę wyrwać się z tego związku i uciec do niego. Być wreszcie szczęśliwym.
Ale tyle wspomnień, wspólnych chwil, planów... wszystko jednak wali się z każdym miesiącem.
Nie zakochałem się w wyglądzie, w seksowności, w fizyczności. To rozwijało się z czasem i przyszło niespodziewanie. A dodam, że poznaliśmy się w ciekawy dzień... 14. lutego.
Czuję, że nie mogę tak normalnie żyć i muszę coś zrobić. Zrozumiałem, że niebędąc z nim - będę smutny, nieszczęśliwy. I nie zmienią tego pieniądze, samochód, dobra praca.
Musiałem się wygadać. Dzięki.
Napiszcie coś proszę.
Pozdrawiam.