przez karaibek » 31 sie 2013, o 23:18
Dlaczego nie zauważył? Pisałam już, że jesteśmy różni. Czasem wydaje mi się, że łączy nas tylko wspólne mieszkanie. Mieszkanie, nie sypialnia. W ciągu dnia on jest poza domem, wieczorami każde z nas w swoim pokoju ogląda jakiś film. Drzwi mamy zamkniete, bz sobie nie przeszkadzac. Jak ma cos zauwazyc?
Pozwolcie jeszcze, ze podziele sie z wami dzisiejszym fragmentem pamietnika, jest dla mnie wazny, bo dzis pierwszy raz od wielu dni jestem wieczorem trzezwa.
Jest szósta, znów nie mogę spać. Jak co dzień poranna modlitwa, choć bez większej nadziei. Wiem. Wiem, że potrzebuję pomocy, że to nałóg. Tak jestem alkoholiczką. W ciszy samotności potrafię to przyznać przed samą sobą. Co z tego? Co z tego, gdy inni tego nie widzą, bo za dobrze się kryję? Upijam się wieczorami lub gdy jestem sama. Zdarzyło się raz, że mąż wrócił nim alkohol zdążył wyparować z głowy. Czułam, że kręci mi się w głowie. Cieszyłam się, że wózek inwalidzki to zamaskuje, niepełnosprawność weźmie na siebie, bardziej niż zwykle nieskoordynowane ruchy. Tak się stało, mąż się nie zorientował.
Potrzebuję pomocy, choć nie potrafię o nią poprosić. Nikt przecież nie wie.
On wie. Mówiłam, pisałam przecież temu zakonnikowi. Pisałam o problemach, bolesnych wspomnieniach, o moich ucieczkach. Jemu potrafiłam się przyznać, bo jest obcy. Jest daleko. On nie może zrobić nic, nic poza ofiarowaniem modlitwy.
Nikt nic nie może, nie da się cofnąć czasu.
Przez wiele lat nie miałam chociaż wspomnień, choć tego nie doceniałam. Co więcej sama chciałam, modliłam się, błagałam, by Bóg mi je oddał. Gdy to zrobił, spadłam na dno. Czemu byłam na tyle głupia, by Go o to prosić? Jak teraz zabić te wspomnienia? Wyrzuty sumienia?! Nawet alkohol już nie wystarcza. Nawet on nie jest w stanie ich zasłonić. Choćby na krótką chwilę. Do tego dochodzą jeszcze zwykłe, małe problemy codzienności.
Są chwile, takie jak ta, kiedy przez moment wydaje mi się, że może jeszcze nie wszystko stracone. Może znajdę jeszcze w sobie siłę do walki. O siebie, o życie. No tak ale musiałabym się najpierw przyznać. Mężowi, rodzinie, znajomym... Musiałabym powiedzieć to na głos. „Słuchajcie mam problem. Problem z alkoholem, problem ze sobą...” Nie potrafię jeszcze tego zrobić.
Dziś sobota, przed południem przyszli chłopcy na angielski. Gdy wyszli, ubrałam się. Miałam ochotę na spacer, pomyślałam, że zrobię też zakupy. Pojechałam na rynek, kupiłam gruszki i warzywa. Potem weszłam jeszcze do sklepu, miałam jeszcze dwanaście złotych. Wzięłam ogórki gruntowe, maślankę, herbatniki i oczywiście malutką buteleczkę wódki. Przy kasie zabrakło pieniędzy, musiałam coś odłożyć. Kasjerka wzięła do ręki alkohol i pytająco spojrzała na mnie.
Nie. Proszę odłożyć maślankę i herbatniki.
Wiedziałam, że to zła decyzja. Nie potrafiłam jednak postąpić inaczej. Miałam już wracać do domu, gdy przejeżdżając koło kościoła zwolniłam. Powoli weszłam do ciemnego wnętrza. W środku modliła się jakaś kobieta, podjechałam pod ołtarz. Spojrzałam na krzyż i.... Nie mogłam oderwać od niego oczu. Nawet nie zauważyłam, że zaczęłam modlić się półgłosem. Było mi wszystko jedno, czy ktoś mnie słyszał, nie wiem, czy był w tym czasie ktoś poza mną. Zapragnęłam przystąpić do spowiedzi. Pragnienie było silne, jednak konfesjonał pusty. Modliłam się jeszcze przez chwilę, gdy wyszłam z kościoła padało.
Bez chwili wachania skierowałam się w stronę innego kościoła. Może tam się uda? Niestety też nie było tam, czekającego spowiednika. No tak dziś sobota, pewnie nie znajdę. Przez chwilę zastanawiałam się, czy nie zapukać na plebanię. Nie poprosić, zabrakło mi odwagi. Wracając minęłam jeszcze jeden kościół, akurat zaczynał się w nim ślub. Wróciłam do domu.