Witam Wszystkich!
Jestem mężatką od 9 lat. Mamy trójkę dzieci. I właśnie postanowiłam odejść od niego.
Postaram się krótko opowiedzieć co się działo przez te 9 lat naszego małżeństwa.
Jak to na początku bywa wszystko było pięknie .Mieliśmy podobne zainteresowania, podobne spojrzenie na pewne sprawy. Myślałam, że znalazłam mężczyznę mojego życia. Kłótnie były, ale szybko się godziliśmy. Z czasem jednak nie przychodziło to już tak łatwo, zwłaszcza z jego strony. Przestałam słyszeć z jego strony słowo "przepraszam". Nie raz się pakowałam i jechałam do rodziców mówiąc, że to już koniec. Wtedy przepraszał, obiecywał itd. Ja w to wierzyłam i wracałam. To dla dobra dzieci, że nie chyba żeby były z rozbitej rodziny.Takie argumenty padały z jego strony i ze strony teściowej.
I tak się życie toczyło. Obiecywanie, tylko obiecywanie. Teraz już to wiem z perspektywy czasu.
Coraz częściej padały wyzwiska pod moim adresem. Dochodziło do rękoczynów. pytałam się czym sobie na takie traktowanie zasłużyłam.odpowiedź była praktycznie zawsze ta sama: bo się czepiam, bo nie odpuszczam, bo łażę za nim , bo mu cokolwiek gadam chcąc wyjaśnić wszystko. Wiele razy próbowałam rozmawiać tak na spokojnie, ale zawsze bez skutku. Zawsze to ja byłam winna jego zachowaniu wobec mnie.
Po urodzeniu trzeciego dziecka , musiałam zrezygnować z pracy, bo mój mąż stwierdził, że nie będzie się zajmował trójką dzieci.
W trakcie wakacji przyjechała moja siostra,która dość dużo wie na temat mojej sytuacji. To co mi powiedziała , jako osoba całkowicie patrząca z boku, doprowadziło mnie to do łez i dotarło do mnie, że ma rację. Było to przykre, ale prawdziwe.
Za jej podpowiedzią poszłam do psychologa. Rozmowy z Panią psycholog jeszcze bardziej mi otworzyły oczy. Zdałam sobie sprawę z tego, że to ode mnie wszystko zależy, że to ja mogę to wszystko zmienić.
No dobra zdecydowałam się, jestem tego pewna, że nie chcę tak dalej żyć, ale strach jaki we mnie siedzi jest tak ogromny ta niepewność. nie wiem czy sobie dam rade mimo, że staram się tak myśleć. Jestem rozdarta w środku wypalona, zmęczona. Chce mi się płakać, a nie potrafię. Czy to normalne?