Ok. tylko to planowanie to proponowano mi tu, na forum...ogólnie działa, tylko mam to w dupie, skoro ja coś robię, żeby oszczędzić a ktoś ma wyjebane, bo mu się nie chce...
Ogólnie chciałam to robić po to, żeby coś odłożyć i się stąd wynieść... i niby oboje tego chcemy, tylko jakoś mam wrażenie, że on czeka aż mu z nieba spadnie... że sama zmiana pracy czy to, że ja zaczęłam pracować coś zmieni a to przecież tak nie jest...
Chciałabym mieć jakiś cel, do czegoś dążyć... i to co mogę robię sama ale to do czego powinniśmy dążyć razem nie dzieje się.
Nie powiem, bo przyjedzie po mnie do pracy, bo pojedzie ze zwierzakami ale to nie o to chodzi, żeby był naszą taksowką tylko, żeby się wlączył...
Najgorsze, że jak coś jest drogie, co być musi to się wkurza... to robi ironiczne miny, to rypie się cały dzień, bo naburmuszony chodzi... ale szczedzać ne chce....
Ja wszystko rozumiem. Przeciez można się dogadać tak? Tylko on nie chce... większość mu się nie podoba moich pomysłów i propozycji...
Przecież nie zaborę mu wypłaty, żeby przejęć kontrolę... choć powiem Ci, że jakbym miała możliwość poukładania obydwu wypłat, to dałabym radę spokojnie to wszystko ogranąć. Pamiętam, że sama nie miałam problemu z pieniędzmi, w sensie ja pracowałam i byłam sama...
Nie zmusze go też, żeby chciała znaleźć kompromis, pogadać... kiedyś chciał, teraz woli walnąć focha