Niby razem, a osobno

Problemy z partnerami.

Re: Niby razem, a osobno

Postprzez zajac » 20 cze 2013, o 23:27

Supermocna, nie wiem, na jakim podłożu masz astmę, ale stres Ci na pewno na nią nie pomaga. Ja nie mam astmy, ale zdarzało mi się np. budzić w środku nocy z atakiem kaszlu i uczuciem skurczu dróg oddechowych. Jednorazowo, po czym kilka tygodni spokoju. Psychosomatyka? Na pewno dobrze by było, gdyby udało Ci się coś zrobić z tym napięciem, z którym żyjesz.
To, o czym pisze Sansevieria, mogę potwierdzić na podstawie własnych doświadczeń. Moja mama była taką osobą. Silną, apodyktyczną. Zawsze wiedziała, co kto powinien robić. Nikomu nie przychodziło do głowy, że jeśli ona leży w łóżku, to dlatego że ma jakiś problem. Zawsze wszystko wiedziała, wszystkim rządziła, więc widocznie teraz po prostu zarządziła, że sobie poleży... Trochę przejaskrawiam, ale po prostu ona stworzyła wokół siebie taką aurę, że nikomu nie przychodziło do głowy, że ona może być osobą słabą, potrzebującą czegokolwiek. Nie twierdzę również, że u Ciebie jest "aż tak", chciałam tylko pokazać pewien mechanizm.
Jeśli chodzi o Twojego męża -- podejrzewasz u niego ZA. Jeśli zdecydujesz, że masz rację (jak rozumiem, nie ma szans, żebyś swoje podejrzenie w jakikolwiek obiektywny sposób potwierdziła), naturalną konsekwencją byłoby chyba zrewidowanie swoich oczekiwań wobec niego. Nie mówię o taryfie ulgowej, chodzi mi o inne metody docierania do niego i osiągania tego, o co Ci chodzi. Skoro wiesz, że ZA ma problem z empatią, nie możesz na tym bazować. Wiesz natomiast, że ZA jest inteligentny, logiczny i praworządny. Jeśli raz sobie przyswoi jakąś zasadę, będzie jej przestrzegał, choćby wojna wybuchła. I na tym już możesz bazować.
ZA ma też znaczny przerost zdolności werbalnych nad niewerbalnymi. Więcej mówi, niż realnie potrafi zrobić, i to nie wynika ze złej woli. Trzeba to po prostu przyjąć. ZA to rodzaj autyzmu, dlatego pozwolę sobie przytoczyć jedną z zasłyszanych "definicji" autyzmu, która na mnie osobiście zrobiła duże wrażenie. Co jakiś czas ją sobie przypominam i wiele mi wyjaśnia. Mianowicie "istotą autyzmu jest brak intuicji co do tego, jak funkcjonuje świat". Podano przykład pieczątki -- pokazujesz dziecku pieczątkę i mówisz, że to jest pieczątka, ale ono nie wie, czy istotą pieczątki jest to, że jest plastikowa, czy to, że jest żółta, czy dźwięk, jaki wydaje przy odbijaniu, czy to, że zostawia ślad na papierze. Musisz powiedzieć dokładnie, żeby zrozumiało.
Inne spostrzeżenie -- terapeutki SI: że moja córka niejako obchodzi swoje problemy związane z reakcjami odruchowymi, posługując się intelektem. I to jej się często udaje, ale kosztuje ją więcej wysiłku niż przeciętną osobę. I gdyby mogła wykorzystać ten intelekt do tego, do czego ludzie na ogół go wykorzystują, mogłaby osiągać spore sukcesy. Ale ona MUSI go wykorzystywać do czynności, które nam wydają się mechaniczne. Bo dla niej one po prostu mechaniczne nie są, wymagają racjonalnego zaplanowania.
Łapię się też na tym, że np. u specjalisty opowiadam, z czym Młoda ma problem, na tej podstawie dostaję diagnozę. A potem przychodzę do domu i zachowuję się, jakby tego problemu nie miała. Irytuje mnie np. brak poczucia czasu. Za dwie minuty autobus do szkoły, o czym dziecko niby wie, ale zapinając powoli i z namaszczeniem buty, opowiada mi o różnych rzeczach, które akurat w tym momencie opowiedzenia nie wymagają. Jak zwracam uwagę, na czym teraz akurat powinna się skupić, robi minę, jakbym ją ciężko skrzywdziła.
Inna scena z życia Młodej: co rano to samo "nie chce mi się, nie lubię wstawać, nie lubię szkoły". Między jednym a drugim "niechceniem" słyszę, że rybki już nakarmione albo że dziś nie trzeba, tylko jutro (rybki się karmi co drugi dzień). I fascynuje mnie to, bo gdybym ja miała taki nastrój, że miałabym wszystko w d..., to nie wiem, czy cokolwiek by mnie skłoniło do nakarmienia rybek. A w jej przypadku karmienie rybek nie podlega dyskusji. I nawet poczucie czasu tu działa -- jeśli dziś jest środa, to następnym razem trzeba nakarmić rybki w piątek. A w innych sytuacjach dziecko np. pyta, którego września jest koniec roku szkolnego.
Po co o tym piszę? Żebyś mogła te sytuacje po prostu rozważyć i odnieść do siebie. Zobaczyć, że ewentualny ZA u Twojego męża to niekoniecznie dramat, ale po prostu inność. I szansa na coś nowego. Nie tylko wady, ale i zalety. Na pewno konieczność zmiany w Twoim sposobie myślenia, Twoim sposobie rozmawiania z nim. Może to przyniesie efekty, może nie. Zawsze masz wybór, możesz uznać, że to Cię przerasta, że nie chcesz. To Twoje święte prawo. Masz dość wyzwań związanych z synkiem i terapia męża Twoim obowiązkiem nie jest.
Gdybyś jednak chciała dać mu szansę, to proponuję wypróbować komunikację dosłowną do bólu. Żadnego dawania do zrozumienia, żadnego odwoływania się do uczuć, żadnych ogólników, żadnych przenośni, żadnych żartobliwych komentarzy, żadnych założeń co do jego poziomu wiedzy. Tylko konkret. Możesz spróbować mówić tak, jakbyś miała do czynienia z kosmitą, który nagle ma wcielić się w rolę Twojego męża. Wyjaśniasz, czego potrzebuje żona od męża. Czego potrzebuje dziecko od ojca. Czego więcej potrzebuje chore dziecko od ojca. Na czym polega choroba. W czym konkretnie on może być pomocy. Za jakie kwestie jest wyłącznie odpowiedzialny. Czego Tobie nie wolno, bo zagraża to Twojemu zdrowiu. Itd. Plusem dla Ciebie jest to, że jak raz dobrze wytłumaczysz i dotrze, to masz problem z głowy, nie musisz motywować, pilnować. Czy odnajdziesz się w sytuacji, że jednak to Ty musisz mówić co i jak, bo on się "nie domyśli" (chyba że gdzieś coś zasłyszy albo wyczyta i zechce bezkrytycznie realizować) -- to już nie wiem.
zajac
 
Posty: 786
Dołączył(a): 18 kwi 2009, o 23:11

Re: Niby razem, a osobno

Postprzez supermocna » 22 cze 2013, o 10:16

Rozmawialiśmy wczoraj. No i nie skaczę pod sufit ze szczęścia. Domyślał się, że wnerwił mnie tak, że wystawiłam jego rzeczy za próg, a jednak dalej nic nie robił. Zaczynamy rozmowę i on milczy, bo to ja mam pierwsza powiedzieć o swoich przemyśleniach. On nie zacznie pierwszy. No i weź tu zachowaj spokój jak tu takiego głupka ze siebie robi. W końcu jakoś porozmawialiśmy choć byłam nieuległa. Daję mu kolejną szansę, ale już na innych warunkach. Niestety nie zrozumiał nic i nie wyciągnął odpowiednich wniosków. Daję mu więc na to czas, bo wiem, że nie jest w tym lotny. Jak tym razem nie zrozumie to już jego problem. Jest dorosły i sam sobie poradzi. Możliwe, że to musi się skończyć jak w "sztuce zrywania" żeby wreszcie ogarnął, iż żarty są śmieszne do pewnego momentu.
W połowie lipca wraca na 1,5 miesiąca. Będzie miał szansę się wykazać. Na razie ma kupić dziecku zabawkę i już ma z tym problem.
A ja... zbieram zbolałe kości i tym razem biorę się za siebie. Odnowiłam swoją terapię i zamierzam się jej trzymać. Byłam u dentysty zamknąć zęba, z którym długo przeciągnęłam. Teraz jeszcze dermatolog, okulista i fizjoterapeuta się kłania. Ale najważniejsze to przeprowadzka. Nie mogę mieszkać w domu, w którym muszę chodzić do pieca żeby mieć ciepło lub ciepłą wodę, ani odśnieżać godzinę w pocie czoła żeby móc wyjechać. Fizycznie i czasowo jest to dla mnie niewykonalne. Robię to, bo muszę, ale za dużo nerwów mnie to kosztuje. Zresztą mieszkam tu z moją narcystyczną matką, a tak dalej być nie może. Czas na wielkie zmiany i inwestycję w siebie. Liczę, że będziecie mnie tu kopać po tyłku jak tylko zacznę się nad sobą rozczulać :D

Zajac Ty wiesz jakie to jest trudne. Miłość rodzicielska to małpia miłość. Zniesiesz wszystko. Mąż to inna liga. A jak Ty sobie radzisz? Może ja mogłabym wesprzeć jakoś Ciebie. Mam siostrę z aspergerowym 17-latkiem. On nie pyta którego września jest koniec roku, ale codzienne wyjścia do szkoły to masakra. Ja wiem jaki to ciężar codziennie tłuc się o to samo od nowa.
supermocna
 
Posty: 31
Dołączył(a): 7 cze 2013, o 19:18

Re: Niby razem, a osobno

Postprzez zajac » 23 cze 2013, o 21:52

supermocna napisał(a):Daję mu więc na to czas, bo wiem, że nie jest w tym lotny. Jak tym razem nie zrozumie to już jego problem. Jest dorosły i sam sobie poradzi.[...]
W połowie lipca wraca na 1,5 miesiąca. Będzie miał szansę się wykazać.[...]
A ja... zbieram zbolałe kości i tym razem biorę się za siebie. Odnowiłam swoją terapię i zamierzam się jej trzymać. Byłam u dentysty zamknąć zęba, z którym długo przeciągnęłam. Teraz jeszcze dermatolog, okulista i fizjoterapeuta się kłania. Ale najważniejsze to przeprowadzka.[...]
Zresztą mieszkam tu z moją narcystyczną matką, a tak dalej być nie może.

Wiesz, do tego, co napisałaś, nic dodać, nic ująć. Myślę, że bardzo dobrze kombinujesz. To duży plus, że nie tkwisz w marazmie, tylko widzisz potrzebę zmian i masz plan. Trzymam kciuki! :)
A u mnie różnie, generalnie zmęczona jestem. Relacje z Młodą w miarę ok, ale innych rzeczy sporo, takich zdrowotno-urzędowo-oświatowych. I brakuje mi kogoś, dla kogo ona byłaby tak ważna jak dla mnie, kto by z nią spędził trochę czasu, kiedy mnie się nie chce z nikim gadać. Żebym nie musiała się czuć winna.
Ale mną się tymczasem nie przejmuj, masz co robić. Powodzenia!
zajac
 
Posty: 786
Dołączył(a): 18 kwi 2009, o 23:11

Re: Niby razem, a osobno

Postprzez Rogers90 » 23 lip 2013, o 07:21

Sądzę, że najlepiej w takim przypadku zgłosić się po pomoc do specjalisty i spróbować wspólnie rozwiązać problem.
Rogers90
 
Posty: 1
Dołączył(a): 19 lip 2013, o 13:43

Re: Niby razem, a osobno

Postprzez supermocna » 24 lip 2013, o 23:22

Cześć Kochani. Zgłaszam się ponownie i zdaję raport:

Moja terapia ma się bardzo dobrze. Wyluzowałam, zadbałam źeby mąż (zanim się poobraża) wziął synka na dwa dni ze sobą do babci. Rany jak ja wtedy wypoczęłam. Nie sprzątałam i nie odrabiałam zaległości.

Mąż - niestety, standardowo pękł po tygodniu. Najpierw obraził się na mnie i wyłączył się na 3 dni z wszelkich obowiązków, bo nie przewidując tak chorego myślenia, opowiedziałam mu jak znajomy, który też ma dziecko z autyzmem, wysłał do mnie maila o 2 w nocy, a ja myślałam, że to automat ze spamem. Dopiero po 3 dniach jego zasępienia i gnicia na tyłku od rana do wieczora, wreszcie przemówił i powiedział o co mu poszło.

Nie minęły 3 dni jak obraził się ponownie. Tym razem obraził się sromotnie. Palcem nie kiwnie nawet przy dziecku. Na wszystko ma wywalone i nawet przebywać ze mną w jednej izbie nie może. Śpi w salonie twierdząc, że on tak dba żebym się wyspała. A wiecie o co poszło?
Zostaliśmy wybrani na chrzestnych i się zgodziliśmy. Chrzest miał się odbyć w miejscowości bliskiej zamieszkaniu mojej siostry, więc planowałam oddać synka pod jej opiekę. Chrzest miał być bez mszy, więc krótki. Teraz okazało się, że będzie z mszą, a w dniu poprzedzającym mamy przyjechać na konferencję, która jest obowiązkowa (podejrzewam, że to jakieś rekolekcje). Ponieważ nasz synek nie sypia wcale, a jedyne co działa nasennie to jazda autem, nie możemy wybrać się z nim. Zostawić go nie ma z kim w domu. Wymyśliłam więc (ja sama, bo mąż się do tego nie garnie - to nie. jego problem), że pojedziemy do siostry dzień wcześniej i ona się synkiem zajmie. Umówiłam wszystko, nastrzępiłam sobie języka usiłując zaprzędz męża do wspólnego myślenia, wszystko zaplanowane i nagle... dowiaduję się przypadkiem, że ten chrzest będzie w miejscowości oddalonej o 35km. No szlag mnie trafił, bo mój mąż cały czas o tym wiedział i słuchając moich rozwiązań, słowem nie wspomniał, że coś nie gra. Jeszcze dostałam zjebkę, że to ja nie wiadomo o co się ciskam. Załatwiłam wszystko do tego chrztu, bo on nawet o tym nie pomyślał i pan luzak jeszcze nie pojmuje o co mi chodzi. On nie ma problemu z kim zostawi autystyczne dziecko. Zostawiłby je z pierwszym lepszym tłumacząc się, że inaczej sie nie dało.
Próbowałam wytłumaczyć mu co czuję, ale dostalam na łeb kubeł zimnej wody. On uznał, że obraziłam się na rodziców dziecka, bo wybrali inny kościół nie po mojej myśli (wtf!?) i mimo że mówiłam o co mi poszło, on wie lepiej. Jeszcze dosunął twierdząc, że on się nie dziwi, że nasz synek wpada w szał kiedy jest nie po jego myśli, bo ma to po mnie. Ale żeby nie było, on "rozumie co to jest autyzm i uznaje diagnozę, bo skoro wydali ją specjaliści, to on nie powinien jej poddawać w wątpliwość". No weźcie mnie uszczypnijcie, bo ja już sama nie wiem czy to jawa, czy sen. Kto tu jest rąbnięty? I jeszcze ma focha, że nie rzuciłam mu się do stóp prosząc o wybaczenie.

Męża mam równie głęboko, jak on ma mnie i synka. Tylko z chrzcinami nie wiem co zrobić. On się nie poczuwa i nie interesuje go wcale, gdzie nasz synek spędzi ten czas i z kim. Mam więc do wyboru: pójść z dzieckiem cokolwiek miałoby się dziać lub nie iść wcale. Nie iść mi się nie uśmiecha, bo przecież robię to dla tego dziecka, a nie męża-bufona. Iść też nie bardzo, bo jak mam tam znosić jego humorki i obojętność, słuchać jak opowiada o swoich zasługach i przyczepia się do mojego prezentu dla chrześniaka... choć najbardziej nie będę mogła znieść jego traktowania synka, kiedy ten bedzie zachowywał się w sposób przez niego niepożądany. Przed swoją rodziną będzie chciał wypaść nieskazitelnie.
Jestem w rozterce :(
supermocna
 
Posty: 31
Dołączył(a): 7 cze 2013, o 19:18

Re: Niby razem, a osobno

Postprzez Apasjonata » 25 lip 2013, o 14:22

Współczuję Ci.
Ze swego doświadczenia wiem, że dyskutowanie z kims kto lepiej wie ode mnie co czuję i myślę jest niepotrzebnym dokładaniem sobie zdenerwowania. I tak go nie przekonasz.
A z kim chciałby zostać synek? Moze ktos znajomy kogo lubi moglby przyjść do Was do domu?
Apasjonata
 
Posty: 336
Dołączył(a): 11 wrz 2011, o 12:51

Re: Niby razem, a osobno

Postprzez zajac » 25 lip 2013, o 22:23

A może pomysł zabrania synka ze sobą jest wart rozważenia? Skoro to rodzina, to prędzej czy później i tak powinni się oswoić z jego różnymi zachowaniami. On do tej rodziny należy, taki jaki jest. Chyba że dla samego synka albo dla Ciebie byłoby to aż tak stresujące, że wolałabyś jednak go nie zabierać?
zajac
 
Posty: 786
Dołączył(a): 18 kwi 2009, o 23:11

Poprzednia strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 224 gości