Wrocilam z pracy do pustego domu gdzies za granica....zastanawiam sie jak dlugo to jeszcze wytrzymam.Wydaje sie ze jestem silna - radze sobie ze wszystkim.Nie radze sobie z samotnoscia.Moje zycie to paradoks - paradoksalne jest to ze mam fajna prace,fajnych znajomych,odpowiednie zasoby inteligencji i aparycji zewnetrznej wydawac by sie moglo,a jednak tak trudno jest mi stworzyc normalny zwiazek.Zawsze konczy sie na jakis dziecinnych flirtach,ktore bywa ze trwaja dluuugo - ostatni nawet rok caly i rozplywa sie to wszystko w niebyt.
Jestem zmeczona ta samotna walka,marze by ktos mnie wzial za reke,poglaskal po glowie,czekal po pracy - ot takie zwyczajne proste a jednak wielkie rzeczy.29 wiosen na karku nie poprawia mi humoru bynajmniej.Boje sie ze strace to co w zyciu najwazniejsze,ze bedzie za pozno na cokolwiek - a ja mam tyle do zaoferowania.Jestem DDA i pewnie to przez to.Perfekcyjne maski na co dzien zawladnely moja osobowoscia,wlasciwie tak bardzo nia zawladnely ze nie wiem juz jaka jestem i kim jestem.Silna na zewnatrz a w srodku krucha jak porcelana.
Nie chce byc sama juz dluzej.....tak bardzo potrzebuje osoby ktorej moge zaufac.
Wyjechalam,probowalam uciec od tej samotnosci wszechogarniajacej - bo zero oparcia w rodzinie - pijana mama co najwyzej i klotnie za kazdym razem kiedy sie widzimy - ale przed tym nie ma ucieczki.