Wiem o Tobie, ale nie dokonca zdaje sobie sprawe z tego kim jestes i co sie ze mna dzieje? Dlaczego zburzyles mi spokoj i wywolujesz we mnie lek?
Nie pamietam, kiedy zaczelam sie tak dziwnie zachowywac. Drażnią mnie ludzie. Musze się uśmiechać, zeby sie spodobac. Nie mam ochoty rozmawiac z nikim, ale czuje sie podle, gdy nie pociesze mamy, jak nie odwiedze przyjaciolki (dlugo chorowala), jak nie zadzwonie do kolezanki z zyczeniami urodzinowymi (jeszcze sie obrazi, ze nie pamietalam) i wiele innych powodow, dla ktorych musze spelniac oczekiwania innych, udawac ze wszystko ok.
Ciesze sie, ze mi ufaja, ale mam odczucie, ze chcialabym, zeby wszyscy znikli...
Nie poznaje siebie, to do mnie niepodobne, zeby godzinami lezec w wannie, bawic sie woda przeplywajaca przez moje palce. Pozniej spuszczac wode, ale nie wychodzic z wanny, tylko trzesc sie z zimna... ale naprawde nie mam sily wstac, zawias i paraliz...
Łatwiej mi chyba nie ruszac problemow, tylko ciagle na nowo je przezywac, wspolczuc samej sobie, zalic sie w myslach i wpatrywac sie w odlegly punkt. Wciaz powtarzam sobie "nie mam siły" i bezczynnie leze, siedze, chodze. Bezsens. Tylko naprawde nie mam sil i motywacji, mysle o smierci.
W nocy budze sie, nie moge zlapac oddechu, serce mi lomocze i dopada mnie nagle moje drugie JA- pragnace smierci. Jest niebezpieczne dla mnie, planuje smierc, pisze listy pozegnalne i zalewa sie lzami... Pozniej usypiam i budze sie wykonczona. Dopiero po przebudzeniu uswiadamiam sobie ze moglam dzisaj juz nie wstac. Jestem bezradna na to wszystko co sie ze mna dzieje, nie wiem czy jest ktos w stanie mi pomoc, zrozumiec... przeciez to nienormalne. Pragne zeby ten dzien sie jaknajszybciel sponczyl.
C