marie89 napisał(a):.
Chciałabym jej powiedzieć wprost: "Na co czekasz? Nie zmieni się... Separacja?". Przez gardło mi to przejść nie może. To moi rodzice...
Wątpię, że mama kiedykolwiek się zdecyduje na taki krok. Za głęboko w tym siedzi.
Widzi, że jest źle. Narzeka. A jednak... trwa w tym dalej.
A no pewnie, bo zmiana wymaga wysiłku chyba większego niż trwanie w znanym szambie. No i strach przed inną rzeczywistością... co z tego, że lepszą, skoro nieznajomą? I pewnie masa innych myśli ,,co on zrobi beze mnie" ,,Ja muszę, bo mu przysięgałam".
Ja też probowalam swego czasu mamę przekonać. Ale ona za kazdym razem kiedy przyszło zderzyć się z prawdą się wycofwala znajdując stos wymowek i rzeczy ważniejszch do zrobienia. Nie ma to sensu i szkoda energii. Zrobiło mi sie lzej kiedy odpusciłam i skupiłam sie na ratowaniu siebie samej. Ona nic sobie nie zrobi z moich starań a na końcu jeszcze zostanę potraktowana pretensjami i oskarzeniami. To jej wybor.
Ale łapię sie jeszcze na tym czasem, że ,,a może" i taki moment mialam dziś jeszcze, bo kupiłam fajną książkę, która jest poświęcona temacie współuzależnionych. I pokazuje problem wlasnie z naszej strony. Nigdy nie przypuszczałam, że moge być tak postrzegana przez otoczenie jako jedna z takich osób. Ale sporo się z niej dowiaduje. I pomyślałam, że skoro tam jest to wszystko wprost nazwane i napisane, kto jak postępuje pod wpływem tego i tamtego i jak to wyglada, jakie są konsekwencje, to przecież chyba do niej trafi... ale nie chcę sie rozczarować znów. Kiedyś sama chwciła książke o DDA i liczyłam, że chociaż zada mi najmniejsze pytanie... nie uslyszałam nic. Potraktowała to jakby nas to nie dotyczyło... jak zawsze oszukując tym razem tylko siebie
Myślę marie, że nie ma sensu tracić energii zadawać sobie samej przykrości natykając się na kolejne rozczarowania. Nie wiele możemy się po nich spodziewać - taka jest prawda.
Trzymaj sie