pomóżcie proszę

Problemy z partnerami.

Postprzez mysha » 10 mar 2008, o 16:07

on dalej tkwi jak ta "rozdarta sosna" nie wie co dalej, chciałby spędzać ze mna więcej czasu ale ja nie potrafie sprawić żeby wtedy było normalnie.
Ja go bardzo kocham, ale nie wiem czy związek (zdrade) trwający 3miesiące mozna tak łatwo wybaczyć, nie wiem czy będę potrafiła z tym żyć.

Powiedzcie czy jest mozliwe mocno kogoś kochać a pomiomo tego odejść z rozsądku? Czy zawsze będę go kochała? Jak sobie poradzę z tą niespełnioną miłoscia?
Jak sobie pomyślę o innym związku to mi nie dobrze się robi :(

Dziś miał zakończyć tą znajomość, a jedyne co jej wysłał to maila z jednym zdaniem "nie pisz do mnie proszę". Spodziewałam się czegoś więcej ..
mysha
 
Posty: 23
Dołączył(a): 5 mar 2008, o 20:18
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez Megie » 10 mar 2008, o 17:50

Ja mysle mysha tak samo ze On jest niedojrzaly emocjonalnie, albo sie nie wyszalal i tak naprawde zawierajac z Toba slub- moze nie byl swiadom co to znaczy- Slub to ogromna odpowiedzialnosc nie tylko za siebie ale i za druga osobe..

On Cie oszukal - bez dwoch zdan..
I co zamierza?
Chce byc z Toba- to niech to udowodni- jak bardzo mu zalezy..
moze troche goryczy ( ale bez przesady), niech zobaczy jak bardzo Cie zranil- i ze Ty i Twoje uczucia nie sa do zabawy

Ja raczej bym nie skreslala tak od razu tego malzenstwa- mam nadzieje ze facet wydorosleje..

ale na czym opieraliscie Wasz zwiazek? Jesli mozna spytac? Na jakich wartosciach?
Megie
 
Posty: 1479
Dołączył(a): 11 maja 2007, o 15:24
Lokalizacja: nie wiem skad..

Postprzez mysha » 10 mar 2008, o 18:08

byliśmy już długo razem i razem czuliśmy ze chcemy spędzić ze sobą resztę życia, rozumieliśmy się, wspieraliśmy się, mieliśmy wspólne plany, marzenia, chcieliśmy mieć już niedługo dzieci. W momencie ślubu czuliśmy że razem góry możemy przenosić, że wszystko przedszymamy, że będziemy razem do końca.
Wydaje mi sie że było to obustronne.

Wiem że ślub to ogromna odpowiedzialność za drugą osobą, teraz mu ciągle to powtarzam, a on jak w amoku, ślepo idzie, nie brzydzi sie tego, i w jakiś sposób to mu sie podoba, mówi że to silniejsze od niego. ehhh..
mysha
 
Posty: 23
Dołączył(a): 5 mar 2008, o 20:18
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez Megie » 10 mar 2008, o 18:42

byliśmy już długo razem i razem czuliśmy ze chcemy spędzić ze sobą resztę życia, rozumieliśmy się, wspieraliśmy się, mieliśmy wspólne plany, marzenia, chcieliśmy mieć już niedługo dzieci. W momencie ślubu czuliśmy że razem góry możemy przenosić, że wszystko przedszymamy, że będziemy razem do końca.


Ja nie wiem, to wszystko jakos niby dobrze brzmi
ale dla mnie osobiscie to troche jest jakby podszyte "Wiara we wlasne sily"
Niby dobrze jest wierzyc w siebie ale moze nie do konca, nie tak calkowicie- bo nie wszystko jednak na tym Swiecie zalezy tylko i wylacznie od Nas..
Braliscie slub koscielny- po co Koscielny? - skoro tak duzo wiary we wlasne sily?
Przepraszam za to pytanie...

to moje odczucia...moze nie dla kazdego sluszne...

Jak spytalam o wartosci to mialam na mysli wartosci typu- szacunek, dobro, wyrzeczenie sie siebie po czesci z mysla o tej drugiej osobie, prawda, laskawosc, cierpliwosc, a dla wierzacych ludzi Bog...
cos w kazdym razie w tym rodzaju...
Megie
 
Posty: 1479
Dołączył(a): 11 maja 2007, o 15:24
Lokalizacja: nie wiem skad..

Postprzez Honest » 10 mar 2008, o 19:52

mysha napisał(a):
Powiedzcie czy jest mozliwe mocno kogoś kochać a pomiomo tego odejść z rozsądku? Czy zawsze będę go kochała? Jak sobie poradzę z tą niespełnioną miłoscia?


Witaj, można odejść kochając... Ja to uczyniłam, jestem sama ponad dwa lata, leci trzeci rok... i absolutnie nie żałuję! Nie powiem, że było lekko, ta pustka... ale odzyskałam godność!!!! szacunek do siebie samej!!! Poza tym trzeba sobie zadać pytanie, czy to aby jest miłość...? Gdy się kocha, nie rani się z premedytacją - zawsze będę to powtarzać.

Wiesz, niewątpliwie zachowanie Twojego męża świadczy o jego egoizmie, wyrachowaniu... On nie liczy się z Twoimi odczuciami, bólem, który zadaje. Jednak zdziwiło mnie, że pani psycholog nie znając go wydała taką szczegółową diagnozę???

Przykre jest to, że w tak krótkim czasie od tej magicznej przysięgi spotyka Cię tyle smutku... Najgorsze jest to, że rozmowa z Twoim mężem wydaje się być jednostronnym monologiem. Komunikacja to podstawa związku! Pomyśl kochana, czy tak w głębi sera chcesz nadal z nim być, czy on może dać Tobie szczęście? Czasami kochamy wyobrażenie o naszej "drugiej połówce". Wówczas też okazuje się, że to "śliwka robaczywka", a nie pełnowartościowy, zdrowy, pełen życiodajnych witamin owoc.

Trzymaj się ciepło :pocieszacz: :buziaki: :kwiatek2: :slonko:
Avatar użytkownika
Honest
 
Posty: 8326
Dołączył(a): 25 sie 2007, o 22:03

Postprzez mysha » 10 mar 2008, o 22:56

---------- 21:45 10.03.2008 ----------

Mergie tak jeżeli pytasz o takie wartości, to jak najbardziej szacunek, dobro, wyrzeczenie sie siebie po czesci z mysla o tej drugiej osobie, prawda, laskawosc, cierpliwosc, oraz Bog...
Dla mnie tak było. Po to brałam ślub koscielny bo jestem osobą wierzącą i ma to dla mnie ogromne znaczenie.
Jak myślę o rozstaniu to mysle własnie o mojej przysiędze złozonej przed Bogiem "na dobre i na złe" i może dlatego odnajduję jeszcze siłę aby walczyć. Myśle także o umiejętności przebaczania ..

Jednak patrząc na to co sie teraz dzieje z jego strony nie widzę ani szacunku, ani dobra, ani wyrzeczenia się siebie, ani Boga. :(

---------- 21:56 ----------

Honest, tak jest ten niepokój, taka myśl w głebi duszy czy ja chcę dalej z nim być, czy on potrafi dać mi szczęście. Jednak narazie wszystko jest w emocjach, rany są świerze. Postanowałam że nie będziemy sie widzieć przez miesiąć żeby każdy mógł sobie na spokojnie to wszystko przemyśleć.

Tak mi się teraz czasem wydaje ze to może ta "sliwka robaczywa" ale tak naprawde nigdy do końca niczego nie wiemy. Możliwosci jest wiele, może on przeżyje jakiś wewnętrzny wstrząs i taka sytacja sie już wcale nei powtorzy albo powtorzy sie kolejny raz i kolejny.
Jak sie zwiąże z kims innym to też mogę doświadczyć tego samego.
Przyszłości nie znamy, nie można niczego wykluczyć.

Powidziam Cie za odwagę, że potrafiłaś odejść i ze jesteś z tego zadowolona, mimo że jesteś wciąż sama. To bardzo ważne odzyskać godność.. I nie zwariować przez tą pustkę

Jednak na tą chwile jest moim mężem i w dodatku bardzo go kocham i może dlatego potrafię wiele znieść i wybaczyć. Chciałabym tylko jednego. Jeżeli to nie jest miłość z jego strony to niech sie to okaże teraz.

Ściskam Was mocno
mysha
 
Posty: 23
Dołączył(a): 5 mar 2008, o 20:18
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez bunia » 10 mar 2008, o 23:03

Jestes na prawde dzielna i mimo,ze kochasz to nie stracilas rozsadku bo przeciez milosc ale nie za wszelka cene.....mam nadzieje i zycze Ci z calego serca aby ten miesiac przyniosl jakies rozwiazanie....wiem,ze jest Ci trudno ale nie boje sie,ze sobie nie poradzisz.
:buziaki:
Avatar użytkownika
bunia
 
Posty: 3959
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 09:19
Lokalizacja: z wyspy

Postprzez Honest » 10 mar 2008, o 23:33

bunia napisał(a):Jestes na prawde dzielna i mimo,ze kochasz to nie stracilas rozsadku bo przeciez milosc ale nie za wszelka cene.....:


Dokładnie! Bunia zawsze piękne, w racjonalne słowa ujmie kwintesencję rozważań. To prawda, jesteś dzielna. Nie tracisz energii na rozdzieranie szat, tylko szukasz drogi do rozwiązania problemu. To bardzo cenna cecha!!! Myślę, że Twój mąż pogubił się, nie podoba mi się, kiedy ludzie siebie ranią, ale nie ma ludzi bez skazy... mam nadzieję, że się opamięta i również przypomni sobie słowa przysięgi... Albo może... Ty mu je przypomnij np. w e-mailu... dodając zdjęcie ze ślubu jako załącznik? Uważam, że nie będzie to ograniczanie jego swobody, a po prostu drogowskaz...
Prawda jest taka, że można walczyć o związek, ale o miłość nie....


Wiesz, znalazłam kiedyś taki śliczny tekst... Ukazywał on samotność w nieco innym świetle, aniżeli powszechnie się odbiera ten stan. Jest to bowiem czas refleksji, wsłuchania się w swoje myśli, emocje, swoista penetracja własnej duszy. Autor sugerował, iż samotności jak ognia boją sie ludzie, którzy sami siebie nie akceptują i boją się usłyszeć, co powie ich wewnętrzny głos. Dlatego, moim zdaniem, aby być z kimś, aby móc stworzyć satysfakcjonujący związek, trzeba umieć być samemu.


Jeny, a tak abstrahując od tematu, chyba jakaś epidemia panuje grypowo - przeziębieniowa!!!



:shock: :roll:
Avatar użytkownika
Honest
 
Posty: 8326
Dołączył(a): 25 sie 2007, o 22:03

Postprzez bunia » 10 mar 2008, o 23:44

:zawstydzony: :zawstydzony:
:buziaki:
Avatar użytkownika
bunia
 
Posty: 3959
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 09:19
Lokalizacja: z wyspy

Postprzez mysha » 11 mar 2008, o 02:38

dziekuje dziewczyny.

chyba nie jestem taka dzielna jak wam sie wydaje. jestem słaba, złamana, przygnębiona, zatracona. Boje się co przyniesie czas. Tak naprawde nie potrafie wyobrazić sobie sytacji że nie jestesmy razem. A jak o tym pomysle i dociera do mnie ze to jest calkiem mozliwe ogarnia mnie rozpacz. Tak bardzo w to wierzylam.

Jak patrzę na niego to mam takie mieszane uczucia, z jednej strony straszny żal, niepokój, ale z drugiej nadzieje na to że może nam sie jednak uda. Wiem że teraz nic nie zmienie, ale wiem że zrobie wszystko, aby to uratowac, bo nie chce mieć po latach wyrzutów sumienia że ze złości lub żalu przekreśliłam jakąs szanse.

Znalazlam w sobie jedno rozwiązanie, może mnie teraz potępicie że nie potrafie o sobie decydować, ale postanowiłam, że jeżeli on nie potrafi byc moim mężem to chociaż niech będzie mężczyzną i niech podejmie tą decyzję i odejdzie. Niech niesie jej ciężar przez całe życie bo ja tego ciężaru za niego nieść nie będę.

Straszne są noce pełne samotości i kłębiących się myśli, które mają miano drapieżcy. Straszna jest bezsenność i niemożność zmiany rzeczywistości. Straszny jest brak obojętności ..

Czy będę kiedyś jeszcze tym samym człowiekiem? Czy będę potrafiła spojrzeć bez skazy kiedyś na kogoś? Czy będę potrafiła zbudować coś wspaniałego, nie okupionego poczyciem krzywdy z przeszłości? Czy będę potrafiła kiedyś nie być ofiarą?

Mam mnóstwo wątpliwości co do sensu tego co się stało, czy jest w tym jakiś ukryty drogowskaz, jakiś początek czegoś nowego, lepszego .. Na ten moment jest to koniec świata.
Narazie wydaje mi się że to mnie zniszczy na zawsze.

Czas, czas, czas
leczy rany podono

Nie moge zasnąć
mysha
 
Posty: 23
Dołączył(a): 5 mar 2008, o 20:18
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez Megie » 11 mar 2008, o 08:49

Mysha droga,...

nie masz nic sobie do zarzucenia...
Moim zdanie mialas i masz dobre podejscie....
Twoj maz sie pogubil i to tak szybko po zlozeniu przysiegi...
Mieimy nadzieje ze sie odnajdzie...
Trzymam Kciuki :pocieszacz:

I zycze aby dzisiejszy dzien przyniosl duzo dobrego...
Megie
 
Posty: 1479
Dołączył(a): 11 maja 2007, o 15:24
Lokalizacja: nie wiem skad..

Postprzez Szafirowa » 11 mar 2008, o 16:43

Mysha :pocieszacz:
Tylko nie pozwól mu podjąć decyzji takiej, w której nie rezygnuje ani z Ciebie, ani z niej ....
Avatar użytkownika
Szafirowa
 
Posty: 774
Dołączył(a): 21 maja 2007, o 22:30
Lokalizacja: Wro

Postprzez echo » 11 mar 2008, o 19:05

myszko,
bardzo Ci współczuję, ale wiem, że sobie poradzisz, bo masz w sobie i mądrość i siłę, która pozwoli Ci przez to piekło przejść. Taka nam się trafiła karma, takie czasy, takie problemy. Trudno, mogłyśmy trafić jeszcze gorzej.

"Czy będę kiedyś jeszcze tym samym człowiekiem? Czy będę potrafiła spojrzeć bez skazy kiedyś na kogoś? Czy będę potrafiła zbudować coś wspaniałego, nie okupionego poczyciem krzywdy z przeszłości? Czy będę potrafiła kiedyś nie być ofiarą?"

Nie, nie będziesz tym samym człowiekiem, raczej trudniej będzie Ci zaufać, ale myślę, że mimo to będziesz potrafiła zbudować coś jeszcze lepszego, trwałego i cennego. Będziesz inna, ale silniejsza, zdystansowana, ale doceniająca bardziej dobro, które Cię spotka. I to nie jest opis ofiary. Wierzę, że po burzy wychodzi słońce, a gdy z tych "burz" wyciągniemy konstruktywne wnioski dla siebie tym częściej świeci nam to słonko w naszych duszach. Ważne, aby nie poddawać się rozpaczy zbyt długo, być otwarta na świat i szukać rozwiązań. Ty umiesz szukać rozwiązań, więc jestem pewna że będziesz umiała być szczęśliwa MIMO wszystko. Bo podobno z miłością tak jest, że kocha się nie za coś , ale mimo czegoś.
Nie ma ideałów, ale nawet bez ideałów można godnie i szczęśliwie żyć. Choć wierzyć w nie miło, lecz złudnie.

No, ale się rozpisałam. Mam hopla na tym punkcie, bo sama jestem "po przejściach".
Pamiętaj, że nie jesteś sama. Choć tak się wydaje. :serce2:
echo
 
Posty: 344
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 22:02

Postprzez mysha » 12 mar 2008, o 16:46

---------- 20:53 11.03.2008 ----------

Rozmawiałam z nim dziś, bo musielismy sie spotkać w banku w sprawie kredytu.

Sprawa jest bardzo przerażająca.
On jest w stanie tylko powiedziec że bardzo chciałby żeby nam sie udało, ale nie jest tego pewien. Nie potrafi mi teraz przysiadz ze taka sytacja sie nie powtórzy. Chce "spróbować"

Uważam, że skoro nie wie, nie jest przekonany to powinien odejść, ale on nie potrafi podjąć decyzji. Dreczy mnie to. Boje się że wróci ale nie będzie pewnien i że moje cierpienie będzie sie przeciagało w nieskonczoność. Że cały czas będę czuła że jest nie tak. A jak będę wrakiem człowieka to mnie zostawi.

Czuje sie taka bezsilna
Uważam że skoro to trwa u niego 3 miesiące to powinien już wiedzieć czego chce, miał wystarczająco czasu żeby sie nad tym zastanowić.

Ja nie chce już czekać, chcę zrobić krok do przodu. Dlaczego on nie wie czego chce, nie potrafi podjąć decyzji, To boli

---------- 15:46 12.03.2008 ----------

wiecie co, ciezko mi, zastanawiam sie co jeszcze moge zrobic.

rozmawialam dzis z jego ojcem, moj maz powiedzial mu, ze nie wie co powienien robic czy zostac z rodzina, bo wkoncu wzielismy slub czy odejsc, bo boi sie tego. Wydaje sie mu takze ze nie jestesmy w stanie odbudowac tego co bylo.

to wszystko jest bardzo trudne, widze ze on watpi w to czy mnie kocha.

smutne

czy uwazacie ze powinnam porozmawiac z mezem tamtej dziewczyny i mu o wszystkim powiedziec?
mysha
 
Posty: 23
Dołączył(a): 5 mar 2008, o 20:18
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez ewka » 12 mar 2008, o 21:41

mysha napisał(a):Wszystko jest chore, a ja czuje się jak zbity pies, upałam i nie mogę się podnieść, bardzo cierpię.

Upadłaś? Nie, nie Ty.
Mysha - wg mnie powinnaś zostawić go samego z tym wszystkim... to on musi się uporać i zdecydować. Odkrywanie kolejnych tajemnic, wyszukiwanie ich, domyślanie się... to właściwie niczego nie zmieni. I Tobie też pomogłoby zdecydować... bo na dzisiaj nie potrafię wyczytać jednoznacznie, co chcesz z tym zrobić i jak widzisz siebie w tym układzie?
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: AngelLar, uzutuayribi i 195 gości