Ja od lipca zaczynam pracę nową i jeszcze sie doszkalam w między czasie, bo mi to potrzebne do przekwalifikowania się na początek.
Także dystans w lipcu będzie jeszcze większy niż jest teraz zdecydowanie, ale masz racje stagnacja jest nie dobra.
Pomysłów było sporo, to fakt... jedno co zadziałało, to moje milczenie, bo dziś mi sie pytał co mi się stało, ze się tak nie odzywam. Trochę mi nerwy puściły... jest mi go też żal, bo widzę jak się sam męczy z tym, ze się boi podjąć jakieś wyzwania a ryzyko jest zawsze. Nie ma tak, że każda decyzja będzie w pełni bezpieczna. On nie chce podejmować żadnego ryzyka... dopiero nie dawno wytłumaczyłam mu, ze zostanie tu nas na dłuższą metę nie urządza i nic nie zmienia. Tylko ja bym chciała, żeby on sam myślał bardziej na długi dystans.. nie mówię, żeby żyć tym, co będzie, bo faktycznie planowanie krótkoterminowe bardziej się sprawdza ale jakieś cele trzeba jednak mieć i do czegoś dążyć a nie żyć z dnia na dzień mówąc ,,jakoś to będzie".
Doszłam do wniosku, ze on nei chce mi zaufać, moim pomysłom, jesli chodzi o decyzje. Kurczowo się trzyma tych jego zdaniem bezpiecznych i najpewniejszych, tylko ani trochę nie popychających nas w przód. Poweiedziałam mu dziś o tym, o tym, żeby postawił sie w mojej sytuacji a on napjpierw milczał a później powiedział, ze nie ma na to wszystko słów... tylko od tego nic sie samo nie zmieni... a sama... mam marne szanse.