Wierze ze po temacie Ksiezycowej "co byscie zrobili" troche podpowiedzi miala do rozwazenia...stad i moj temat podobny, bo potrzebuje sie wygadac, posluchac opinii innych, a nie bede zasmiecala juz "Jak sie czujesz".
Nie chce wdawac sie w szczegoly tego dlaczego tak a nie inaczej sie stalo ze nie moge tu zostac, jeszcze nie jestem na to gotowa.
Tak jak juz wspomnialam w Jak sie czujesz...wrocic do Polski ? uczyc sie w Polsce ? na wsi, gdzie i tak wszyscy znajomi teraz w wiekszym miescie bo u nas uczelni zadnej, zadnej pracy. i wrocic na egzaminy? za okolo dwa miesiace. wierze ze u siostry moglabym zostac na ten czas...a pozniej? sama nie wiem... egzaminy sierpien/wrzesien....7 wrzesnia mam wesele w najblizszej rodzinie, moze byc tak ze beda przed weselem, albo ze wesele w miedzy czasie.. a bilety drogie na takie kursowanie,wszystko za pieniadze rodzicow...nie lubie brac od nich pieniedzy strasznie, skoro sie podjelam samodzielnosci powinnam sobie dawac rade sama, pomoc pomoca ale i utrzymanie i kilka kursow lotniczych wykracza po za pomoc 'samodzielnej' corce..im sie zyje w Polsce bardzo dobrze, ale zeby jeszcze tyle pieniedzy mi dawac gdzie samo wesele tez ich kosztowac bedzie to raczej az tyle nie maja...
czy zostac tu ? na sama wyprowadzke mam...i dalej nie mam nic. on pieniedzy mi zadnych nie da. moge pracowac pol etatu, gdzie rodzice i tak minimum 1000 zlotych miesiecznie beda musieli mnie wesprzec zebym mogla utrzymac sie sama...przez nauke nie moge wziac wiecej pracy. no ale nie wiem jak mam wracac do 4 scian, obcych ludzi, po pracy, sama o siebie dbac, i jeszcze sie moc uczyc, boje sie...wiem jak kazde rozstanie przezywalam, nawet mature zawalilam przez wlasnie rozstanie bo psychicznie siedzialam nad ksiazka i nie wiedzialam co czytam...4 lata to tez mega przyzwyczajenie, i nie wyobrazam sobie na ta chwile tak odejscia i zycia dalej. wiem ze mozna. ale tez zrozumcie ze w tym momencie sobie nie wyobrazam.
nie wiem co mam zrobic. jestem po prostu zalamana. nie chce wracac ani do domu i tam zyc ani tutaj zyc sama.
do siostry teraz nie pojde mieszkac na tak dlugo...oni mieli tyle problemow podczas ciazy i pod koniec i na poczatku jak sie maly urodzil...dopiero pierwszy raz sa sami i zaczelo im sie ukladac, tak bez osob trzecich, po za tym ona mieszka na drugim koncu londynu, za mieszkanie by nie wziela, ale do jedzenia i rachunkow musialabym sie dorzucic, no i nie maja internetu a ja wszystkie materialy uczelni mam tylko online.. sam bilet bylby 3-4 razy drozszy niz teraz, plus oplaty, wyszlo by na to samo jesli nie wiecej jak wynajecie pokoju, tylko ze 2 godziny bym oszczedzala dojazdow...a czas podczas nauki jest wazny...no i tam jest maluch, swietny jest ale i nauka przy dziecku nie jest taka prosta i latwa, a zrobil sie taki marudny ze hej teraz.. wiec w ogole ta opcja odpada...
jestem zalamana, patrze na niego, czuje wielki zal, bol, i nie potrafie teraz sobie wyobrazic jak zyc bez niego, wiem ze to mozliwe, ale teraz niewyobrazalne, a z drugiej strony tak strasznie mam w sobie duzo nienawisci do niego.