Wasz samochód, wybrany przez Was, lubiany, do którego macie sentyment uległ zniszczeniu na skutek wypadku (nie ważne z czyjej winy). Choć mechanik pięknie go wyklepał, polakierował, samochód się sypie, ci±gle co¶ się psuje i tak trzeĽwo patrz±c nie ma co się łudzić, że będzie kiedy¶ jeĽdzić bez zarzutu i jest samochodem bezpiecznym. Na pewno nie będzie się nim dało jeĽdzić lata, cudów NIE MA.
Co zrobić:
1. zacz±ć się rozgl±dać za nowym?
2. jeĽdzić starym, zachwycać się nowym lakierem i umieraj±c ze strachu żyć nadziej±, że przeżyjemy do następnego zakrętu, że nic nam się nie stanie podczas tej przejażdżki - a może i następnej?
Do¶ć prosta jest odpowiedĽ w przypadku auta. A w przypadku zwi±zku? Czy nie jest podobnie?Jak Wam się wydaje?
Mocno upro¶ciłam sprawę, wiem, ale może w życiu tak trzeba wszystko upraszczać?
To taka moja refleksja, tkwi w mojej głowie od kilku dni.