Niby razem, a osobno

Problemy z partnerami.

Re: Niby razem, a osobno

Postprzez Apasjonata » 14 cze 2013, o 13:20

Tez się nad tym zastanawiałam , jako nad formą ucieczki ojca chorego dziecka, tylko supermocna pisała, ze on zaczął wyjezdzać juz w narzeczeństwie, 4 lata wczesniej zanim dziecko przyszło na swiat, więc mi to nie pasuje trochę.
Apasjonata
 
Posty: 336
Dołączył(a): 11 wrz 2011, o 12:51

Re: Niby razem, a osobno

Postprzez supermocna » 14 cze 2013, o 13:26

zajac napisał(a):Czego chciałabyś w tej chwili, jeśli chodzi o relację z mężem? Oczywiście najlepiej byłoby, gdyby zmienił swoje postępowanie wobec Was


Właśnie tego bym chciała. Chciałabym dowodów miłości, a nie tylko pustych słów. Ostatnio nawet tego nie ma. Smsy wysyła chyba poprzez kopiuj i wklej.

zajac napisał(a):Masz jakiś pomysł, co dalej: zdecydowana rozmowa, ultimatum, uodpornienie się psychiczne na to, co jest?


Zdecydowana rozmowa i ultimatum już odpadają. Jemu już tak bardzo lata, że prędzej wybierze ucieczkę. Rozmawiam więc i motywuję. Efekty jakieś są, ale mnie jest z tym bardzo cięźko. On miał być moim mężem, wsparciem, drugą połową, a nie drugim dzieckiem wymagającym terapii.

zajac napisał(a):Czy wiesz, z czego wynika jego stosunek do Kuby? Nie chciał dziecka, uważa, że dziecko to sprawa matki? Chodzi o chorobę Kubusia?


Ja chyba wiem z czego to wszystko wynika. To nie jest tak, że on nas nie kocha, to nie tak, że robi coś na złość. On zwyczajnie nigdy tego nie umiał. On nie widzi takiej potrzeby, więc według niego nie ma żadnego problemu. On zawsze taki był. On nie posiada empatii do nikogo, ale ja dopiero teraz to zauważyłam. To ja go poderwałam, to ja zorganizowałam nasz ślub, na który on tylko przyjechał, tylko że wtedy wszystko jakoś sobie tłumaczyłam. Cały czas miałam nadzieję, że te obietnice się spełnią.

Apasjonata to jest właśnie tak, jak mówisz. Ja też chciałam postawić na jedną kartę i tam pojechać. Podjąć ten ostatni trud żeby tylko wiedzieć czy to w ogóle ma jakiś sens. Tylko, że to nie jest takie proste. Musiałabym załatwić to wszystko sama i dałabym radę. Jednak w pewnym momencie mąż musiałby skontaktować się z urzędem o łączenie rodzin, a on tego nie zrobi. Nie dlatego, że by nas tam nie chciał. On tylko nie weźmie dnia wolnego żeby to załatwić. Od 5 lat powinien mieć stały numer personalny, ale go nie załatwił i nie załatwi choć wystarczy tam zadzwonić lub zrobic to przez internet. Teraz przysłali pismo z prośbą żeby to zrobił.

Jest jeszcze jedna sprawa. Mój mąż prawdopodobnie ma zespół Aspergera. Świadczy o tym całe jego zachowanie. Mieszkanie tam w pojedynkę w idealnych warunkach ochronnych powoduje, że te cechy wychodzą na jaw. Wcześniej nie miałam o tym pojęcia. O żadnym aspergerze nawet nie słyszałam, a autyzm to przecież nie tak miał wyglądać. Tak się cieszyłam, że mąż jako jedyny mężczyzna z naszej rodziny, czyta książki. On ich nie czyta, on je pochłania. Przeczyta wszystko. Jak nie ma książki to wiadomości w internecie. Bez tego nie funkcjonuje. Musi być chociaż informacja o pogodzie. Niezależnie od sytuacji. Świetnie się z nim rozmawia, ale zawsze nie na temat. Powtórzy wiernie każdy skecz, a jak go coś interesuje to nawet lekarz dziecka jest dobrym odbiorcą jak nieopatrznie okaże uprzejme zainteresowanie. Nie ważne, że całkiem nie na temat, nie ważne, że powinien rozmawiać o zdrowiu dziecka. O to nie zapyta, bo to nie jego bajka. Kiedy rozmawia ze mną, odtwarza wiadomości przeczytane w internecie lub dokładne słowa jego kolegów z pracy. Kolegom odtwarza to, co ja mówię o synku. Nic swojego, nic własnego pomysłu.
Zaczął nawet sobie tą inność uświadamiać, ale nie może zmienić braku potrzeby do zmian. Przecież według niego ta sytuacja jest ok. Przecież on nic nie może zrobić, bo jest tam.

Dla mnie ta sytuacja to straszny ciężar psychiczny. O wiele łatwiej byłoby mi to znieść, gdyby mąż mnie zdradzał. Mogłabym wtedy postawić na nim krzyżyk, przeboleć i narodzić się na nowo. A tak, jest mi bardzo źle, ale nie wolno mi mieć pretensji. Walczę, ale jestem już taka zmęczona. Może choroba synka wyczerpała limit moich moźliwości. Kocham mojego męża, ale jego działanie sprawia, że coraz trudniej mi z tym, a im więcej o nas walczę, tym bardziej mnie to boli.
supermocna
 
Posty: 31
Dołączył(a): 7 cze 2013, o 19:18

Re: Niby razem, a osobno

Postprzez biscuit » 14 cze 2013, o 13:34

supermocna napisał(a):Mój mąż prawdopodobnie ma zespół Aspergera.

a wiesz, że jak go opisywałaś
to ja o właśnie o tym pomyślałam
nie napisałam jednak tego
no bo to taka etykietyzacja bez pokrycia by była
faktem jest jednak, że przyszło mi to na myśl

jeśli tak jest
to sytuacja już się wiele nie zmieni :(
Avatar użytkownika
biscuit
 
Posty: 4156
Dołączył(a): 10 cze 2009, o 00:51

Re: Niby razem, a osobno

Postprzez zajac » 14 cze 2013, o 13:40

:shock: :shock: :shock:
A może spróbowałabyś potwierdzić u fachowca tę informację o ZA u męża? Wierzę, że masz na ten temat dużą wiedzę, ale nie masz dystansu, możesz się czymś zasugerować. A potwierdzenie lub wykluczenie byłoby dla Ciebie na pewno ważne.
zajac
 
Posty: 786
Dołączył(a): 18 kwi 2009, o 23:11

Re: Niby razem, a osobno

Postprzez Apasjonata » 14 cze 2013, o 13:43

Czyli jesli tak jest jak piszesz, jadąc tam mozesz stanąć przed faktem, że masz pod opieką jedno malutkie i jedno duze "dziecko" do opieki. Czy jestes gotowa na taki trud to tez warto wziać pod rozwagę? Nie jesteś maszyną, choć Twoj nick to sugeruje. Ja juz się przekonałam , ze bycie czasem słabą to nic złego.
Apasjonata
 
Posty: 336
Dołączył(a): 11 wrz 2011, o 12:51

Re: Niby razem, a osobno

Postprzez supermocna » 14 cze 2013, o 14:00

Diagnozowanie dorosłych, którzy nie doszli do tego sami (nie z ich woli i potrzeby), mija się z celem. Można się tylko nadziać na tłumaczenia "bo przecież mam aspergera". Możliwości terapeutycznych nie ma żadnych. No chyba, że tak, jak ja z dzieckiem, 24h na dobę. Tylko to odniosłoby skutek. Zresztą spójrzmy prawdzie w oczy, żadna diagnoza lub jej brak, nie zmienia stanu rzeczy. Ja już coś o tym wiem.

Mogę podjąć się wyciągnięcia męża z tego, ale:
- na odległość się nie da
- jako żona, nie powinnam się w to angażować z powodów etycznych
- nie wiem czy wytrzymałabym to psychicznie
- już całkiem zgubiłabym własne "ja"

Nie wiem co robić. Walczyć o siebie, bo nie tak miało być to tak jakbym powiedziała, że moje dziecko nie jest warte poświęcenia, bo nie wie co to znaczy kochać. Walczyć to poświęcić wszystko nie wiedząc co czeka mnie jutro i pogodzić się z tym.
Nigdy nie aspirowałam do bycia świętą. Gdybym miała na nią zadatki, nie czułabym teraz w sercu zadry i nie byłoby mnie tutaj. Nie jestem też taką świnią żeby porzucić kogoś, komu sama nieświadomie też zrobiłam nadzieje. Co z nim będzie kiedy ja go zostawię?
supermocna
 
Posty: 31
Dołączył(a): 7 cze 2013, o 19:18

Re: Niby razem, a osobno

Postprzez supermocna » 14 cze 2013, o 14:18

Mam już jakiś plan. Rezygnuję z przeniesienia się tam. Znam biegle angielski, ale tam i tak nie miałabym szansy na pracę. Przeniosę się do Gdańska, gdzie jest bardzo dobrze rozwinięta pomoc dla autystów. Poślę Kubę do przedszkola i zajmę się inwestycją w siebie żeby uaktywnić się zawodowo. Problem jest tylko z mężem. Dobrze by było żeby wytrzymał jeszcze 3 lata i wtedy mógłby wrócić z gwarantowaną emeryturą. Tylko, że te 3 lata jeszcze bardziej odsuną nas od siebie. Po nich nie wiem czy będzie jeszcze do czego wracać.
Mogłabym na te 3 lata przenieść się tam, ale w obecnej sytuacji kiedy mąż we wszystkim widzi problem, nie wiem czy bym to wytrzymała. Mogłyby puścić mi nerwy i byłby rozwód. Koleżanka doradza mi jednak przeniesienie się tam. Miałabym dodatek finansowy na Kubę, państwo nie pozwoliloby mi zostać na lodzie, miałabym za pobyt z dzieckiem w domu dwa razy więcej punktów emerytalnych, niż on. Wszystkie pomoce terapeutyczne i specjalistów miałabym za darmo.
Nie wiem co robić. Apasjonata a jak skończyła się Twoja wycieczka po szczęście rodzinne?
supermocna
 
Posty: 31
Dołączył(a): 7 cze 2013, o 19:18

Re: Niby razem, a osobno

Postprzez zajac » 14 cze 2013, o 14:22

Ja o tej konsultacji z fachowcem pomyślałam tylko w tym kontekście, żebyś Ty miała pewność, czy chodzi o zaburzenia, na które on nie ma wpływu, czy o cechy charakteru. Bo inaczej się po prostu wtedy podchodzi.
Pracować nad sobą musiałby rzeczywiście chcieć sam.
To, czy go zostawić czy nie, to nie jest decyzja na najbliższe pięć minut, daj sobie czas. Może zobaczysz jakieś możliwości porozumienia się z nim, czyli dalszego bycia razem. A jeśli postanowisz odejść, to czy aż taka byłaby to dla niego krzywda, jeśli jak piszesz, jest mu najlepiej samemu? Nie myśl o tym jako o świństwie, bo przecież nie chodzi tu o porzucenie w chorobie, gdy partner wymaga opieki. Twój mąż świetnie funkcjonuje zawodowo, więc tu sobie poradzi, sam o siebie potrafi zadbać, a do roli męża i ojca być może się nie nadaje po prostu i może niekoniecznie tego pragnie? Nie chodzi o to, że do tego Cię namawiam, absolutnie. Tylko jakoś tak mi wychodzi, że nie ma podstaw do uważania takiego rozwiązania za świństwo czy draństwo.
zajac
 
Posty: 786
Dołączył(a): 18 kwi 2009, o 23:11

Re: Niby razem, a osobno

Postprzez Apasjonata » 14 cze 2013, o 14:22

To co teraz napiszę, moze wyda Ci się egoistyczne i okrutne.
Z tego co czytałam o zespole Aspergera , sugeruje się, iz dziedziczy się podatność na rozwój choroby. Więc może właśnie decydując sie na pomaganie jednej osobie , mozna zaszkodzic innej (kolejnemu dziecku, które być może przyjdzie na swiat z tego zwiazku). To są problemy etycznie trudne.
supermocna napisał(a): Nie jestem też taką świnią żeby porzucić kogoś, komu sama nieświadomie też zrobiłam nadzieje. Co z nim będzie kiedy ja go zostawię?

A czy porzucając siebie samą nie wyrzadzasz sobie świństwa? Dlaczego mozna robić świństwa tobie?
Apasjonata
 
Posty: 336
Dołączył(a): 11 wrz 2011, o 12:51

Re: Niby razem, a osobno

Postprzez biscuit » 14 cze 2013, o 14:30

zajac napisał(a):Ja o tej konsultacji z fachowcem pomyślałam tylko w tym kontekście, żebyś Ty miała pewność, czy chodzi o zaburzenia, na które on nie ma wpływu, czy o cechy charakteru.

żaden szanujący i profesjonalny diagnosta
nie wystawi diagnozy osobie
KTÓREJ NA OCZY NIE WIDZIAŁ
Avatar użytkownika
biscuit
 
Posty: 4156
Dołączył(a): 10 cze 2009, o 00:51

Re: Niby razem, a osobno

Postprzez Apasjonata » 14 cze 2013, o 14:30

supermocna napisał(a):Apasjonata a jak skończyła się Twoja wycieczka po szczęście rodzinne?

Skończyła się rozstaniem i podjęciem przeze mnie terapii własnej.
Juz po czasie ktoś mi powiedział, ze mój ex przez te 10 lat nie załozył nowej rodziny, bo kobiety się go bały, a ja myslałam , że dlatego, iż tak bardzo mnie kochał :? Te kobiety miały jednak więcej instynktu samozachowawczego niż ja, widziały rzeczywistosć bardziej wyraźnie niz ja, dzis już mogę się z siebie samej posmiać, wtedy było mi jednak ogromnie trudno.
Poczytaj sobie o mysleniu zyczeniowym.
Apasjonata
 
Posty: 336
Dołączył(a): 11 wrz 2011, o 12:51

Re: Niby razem, a osobno

Postprzez supermocna » 14 cze 2013, o 16:36

No właśnie - ja. Cały czas myślę o walce dla kogoś, w imię czegoś, a nie pomyślałam o swoim "ja". Ale jak odzyskać "ja", którego nigdy się nie miało?
Nigdy nie miałam swojego życia. Moje potrzeby nigdy się nie liczyły. Lepiej było wcale ich nie mieć, bo były tylko pożywką dla innych.
supermocna
 
Posty: 31
Dołączył(a): 7 cze 2013, o 19:18

Re: Niby razem, a osobno

Postprzez impresja7 » 14 cze 2013, o 20:20

supermocna napisał(a):No właśnie - ja. Cały czas myślę o walce dla kogoś, w imię czegoś, a nie pomyślałam o swoim "ja". Ale jak odzyskać "ja", którego nigdy się nie miało?
Nigdy nie miałam swojego życia. Moje potrzeby nigdy się nie liczyły. Lepiej było wcale ich nie mieć, bo były tylko pożywką dla innych.

A gdybys pojechała do męża na 3 lata to jaki masz pomysł ,żeby tam zadbać o swoje potrzeby ,o swoje "ja" ?
impresja7
 
Posty: 938
Dołączył(a): 25 lis 2012, o 11:05

Re: Niby razem, a osobno

Postprzez supermocna » 14 cze 2013, o 20:58

Przyznam, że o tym nie myślałam. Bylibyśmy razem. Ja bym się dostosowała. Na pewno znalazłabym sobie jakieś zajęcie. Nauczyłabym się w tym czasie języka i wtedy znalazłabym pracę.
supermocna
 
Posty: 31
Dołączył(a): 7 cze 2013, o 19:18

Re: Niby razem, a osobno

Postprzez zajac » 14 cze 2013, o 21:12

A może pojechałabyś do niego na wakacje? Pobylibyście trochę razem, zobaczyłabyś, jak jest. Potem mogłabyś wrócić, żeby od września synek mógł chodzić do przedszkola. Albo zdecydować, że tam zostajesz.
zajac
 
Posty: 786
Dołączył(a): 18 kwi 2009, o 23:11

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 83 gości