Mamy następujący problem, a konkretnie pierwsza opcja jest taka:
-zostać jeszcze u rodziców, gdzie płacąc tylko za rachunki możemy zainwestować w siebie, we własne kwalifikacje mając szansę na lepiej płatną pracę dzięki temu. Kłopot jest tu, że sytuacja jaka jest każdy wie...brat tyranizuje, krzyczy na dziecko, użył ostatnio przemocy wobec mnie, nie ma swobody, nie można nawet swobodnie poruszać się po domu, ojciec nadal pije i potrafi wrócić w róznym stanie.
Przy tym będąc tu więcej wysiłku mnie kosztuje nauka uwierzenie, że w ogóle jestem coś warta i coś potrafię.
Już pewne rzeczy zaczęłam i jakoś idzie do przodu (szczegółów na razie nie zdradzam) ale bywa, że graniczy to z cudem...
Czuję się jakbym miała kajdany na rękach i nogach mieszkając tu... Poza tym ścina mnie ich traktowanie mnie nie raz. NIe tyle, ze źle ale tak z góry jako tą, co nie warto jej słuchać, nie ma racji i generalnie nie trzeba liczyć się z jej zdaniem, co przeniosło się przez te wszystkie lata na każdą w sumie sferę mojego zycia... Już walczę z tym, jest lepiej ale tu bardzo trudno
- Druga opcja jest taka, że dostaliśmy propozycję wynajmu dwupokojowego mieszkania za 700zł plus opłaty, prawdopodobnie bez wstępnej kaucji...
To wiązało by się z własnym kątem, przestrzenią o wiele większą, spokojem psychicznym i zrzuceniem tych kajdan, które mnie, tu w domu blokują. Mogłabym w końcu poczuć się wolniejsza:) Ł by mógł bardziej odpocząć... jego też męczy takie spinanie przecież.
Ale minusy są takie, że najprawdopodobniej wynajęcie mieszkania jest równoznaczne ze stratą możliwości inwestycji w siebie... nawet w relaks, typu chociaż zumba, on basen nie wspominając o nauce języka (przez oboje) i zdaniu matury mojej(potrzebuję korepetycji). No i studia po maturze też by odpadły.
A do tego mamy kredyt, który jeszcze płacimy.
Niby oczywista jest odpowiedź ale z drugiej strony nie... męczymy się tu oboje,... niby idziemy do przodu, coś działamy ale jakoś bez entuzjazmu, radości z tego, satysfakcji. W mieszkaniu miałabym spokój do nauki ale też co z tego, skoro nie było by prawdopodobnie opcji nauki?
Psychicznie idzie zwariować tu w domu...
A zapomniałam o zarobkach... ja 1500 netto a on 1800 - 2000 zależy od miesiąca. może być mniej jeszcze ale nie będzie więcej u niego. Przynajmniej póki nie zmieni pracy, którą ciężko mu znaleźć...
Można o radę poprosić? Prosiłabym pamiętać o sytuacji jaka ma tu w domu u rodziców miejsce.
Ja już mam sraczkę w głowie od myślenia o tym