Czas leci... a my siedząc w swoich dziuplach nie dostrzegamy, że pomimo wysokich kosztów życia w ogóle są jakieś tam możliwości, z których można skorzystać wg swoich upodobań.
Poza tym pomimo wszytko, nawet jak sie zdaje, ze nic z czegoś nie będzie, to trzeba wyjść, bo nie wiadomo kiedy szansa się pojawi... moze ktoś dostrzeże coś u nas, co go zainteresuje i dostaniemy szansę? Jak nie wyjdziemy, to nigdy sie o tym nie przekonamy....
Poza tym postanowiłam wziąć z Ciebie przykład i napisać list do mamy. Nigdy jej go nie dam, co prawda ale mam poczucie, ze ciągle ich zachowanie wiąże mi ręce i w ogóle wszystko, żebym nie mogła swobodnie się ruszać, decydować i uwierzyć w siebie... poza nimi i ich obecnością, to sie moze bardziej robi luźne ale chciałabym, zeby w ogóle tego nie było...
Mogę im w realu mówić do woli i tak uznają, że jestem podła, że mogę pomyśleć, ze ich obciążam... więc napiszę do niej... Nigdy nie wypowiedziałam tego jaki mam do nich żal... może list mi pomoże.
Ogólnie, to poczułam, ze nie dam sobie odbierać wiecznie możliwości i radości ze wszystkiego... Dołowanie się niczego nie polepsza... więc nie mam nic do stracenia idąc w drugą stronę i mając nadzieję, ze jak będę się starać to i dla mnie wyjrzy słońce.