żałoba po mamie

Dorosłe Dzieci Alkoholików.

Re: żałoba po mamie

Postprzez felicity » 19 kwi 2013, o 18:16

No to u mnie odpływ.
Nie wiem, o co mi chodzi tym razem, co mam w myślach i w sercu.
Z jednej strony mam wrażenie, że mogłabym zrobić dużo, zmienić całe swoje życie, zarzucić każdą z dróg, poznawać, działać, tworzyć, a z drugiej strony wydaje mi się, że takie bez znaczenia. Jakieś skrajne emocje mną targają.
Gdy się czymś konkretnym zajmuję w ciągu dnia to te myśli są na drugim planie, ale jak mam moment oddechu, np. jadę w autobusie to takie różne myśli nie dają mi spokoju.

Może to tak jest, że najpierw czujemy zmianę, a dopiero później umiemy ją nazwać lub opisać słowami i poskładać w słowa. Ja czuję, ze jest inaczej, ale jak mam to sprecyzować to jest mi to ciężko dookreślić.

Trwanie w stanie zawieszenia jest nieprzyjemne. To taki niemały dyskomfort psychiczny i nie wiem może konieczny, może to kolej rzeczy i ten stan również przeminie i zamieni się w coś bardziej owocnego. Bardzo dużo mieści się tego we mnie. Jakbym wypadła z drogi głównej w jakąś boczną koleinę.

W najbliższych dnia pojadę oglądać pomniki, bo czujemy z bratem, że już czas najwyższy go postawić, a za blisko miesiąc przypada druga rocznica jej śmierci.

Częściowe ukojenie przynosi mi jazda na rowerze, oglądanie obrazów, słuchanie ciekawej muzyki albo kontakt z naturą.

Do ludzi czuję albo zobojętnienie albo mnie irytują. i nie chce mi się z nimi jakoś nawet udawać, że niby jest ok. albo coś innego, chyba przestało mi zależeć. Wczoraj poszłam spać o 19.00 i obudziłam się po 23.00 i zrobiło się fajnie, jakby lżej, że jest ciemno i naokoło był spokój i cisza. Chętnie przeszłabym na etat jakiegoś nocnego portiera, aby otaczało mnie mniej dźwięków, głosów, kolorów, ludzi i tego rozgardiaszu.

Męczy mnie też atmosfera w pracy, zrobiło się trochę napięć, donoszenia i do końca nie wiadomo, z kim i o czym można swobodnie rozmawiać.

Widzę też, że zużywa się moja energia życiowa tak jakby intensywniej w codzienności.

Widziałam "Mój rower" i bardzo mnie ujął tym przeplataniem się światów, ale i dialogów. Dużo przemyślanych scen, sekwencji i jak na debiut to chylę czoła.

Ten stan, który teraz czuję mnie zaskoczył, wydawało mi się, że coś już się ugruntowało.
Chyba jednak nie.
Pozdrawiam i dziękuję za zainteresowanie. Zbierałam się w sobie kilka razy, aby tutaj napisać.
Avatar użytkownika
felicity
 
Posty: 397
Dołączył(a): 28 lip 2007, o 23:31

Re: żałoba po mamie

Postprzez ewka » 20 kwi 2013, o 10:58

Cześć :buziaki:

felicity napisał(a):No to u mnie odpływ.
Nie wiem, o co mi chodzi tym razem, co mam w myślach i w sercu.
Z jednej strony mam wrażenie, że mogłabym zrobić dużo, zmienić całe swoje życie, zarzucić każdą z dróg, poznawać, działać, tworzyć, a z drugiej strony wydaje mi się, że takie bez znaczenia. Jakieś skrajne emocje mną targają.

Telewizja dzisiaj mówiła o tzw. przesileniu wiosennym. I potrzeba nam dobrej diety, dużo ruchu, dużo słońca... zwłaszcza po długiej i bezsłonecznej zimie. I ja na dzisiaj tego się trzymam.

Może to tak jest, że najpierw czujemy zmianę, a dopiero później umiemy ją nazwać lub opisać słowami i poskładać w słowa. Ja czuję, ze jest inaczej, ale jak mam to sprecyzować to jest mi to ciężko dookreślić.

Myślę, że tak właśnie jest. I ten czas jeszcze nienazwany i nieokreślony może dawać takie poczucie pogubienia i niejasności... bo chyba lepiej się czujemy, kiedy mamy wszystko równiutko poukładane i w kancik. I nazwane oczywiście. To chyba daje jakiś komfort... ale też może być trochę nudne? Czy jak by to nazwać? Bo mam wrażenie, że trochę rozgardiaszu powoduje odkrywanie czegoś nowego, no siłą rzeczy. Nie sądzisz? Ja nie wiem, czy samą siłą woli i chęcią da się to zmienić ot tak. Nie wiem, osobiście wątpię. Nazwałabym ten czas stanem jałowym, bo nie ma żadnych wymiernych efektów... ALE! nie powiedziane, że jest rzeczywiście jałowy, skoro może zaowocować. Więc na dzisiaj - nic na siłę. Rower, spacer, słońce, uważność, obserwacje, kino, dobra muzyka. Tak pomaleńku.

Czy dobrze jest wymagać od siebie tego, czego akurat teraz nie możemy sobie dać? Myślę, że czasami trzeba się luźno dać ponieść życiu... z lekką obserwacją, czy nie za bardzo rozciąga nam się to w czasie. Jednak na trochę luzu i niewiedzy (nienazwania, niedookreślenia) możemy sobie spokojnie pozwolić. Możliwe, że sam organizm tego chce i się po prostu domaga. Nie wydaje mi się też, że to, co już "ugrane"... że to się zmarnuje. To jest niemożliwe!
I tutaj się mocno z Tobą zgadzam - po czasie na pewno da się to już konkretnie nazwać. A skoro teraz jest czas lewitowania... no to sobie lewitujmy. Tak spokojnie. Bo nic na siłę. Bo wszystko ma swój czas.

Wszystko ma swój czas,
i jest wyznaczona godzina
na wszystkie sprawy pod niebem:
Jest czas rodzenia i czas umierania,
czas sadzenia i czas wyrywania tego, co zasadzono,
czas zabijania i czas leczenia,
czas burzenia i czas budowania,
czas płaczu i czas śmiechu,
czas zawodzenia i czas pląsów,
czas rzucania kamieni i czas ich zbierania...


Uwielbiam to!


Częściowe ukojenie przynosi mi jazda na rowerze, oglądanie obrazów, słuchanie ciekawej muzyki albo kontakt z naturą.

Popieram!

Do ludzi czuję albo zobojętnienie albo mnie irytują. i nie chce mi się z nimi jakoś nawet udawać, że niby jest ok. albo coś innego, chyba przestało mi zależeć. Wczoraj poszłam spać o 19.00 i obudziłam się po 23.00 i zrobiło się fajnie, jakby lżej, że jest ciemno i naokoło był spokój i cisza. Chętnie przeszłabym na etat jakiegoś nocnego portiera, aby otaczało mnie mniej dźwięków, głosów, kolorów, ludzi i tego rozgardiaszu.

Czujesz się tak ogólnie zmęczona?
Ja ostatnio marzę o jakimś wypadzie solo nad morze na przykład. Na weekend na przykład. I nie wiem, czy tego nie zrobię jak się już cieplej zrobi. Ot tak, sama sobie. Spacery, spacery, spacery. I ludzie, ale na odległość. Tak jakoś mi się tego chce. Chyba nie jestem towarzyska:) Po tygodniu pracy i kalejdoskopie różnych, różnistych osobowości... uf, może trzeba po prostu odpocząć.


Męczy mnie też atmosfera w pracy, zrobiło się trochę napięć, donoszenia i do końca nie wiadomo, z kim i o czym można swobodnie rozmawiać.

U nas też tak jest. Chwilami się zastanawiam, czy jest gdzieś inaczej. Czy w ogóle jest takie miejsce. Świat normalnie zwariował.

Widzę też, że zużywa się moja energia życiowa tak jakby intensywniej w codzienności.

Ja mówię - przesilenie.
Może daj sobie trochę czasu i słońca... jeśli nie minie, to trzeba by się zastanowić dalej.


Widziałam "Mój rower" i bardzo mnie ujął tym przeplataniem się światów, ale i dialogów. Dużo przemyślanych scen, sekwencji i jak na debiut to chylę czoła.

Też mi się podobał bardzo. I bardzo fajnie pokazuje poplątane relacje męskie na linii ojciec-syn.

Ten stan, który teraz czuję mnie zaskoczył, wydawało mi się, że coś już się ugruntowało.
Chyba jednak nie.

No niestety, nie jest tak, że ten osiągnięty stan będzie trwał na jednym, stałym, dobrym poziomie.

Muszę Ci to powiedzieć Feli - jesteś normalnie moim lustrem. Serio. Piszesz o czymś, o czym sama niedawno myślałam... o ugruntowaniu. U mnie chodziło o przeżywanie wiary i Boga. Bo gdy na tę drogę mnie losy rzuciły, to czytałam mnóstwo książek w tym właśnie temacie i przeżywałam ją bardzo intensywnie. Wspaniały czas. Niestety skończył się czas uniesień i zachwytów... samo życie trwa nadal i ja w nim ze swoimi słabościami, lenistwem i zwyczajnością dnia powszedniego. To pomyślało mi się wtedy (i to teraz też odnośnie Twojego ugruntowania)... że ten kawałek odkrytego nowego świata i jakiegoś w nim porządku - to właśnie jest jakiś grunt, jakaś baza, jakiś punkt odniesienia, na którym możemy (Ty w swoim i ja w swoim) swoją egzystencję oprzeć. I azymut, który określa przestrzeń dla nas dobrą. Ale też nie znaczy, że nie dopadnie zniechęcenie, zwątpienie lub potrzeba szukania dalej. Tak właśnie myślę.


Zbierałam się w sobie kilka razy, aby tutaj napisać.

Coś konkretnego Cię powstrzymywało, czy tak jakoś?

Mam zamiar intensywnie weekendować. Rower i kijki. Może zdjęcia... ale na razie nie jest jeszcze zbyt ładnie, mało zieleni i nic jeszcze nie kwitnie. No ale aparat zawsze warto ze sobą mieć.

Przyjemności, odpoczynku i dużo słońca :slonko: :slonko: :slonko:

Pa :buziaki:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Re: żałoba po mamie

Postprzez felicity » 5 maja 2013, o 18:38

Przesilenie swoją drogą.
W ostatnim czasie kupiłam kwiaty, które posadziłam na balkonie. Namiastka koloru w moim domu w którym chce się lepiej poczuć.

Poszukałam źródła Twojego wpisu- to Księga Koheleta „Wszystko zależne jest od czasu, ostatecznie od Boga”. Przeczytałam całe i jest zaskakujące. Oddaje znaczenie istnienia życia.

Jałowy czas- to dobre określenie.

A to co „ugrane”, zobaczone, przeżyte jest już nasze, na zawsze – to po prostu piękne.

Justa czytałam artykuł w Wysokich Obcasach: Marianna Janczarska: straciłam beztroskę, ale jestem silniejsza- przeczytałam ten wywiad z dużą uważnością. Dziękuję Justa :kwiatek:

No i wyjechałam, poczułam się znacznie lepiej. Dużo nowych twarzy, sympatyczna atmosfera, nowi ludzie, trochę twórczego rozwoju, otoczenie przyrody i zapomnienia się w działaniu. Tego mi było potrzeba. Jak dzisiaj wróciłam poczułam niedosyt. Brakowało mi wyciszenia i spokoju. Drażniły mnie dźwięki, które wcześniej były dla mnie tłem, a teraz są zakłócaczem”. Codzienny pośpiech jest zgubny. To nie jest dla mnie. Dlatego jeszcze bardziej lubię nasze polskie lasy i to o każdej porze roku. To może zabawne, ale nie chciałabym mieszkać w kraju, gdzie ich nie ma.

Morze też mam w planach na najbliższy urlop.

Kupiłam karnet na ciekawy lipcowy festiwal, na razie nawet nie mam w sobie ogromnej radości, ale może przyjdzie z czasem, bo nie będę gnić w mieście. Nie jadę z kimś znajomym tylko sama, taka mobilizacja do wychodzenia na zewnątrz. Takie świadome mierzenie się z sobą. Inny człowiek wnosi mnóstwo, mnóstwo w moje życie. Jednak to my wybieram z kim, gdzie, kiedy i co będziemy robić- to takie proste i łatwo się zapomnieć, czyli skazać na coś albo kogoś......tylko po co? Ja tak nie chcę.

Zadziwia mnie to jak potrafię być różnorodna w swoich zachowaniach i jak odmienne postawy uruchamiają się we mnie w kontakcie z jednymi osobami, a w innym zespole jestem kimś innym. Wydawało mi się to czymś niespójnym, a teraz widzę to jako wartość, bo ludzka natura jest jednak bardziej złożona.

W moim miejscu pracy zależy mi na zmianie mojego nastawienia, aby mi było lżej. Kontakty z jednymi osobami dozować, z innymi podtrzymywać życzliwą relację, bez zagłębiania- przynajmniej w najbliższym czasie. Pewnie są inne miejsca pracy, i te lepsze i te gorsze. Tutaj też nie chcę pracować długie lata, ale na ten moment wiem, że zmiana w tym obszarze nie jest pierwszoplanowa.

Przed wyjazdem zamówiłam pomnik dla mamy. Jak wracałam w pociągu to sobie myślałam jakie to niesamowite ile życie w sobie zawiera różnych zdarzeń i jak odcień miesza się z barwami ciepłymi i zimnymi i one mają jeszcze więcej pośrednich tonów. Jest we mnie ludzkie odczucie skończoności i przemijalności małych chwil i długich lat.
Wszystko się przenika. Wszystko się zmienia. Wszystko płynie.

Teraz jak już przyszła i nastała dotarło do mnie jak ja tęskniłam za wiosną, zielenią, nagrzaną ziemią. Teraz to już nastało i sprawia mi ogromną przyjemność patrzenie na małe skulone pąki, które są przyjemną obietnicą dla oka.

Pozdrawiam Was ciepło :buziaki:
Avatar użytkownika
felicity
 
Posty: 397
Dołączył(a): 28 lip 2007, o 23:31

Re: żałoba po mamie

Postprzez lili » 24 maja 2013, o 20:58

i po wiośnie, co? :) jak się miewasz fel? :kwiatek:
Avatar użytkownika
lili
 
Posty: 1236
Dołączył(a): 30 maja 2008, o 12:08

Re: żałoba po mamie

Postprzez BellaMar » 26 maja 2013, o 18:10

Dziękuję Ci Felicity..
trafiłam tu zupełnie przypadkiem. Szukałam w internecie (o zgrozo!) odpowiedzi na pytanie "co dalej..", "jak to przeżyć","dlaczego","co będzie dalej" i "czy coś w ogóle będzie"..
tydzień temu moja mama popełniła samobójstwo.
wszystko dziś jest jeszcze tak strasznie świeże, tak boli, tak bardzo tego nie rozumiem..

Nie wiem dziś nic.
Wiem tylko,że jutro idę do pracy, bo muszę.
Ale nie wiem, jak to będzie, jak żyć i co robić.
Przeczytałam Cię od deski do deski. Wiem, że "to" zostanie ze mną i we mnie już zawsze, ale wiem też, że muszę jakoś żyć..
BellaMar
 
Posty: 25
Dołączył(a): 26 maja 2013, o 18:05

Re: żałoba po mamie

Postprzez ewka » 27 maja 2013, o 12:20

felicity napisał(a):W ostatnim czasie kupiłam kwiaty, które posadziłam na balkonie. Namiastka koloru w moim domu w którym chce się lepiej poczuć.

Czy już się poczułaś? Czy Twój dom jest już TWOIM DOMEM? Wyspą? Bezpieczną przystanią? Oazą spokoju? Tym czym chciałabyś, żeby był?

No i wyjechałam, poczułam się znacznie lepiej. Dużo nowych twarzy, sympatyczna atmosfera, nowi ludzie, trochę twórczego rozwoju, otoczenie przyrody i zapomnienia się w działaniu. Tego mi było potrzeba. Jak dzisiaj wróciłam poczułam niedosyt. Brakowało mi wyciszenia i spokoju. Drażniły mnie dźwięki, które wcześniej były dla mnie tłem, a teraz są zakłócaczem”. Codzienny pośpiech jest zgubny. To nie jest dla mnie. Dlatego jeszcze bardziej lubię nasze polskie lasy i to o każdej porze roku. To może zabawne, ale nie chciałabym mieszkać w kraju, gdzie ich nie ma.

Tak mi się wydaje, że jesteś człowiekiem czynu. Działania. I że to dodaje Ci skrzydeł.

Morze też mam w planach na najbliższy urlop.

Ależ mi się plany skopały. Miałam na tydzień wyjechać z córką nad morze, tylko ona i ja (nie mieszka w Polsce, więc jesteśmy chyba takie trochę wytęsknione)... a tu niespodzianka - mam przez miesiąc unieruchomioną nogę. I szlag trafił. Eh :bezradny:

Kupiłam karnet na ciekawy lipcowy festiwal, na razie nawet nie mam w sobie ogromnej radości, ale może przyjdzie z czasem, bo nie będę gnić w mieście. Nie jadę z kimś znajomym tylko sama, taka mobilizacja do wychodzenia na zewnątrz. Takie świadome mierzenie się z sobą. Inny człowiek wnosi mnóstwo, mnóstwo w moje życie. Jednak to my wybieram z kim, gdzie, kiedy i co będziemy robić- to takie proste i łatwo się zapomnieć, czyli skazać na coś albo kogoś......tylko po co? Ja tak nie chcę.

Super! Brawo!
Wiesz Feli, ja myślę, że jeżeli "sama" nie jest uciążliwe, to taki wypad solo ma też swoje dobre strony... hmm, zresztą jak wszystko w życiu. Nic nie musisz, do niczego nie jesteś zobowiązana. Stajesz się sterem, żeglarzem i okrętem w jednym. To jest jakiś komfort. Powiem szczerze, że mnie takie coś pasuje.


Zadziwia mnie to jak potrafię być różnorodna w swoich zachowaniach i jak odmienne postawy uruchamiają się we mnie w kontakcie z jednymi osobami, a w innym zespole jestem kimś innym. Wydawało mi się to czymś niespójnym, a teraz widzę to jako wartość, bo ludzka natura jest jednak bardziej złożona.

Zgadzam się, jest złożona.
Nie w każdym kontakcie jesteśmy jednakowi, bo też nie każdy wymaga od nas tego samego. Bądźmy po prostu elastyczni w ramach własnych potrzeb i potrzeb drugiej strony. I czy tak czy siak - i tak zawsze jesteśmy sobą (jakieś fałszywki czy granie odrzucam), bo nie ma musu odkrywać siebie całej przy byle okazji... nie każdy się do tego nadaje i nie każdy zasługuje. Czas zweryfikuje. Więc póki co - szanujmy swoją własną różnorodność i elastyczność. A że człowiek całe życie siebie odkrywa (wobec zdarzeń, wobec ludzi)... to niekończąca się kopalnia wiedzy o sobie. To jest piękne.


W moim miejscu pracy zależy mi na zmianie mojego nastawienia, aby mi było lżej. Kontakty z jednymi osobami dozować, z innymi podtrzymywać życzliwą relację, bez zagłębiania- przynajmniej w najbliższym czasie. Pewnie są inne miejsca pracy, i te lepsze i te gorsze. Tutaj też nie chcę pracować długie lata, ale na ten moment wiem, że zmiana w tym obszarze nie jest pierwszoplanowa.

Osobiście nie wierzę, że w jakimś większym skupisku ludzi wszyscy będą się równo szanować czy lubić. Tak się może wydawać na początku, ale wspólne przebywanie i stawanie wobec określonych sytuacji zaczynają obnażać wszystkich po kolei, nas samych zresztą też. Dlatego własne nastawienie jest na pierwszym miejscu - ludzi nie zmienimy, ale swój własny stosunek do nich już jest w naszym zasięgu. To wielka rzecz.

Ja tam twierdzę, że ludzi "trudnych" po to spotykam na swojej drodze, abym uczyła się cierpliwości, wyrozumiałości, zrozumienia. I powiem Ci, że łatwiej jest mi ich znosić. Moja frustracja niczego w relacji nie zmieni, a sama sobie tylko nią dokopuję. Warto? Nie warto.


Wszystko się przenika. Wszystko się zmienia. Wszystko płynie.

Dokładnie!
Nawet do tej samej rzeki nie da się wejść drugi raz... bo ona, choć ta sama, to jednak nie taka sama.


Teraz jak już przyszła i nastała dotarło do mnie jak ja tęskniłam za wiosną, zielenią, nagrzaną ziemią. Teraz to już nastało i sprawia mi ogromną przyjemność patrzenie na małe skulone pąki, które są przyjemną obietnicą dla oka.

Też uwielbiam wiosnę. I ta zieleń właśnie... majowa jest najpiękniejsza.

Pozdrówka :buziaki:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Re: żałoba po mamie

Postprzez ewka » 27 maja 2013, o 12:25

Witaj BellaMar :kwiatek2:
Bardzo mi przykro, współczuję.
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Re: żałoba po mamie

Postprzez BellaMar » 28 maja 2013, o 21:16

Tak bardzo za nią tęsknię..
Pamiętam już tylko, to co dobre. Sniła mi się dziś, nie skasowała biletu w autobusie i ja na nią krzyczałam tak bardzo. Tak jak często wtedy, gdy już prośby nie działały, a ona znowu się upiła, coś odwaliła, itp. Obudziłam się i uświadomiłam sobie, że niedawno na nią krzyczałam. Nie ze złości, nie ze złych intencji, tylko chyba z bezsilności. I krzyczałam i prosiłam.
Czuję, że jakoś ją "zdradzam": piekę ciasto, rozmawiam z ojcem i niczego mu nie wypominam, nie odmawiam.
A wiem, jak ją traktował. Wiem, że nie raz ją pobił, wyzywał, zostawił dla innej. Czuję się ciągle taka bezsilna. Teraz w obliczu tego, że jej nie ma, a ja nie mogę zrobić już nic, aby to odwrócić.
Czuję się manipulowana przez ojca. Nie udało mi się poznać tego człowieka przez 30 lat tak naprawdę: nie wiem kim jest i jaki jest. Przez pierwsze 2 dni płakał i wydawał się być kompletnie załamany, w żalu, rozpaczy nawet. Teraz już mnie pyta, czy może przyjechać, planuje remontować łazienkę.. Jakby nic właściwie się nie stało, albo jakby nie było to już ważne. A mama przecież nie żyje! Czemu nie był taki miesiąc temu? Nie miał wtedy potrzeby dzwonić do nas, spotykać się. Ja już nie miałam wobec niego oczekiwań, bo nigdy nie znałąm "dobrego, zaangażowanego ojca". Nie chcę chyba tej przemian teraz, o ile w ogóle nastąpiła. Dla mnie dziś jest chyba za późno. Mama liczyła na nią całe lata, aż w końcu świadomość, że nie ma człowieka, na którego czeka ją wykończyła. Nie ma to sensu.
A może on przede mną udaje, aby mi było łątwiej ze świadomością, że nic m nie jest? Może jednak to przeżywa? Nie wiem kim on jest. Nie mam siły się tego dowiadywać. Nie pomaga mi to jego zainteresowanie. Zawsze musieliśmy nijako "wybierać" pomiedzy rodzicami, wiecznie skłóconymi. Chyba zostało mi to "popieranie którejś strony" do teraz, nawet gdy mamy już nie ma. Nie chcę czuć, że ją zdradzam, że "wybaczam" ojcu to, co jej zrobił.
Może w głębi serca winię go za wiele rzeczy, o których mu nie powiem nigdy.
Co by było, gdyby on całe życie nie pił (czasem mniej, czasem masakrycznie, czasem w trybie "ciągów"), gdyby nie wciągnął jej w końcu w swoje picie (szkoła picia razem); nie mogę nie pamiętać, że nie raz ją uderzył, a gdy byliśmy mali przepijał pieniądze na jedzenie. Gdy o tym piszę, widzę tak naprawdę, ile krzywdy wyrządził i jak daję się mu ciągle urabiać. Sprawy z pogrzebem zorganizowałam z rodzeństwem sama (on nie był w stanie nic załatwić)..a teraz? Mówi, że już czas przestać płakać i żyć. Proponuje przyjazd. A ja odbieram to jak sugestię, że o mamie należy powoli zapomnieć.
BellaMar
 
Posty: 25
Dołączył(a): 26 maja 2013, o 18:05

Re: żałoba po mamie

Postprzez Gunia76 » 29 maja 2013, o 07:41

Bella
Pozwól sobie na żałobę, jak chcesz to płacz ile potrzebujesz... Nie patrz na ojca, niech po swojemu sobie radzi. A może po prostu jej nie kochał? Może jego picie wypaliło w nim wszelakie uczucia? Nie daj się zmanipulować, ale też nie obwiniaj go,za to,że nie pokazuje żalu. Znam to. Mój ojciec po śmierci mamy w ogóle nie płakał, a gdy ja histerycznie wyłam na łóżku ( miałam 17 lat) to przyszedł i wdzięcznie wręczył mi...tabletkę na uspokojenie...
W ich świecie- w świecie alkoholików, w świecie toksycznym nie ma miejsca na okazywanie żalu, na okazywanie że się kogoś kochało... Jest ciągłe udawanie. Że to nic takiego, ze jestem twardy, że sobie świetnie poradzę... a to nie prawda, dlatego piją... Może być tak,że twój ojciec znowu zapije i to będzie jego forma żałoby...
Pozwól sobie wypłakać tyle żalu ile trzeba. Ja szybko poupychałam ten zal po kątach swojego serca i po 20 latach wylądowałam na terapii z powodu właśnie niepogodzenia się ze śmiercią mamy. Żal mój zmienił się w agresję, w złość i nerwicę... nie warto. :cmok:
Gunia76
 

Re: żałoba po mamie

Postprzez BellaMar » 29 maja 2013, o 09:46

Dziękuję Gunia.
Mam nadzieję, że autorka tego wątku nie będzie miała mi za złe za "wkroczenie".
Z niekochaniem trafiłaś w 10. Ja w ogóle jestem zdania, że oni się nigdy nie kochali. Oboje. Tak naprawdę. Zawsze były kłotnie, awantury, wypominanie, sprzeczki, niezgoda. Rzadko było "dobrze". I od zawsze był alkohol. Kiedyś tylko ojciec pił, mama trzymała się dla nas chyba, a później gdy wyszliśmy z domu, dołączyła do ojca z piciem i popłynęła. Do tego chorowała na depresję po menopauzie i brała leki. Mieszanka wybuchowa..
Mama pod koniec chciała już tylko, aby ojciec wrócił do niej, miała wizję ich szczęśliwego życia po powrocie, tyle, że nie mogło to nigdy się spełnić: ojciec, gdy był w domu z nią, to pił, ją w to wciągał, awanturowali się i bili.. Patologia.
Próbowałam ją przekonać, że ma szanse ułożyć sobie życie sama, chodząc na AA, do psychologa, przyjeżdżając do nas.. Nie uwierzyła, nie miała sił, albo po prostu alkohol i leki zniszczyły jej fizycznie mózg tak, że nie myślała jak zdrowy człowiek. Nie wiem..
Na dzień dzisiejszy mam problem z pozwoleniem ojcu na "powrót" w jego pojęciu. Nie czuję potrzeby, aby przyjeżdzał, dzwonił, skoro do tej pory tego nie było. Nie wiem.
BellaMar
 
Posty: 25
Dołączył(a): 26 maja 2013, o 18:05

Re: żałoba po mamie

Postprzez felicity » 30 maja 2013, o 00:27

Bella Mar- bardzo mi przykro z powodu Twojej mamy. I chyba na ten moment napiszę tylko tyle.
U mnie bardzo intensywny czas przemyśleń, rozbijania, układania, burzenia i tworzenia.
Zajrzę niebawem i napiszę więcej.
:heyka:
Avatar użytkownika
felicity
 
Posty: 397
Dołączył(a): 28 lip 2007, o 23:31

Re: żałoba po mamie

Postprzez ewka » 31 maja 2013, o 21:50

BellaMar napisał(a):Czuję, że jakoś ją "zdradzam": piekę ciasto, rozmawiam z ojcem i niczego mu nie wypominam, nie odmawiam.
A wiem, jak ją traktował. Wiem, że nie raz ją pobił, wyzywał, zostawił dla innej. Czuję się ciągle taka bezsilna. Teraz w obliczu tego, że jej nie ma, a ja nie mogę zrobić już nic, aby to odwrócić.

Nie zdradzasz. Jest przecież Twoim ojcem. Czy wypominanie i obwinianie cokolwiek zmieni? Tak ułożyli swoje życie, że tak właśnie wyglądało. Kto ile czego dołożył... sądzisz, że jesteś w stanie to określić? Mnie się nie wydaje. Choć wierzę, że dałoby Ci jakiś spokój.

Nie wiem, jak wyglądały Twoje relacje z ojcem wcześniej... jego teraz zainteresowanie może być działaniem "w szoku", może poczuciem winy, czy może jeszcze czegoś innego. Czas pokaże. Ale jeśli go teraz "nie chcesz", to warto byłoby jasno się określić. Żeby się coś sztucznego nie zbudowało, bo zburzyć będzie trudniej.
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Re: żałoba po mamie

Postprzez felicity » 31 maja 2013, o 23:48

Ewka biedaku mam nadziej, że to nie jest nic poważnego z tą nogą :cmok: . Wierzę, że z córką uda Ci się jeszcze spotkać i pobyć.

Zdaję sobie sprawę, że takich „bezpowrotów” będę doświadczać, bo żyję, a w życie wpisana jest śmierć i straty kogoś, czegoś.
Tak marudzę ostatnio, że rano muszę wstać do pracy budząc się przed budzikiem, a przecież budzę się po to, aby przeczytać kawałek książki, zjeść smaczne jabłko, spotkać dawnego znajomego, poczuć zapach pierwszej skoszonej trawy, zrobić zdjęcie przecudnym kwiatom, i mnóstwo takich małych kamyczków układających się w codzienność.
Warto było łapać wiosnę za siebie i w imieniu tych, którzy już nie zdążyli i nie zobaczę jej w tym rozkwicie. W ogóle warto łapać chwile. Trzeba się przełamywać, próbować, pomimo tego, ze trudno, że się nie chce, a czas gna do przodu i nie będzie dubla chwili.

Nie wiem jak jest z tym umieraniem, życiem po śmierci i przeistaczaniem się, stawiam różne hipotezy, ale która jest właściwa nie wiem. Na wiele pytań nie znam odpowiedzi i to jest droga, chyba jedyna rozsądna jaka przychodzi mi do głowy- zaakceptować fakt, że człowiek nie będzie miał nigdy pewności jak to jest ze śmiercią, umieraniem, bytami czy duszami.
Może wyobrażenie to ludzka potrzeba wyjaśniania sobie takich zjawisk i mechanizm obronny, bo o wiele trudniej sobie wyobrazić nicość i to, że wraz ze śmiercią ciała kończy się nasze życie już na zawsze. Układam to jeszcze w głowie. Najważniejsze w życiu jest po prostu życie. Taki truizm wychodzi, ale to jak dla mnie prawidło porządku świata. Mam wrażenie, że ustawicznie i to w szczególności w przełomowych momentach w życiu zadajemy sobie różne pytania, jedne odpowiedzi się formułują, inne dezaktualizują i ten proces trwa nieskończenie póki dbamy o swoją samoświadomość, swój rozwój to to będzie ciągle się zmieniało.

Moja mama była dobrym człowiekiem z trudną historią życia- jej apodyktyczna matka, która przeżyła wojnę i kochała ponad wszystko syna (tak jest do dzisiaj), miała męża alkoholika, walkę z instytucjami, załamania nerwowe, chorobę dwubiegunową do tego bóle układu nerwowego i polineuropatię- kto i jak długo jest w stanie trwać w takich chronicznych warunkach? Do tego trójka dzieci, wyjazdy zagraniczne by podreperować budżet rodzinny, ukrywanie przez długie lata picia przed całą rodziną, walka z instytucjami, byle jaka praca, brak bliskich więzi z ludźmi i kolejny alkoholik, który też miał swoją historię i problemy z sobą zdrowotne i osobowościowe. To jak się okazało dużo za dużo. I od czasu do czasu jasne punkty w życiu, które nie zdołały być przeciwwagą dla tego co trudne i żmudne na co dzień. Nie potępiam jej, nie oceniam czy zrobiła dobrze czy źle, bo to nie takie kategorie.
Po tym wszystkim dzisiaj już nabrałam przekonania, że nie warto robić w życiu wszystkiego i za wszelką cenę dla innych, a w głębi przetrzymywać, dusić w sobie, tłamsić i dawać dawać dawać szansę za szansą. Jednak łatwo przeoczyć moment że zabrnęło się już za daleko i czasem mała decyzja uruchamia lawinę takich nieodwracalnych konsekwencji. To nasza ludzka natura, nasza niedoskonałość. Wtedy pozostaje rozdzielić to co możliwe od niemożliwego i przyjąć rzeczy takimi jakimi są, tak jak w modlitwie o pogodę ducha.

Szukanie równowagi jest istotne, ale w moim odczuciu nie przez sztuczne sterowanie tylko uważną obserwację przyrody, w niej jest tyle odpowiedzi….

W pracy zdobyłam się na rozmowę. Nie żałuję mimo wszystko, chociaż dowiedziałam się z niej, że jest osoba lub osoby w moim zespole, które nie są właśnie mi przychylne i systematycznie informowały mojego przełożonego o tym co robię, co mówię i jak się zachowuję w określonych sytuacjach z domieszką, że mam „taryfę ulgową”. Jego decyzja to rozluźnienie kontaktów ze mną. Czuję się ukarana za coś, co źle zrobiłam, chociaż nie do końca wiem, co to było. Spadła mi motywacja i nie będę się bawiła w jakieś improwizowanie, udawanie i postanowiłam rozluźnić kontakty, ograniczyć głównie do spraw formalnych ze zdecydowaną większością osób. Mam taką nadzieję na przyszłość, że to ja stąd odejdę, a nie mi podziękują. Rozważam poszerzenie swoich kwalifikacji, ale chce to na spokojnie rozważyć. Potrzebny jest mi długi urlop od tych ludzi, miejsca, zdarzeń. Daję sobie rok na rozważenie i samoobserwację co dalej. Wiem, że sposób myślenia bardzo wpływa na nastawienie i emocje, nasze przekonania i sądy na temat ludzi czy świata i są one niezwykle istotne w kontekście naszych wyborów. Przebywanie w pracy to bardzo duży odcinek czasu, jakby nie spojrzeć, więc nie chcę, aby to miejsce mnie głównie nastrajało negatywnie. Wiem też, że polegam na sobie sama pod względem finansowymi i zmiana pracy nie jest u mnie uwarunkowana fanaberią.

Najczęściej wspominam mamę tuż przed snem. Czasem ktoś coś zrobi albo powie o czymś, co mi ją przypomina, ale to mi nie przeszkadza funkcjonować na co dzień, pamięć o niej jest wpisana w moje zwykłe codzienne życie. Patrzę na pole niedojrzałego jeszcze zboża i myślę o mamie. Wczoraj byłam na cmentarzu z bratem.Postawiliśmy jej pomnik. Pewnie nie raz coś mnie poruszy i zrobi mi się smutno, ale to jak dla mnie dowód na to, że była i będzie dla mnie ważną osobą. Póki ja żyję ona jest w moich myślach. Te negatywne wydarzenia przecierają się, a te dobre wyostrzają. Mam na to zgodę i tak chcę, aby było. Takie prawidło, że o umarłych nie mówi się źle.

Bella Mar chcę Ci napisać, że może być różnie. Warto mimo wszystko, abyś zadbała przede wszystkim o siebie. Życzę Ci życzliwych ludzi dookoła i tego, abyś sobie pozwoliła na emocje, które potrzebują się wysycic. Pewne rzeczy muszą się poukładać w inną jakość, aby dalej móc żyć. Doszły nowe puzzle, które trzeba wpasować w całość i nie da ich się tak na siłę przykleić, na to potrzeba czasu. Mi pomogła struktura dnia i schemat codzienności, inne żywe osoby, pisanie tutaj ( to dla Ewki :kwiatek: ), czytanie artykułów i książek. Żałoba to rozciągnięty proces w dłuższym czasie godzenie się z tym, że naszej bliskiej osoby już nie ma wśród żywych i to jest nieodwracalne. Każdy radzi sobie z takim przeżyciem jak umie, jeden walczy, drugi załamuje, inny działa i ktoś inny robi coś irracjonalnego. To że ktoś próbuje żyć dalej nie wyklucza tego, że zapomniał.
Twój ojciec jest chory, a alkoholizm w wolnym tłumaczeniu to choroba duszy. Alkoholicy nie radzą sobie z emocjami, no dlatego też piją nałogowo, aby się znieczulic albo zapomnieć. Mają mechanizmy obronne iluzji i zaprzeczeń oraz dumy i kontroli a to znaczy, że potrafią wypierać fakty z rzeczywistości i je przeinaczać, aby nie czuć, a jak "ciśnienie" jest za duże- piją. Alkoholik, który nie trzeźwieje wyniszcza ludzi z różnym natężeniem szkód, ale nałóg pochłania wszystko wokół. Dlatego osoby które są w kręgu uzależnionego moim zdaniem powinny się zając sobą, swoim życiem. Trudno dzisiaj orzekać jak będzie między Wami, ale raczej nie warto się do niczego przymuszać.

Co do „zdrady” to też mam tak, że nachodzą mnie takie myśli czasem czy ja mam prawo do tego, aby cieszyć się życiem skoro moja mama już nie żyje, więc z każdym dniem uczę się odczuwać tą emocje na nowo.

Pozdrawiam serdecznie :heyka:
Avatar użytkownika
felicity
 
Posty: 397
Dołączył(a): 28 lip 2007, o 23:31

Re: żałoba po mamie

Postprzez BellaMar » 1 cze 2013, o 09:30

Wiele myśli mam dziś w głowie.Zacznę może od takiej, że w obliczu tego, co się stało, każdy dzień jest inny, przynosinieco inne już emocje, jedne pozostawia takimi, jakie były, pozostałe przekształca, wycisza może.. Dużo tych emocji, masa przemyśleń, próby odganiania myśli od głowy, "zawieszenia", wspomnienia, które jawią się jako żal, smutek, nostalgia, złość, bunt, brak akceptacji, i smutek i żal. Wiem jednak, że w moim przypadku tak musi być. Nie wiem tylko jak długo i jak bardzo mnie to zmieni i zmęczy. Kim będę za rok?

Dziewczyny, dzięki za ten wątek. Bardzo mi pomógł uświadomić sobie pewne sprawy, chociażby dlatego, że przeczytałam go od początku i w Tobie Felicity zobaczyłam osobę, która przeżyła coś podobnego, a jednak układa/funkcjonuje/planuje/żyje. Dało mi to nadzieję, że można jednak. Nawet po czymś takim. I ja na to poczekam.

Chciałabym na ten czas przestać analizować. Odciąć myśli od głowy i nie zastanawiać się ciągle: dlaczego właściwie? co aż takiego się stało, że to zrobiła? Czy to dlatego, że miała depresję, czy bardziej, że była alkoholiczką? Czy, gdyby dobry lekarz ustawił ją farmakologicznie, to by się wyciągnęła? Czy zaszły w jej mózgu reakcje nieodwracalne w wyniku picia i zażywania leków na depresję? Czy to samotność (tak jak mówiła) ją zabiła? Czy gdyby ktoś z nią mieszkał i na co dzień pilnował i wybierał lekarzy i zawoził, to by żyła? Kiedy można było jeszcze temu zpobiec? Czy powiedziałam coś, co odebrało jej nadzieję (tłumaczyłam, że przez rozwód z ojcem będzie miała szanse na spokojne życie bez awantur i alkoholu)? Itp, itd..

Myśląc o przyczynach często dochodzę do wniosku, że mam żal do całego pokolenia powojennego, do PRLu rozpijającgo ludzi, aby łatwiej nimi sterować, do matki i ojca mojej matki za to, że byli alkoholikami i zrobili już im wtedy w domu piekło. Tyle, że pamiętam, jak moja mama mówiła, że wie, co to znaczy i nigdy by tego swoim dzieciom nie zrobiła. A jednak.. żyła z nieodpowiezialnym, pijącym, niezaradnym życiowo ojcem (nigdy nie próbowała odejść, bała się chyba z 3 dzieci, z resztą była sama DDA, więc wiemy co się z tym wiąże), sama się stoczyła i zakończyła to jeszcze w taki sposób, jakiego nie życzę nawet wrogom. Niepojęte to dla mnie.

Wokól mnie ludzie chyba nawet się dziwią, że tak "dobrze" funkcjonuję. Ale ja doskonale wiem dlaczego. Wypracowałam taki mechanizm (moje rodzeństwo też) już bardzo dawno. Od kiedy pamiętam, coś było w domu źle. Alkohol, przemoc, awantury po pijaku ojca (ciągi, wycie alkoholowe, demolka mieszkania, jego wygląd, gdy dostał gdzieś lanie po pijaku, kompletny brak pieniędzy, wyjazdy mamy za granicę w celach zarobkowych i jego picie, strach o nich, aby się nie pozabijali), a później ich wspólne imprezowanie (ojciec mówił matce, że jak się z nim nienapije, to on sam się gdzieś nachleje, i ona się zgadzała.. może nawet jakoś się jej to podobało? - tego właśnie nie rozumiem), jej stoczenie się, robienie najgorszych rzeczy za alko. I w obliczu tego wszystkiego my, dzieci, nauczyliśmy się żyć. Chodziliśmy do szkoły, pracy, spottykaliśmy z ludzmi i oni nie wiedzieli, co się u nas dzieje. Większość z nich podejrzewała, ale wolała nie "wtrącać się". Babcia nawet twierdziła, że przesadzamy, bo na pewno nie jest tak źle. W sumie nie chcieli chyba nam wierzyć. Więc teraz, gdy mamy już nie ma.. dalej wstaję, idę do pracy, robię co moje i myślę, że ludzie, którzy wiedzą, co się stało, dziwią się. Ja sama poniekąd się dziwię, że jestem, jaka jestem, że chodzę, robię zakupy, nie płaczę. Teraz przynajmniej wiem, że nic się jej nie dzieje.. że nie jest niewiadomo gdzie, z kim i co robi. Dziwny ten mechanizm. Może to natura tak sprawia, abyśmy przetrwali?
BellaMar
 
Posty: 25
Dołączył(a): 26 maja 2013, o 18:05

Re: żałoba po mamie

Postprzez felicity » 1 cze 2013, o 22:56

Współuzależnienie oto odpowiedź na część Twoich wątpliwości co do mamy, polecam: "Koniec współuzależnienia. Jak przestać kontrolować życie innych i zacząć troszczyć się o siebie " Melody Beattie.
To jest bardzo silna i niszcząca więź z alkoholikiem i pomimo szkód żony trwają przy mężach i nie odchodzą od nich. Takie towarzyszenie przy piciu z alkoholikiem to rodzaj nad-kontroli, która niezauważalnie przeradza się we własny alkoholizm jeśli ktoś zaczyna pic.
Pewnie trudno powiedzieć jednoznacznie co spowodowało samobójstwo Twojej mamy, podejrzewam, że tak jak u mojej – kilka czynników jednocześnie. Ta odpowiedź będzie już zawsze domysłami i stawianiem hipotez.
DDA i mechanizmy, zastanawiałam się nie jeden raz ile w tym prawdziwej siły, a ile wykształconego sposobu reagowania, który się utrwalił. Nie mniej to doświadczenie z dzieciństwa można „przekuć” na radzenie sobie w życiu dorosłym. Ostatnio była audycje w programie 3 "Dobranocka" i warto odsłuchać. Jest ich więcej zresztą w Internecie.
Skąd ja to znam- ludzie naokoło często nie chcą uwierzyć, że tatuś to taki cham, bo jego samego nie widzieli w takich różnorakich akcjach, no a poza tym gdyby uwierzyli to trzeba byłoby coś z tym zrobić konkretnego co dotyka zaangażowania i przeznaczenia czasu, a to nie takie proste.
To radzenie sobie w tym krótkim okresie po śmierci nazwałabym okresem oswajania, bo do świadomości dociera na raty informacja o tym co się stało, dlatego piszę raz jeszcze- może być różnie. Jak sobie przypomnę emocje tuż po tygodniu czy dwóch i dzisiejszy stan to wiem, że odbyłam bardzo długą drogę.
Życzę ci, abyś nie zatraciła kontaktu ze swoimi emocjami w tym czasie i była dla siebie łagodna i dobra :cmok: .
Avatar użytkownika
felicity
 
Posty: 397
Dołączył(a): 28 lip 2007, o 23:31

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do DDA

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 39 gości

cron