Ewka biedaku mam nadziej, że to nie jest nic poważnego z tą nogą
. Wierzę, że z córką uda Ci się jeszcze spotkać i pobyć.
Zdaję sobie sprawę, że takich „bezpowrotów” będę doświadczać, bo żyję, a w życie wpisana jest śmierć i straty kogoś, czegoś.
Tak marudzę ostatnio, że rano muszę wstać do pracy budząc się przed budzikiem, a przecież budzę się po to, aby przeczytać kawałek książki, zjeść smaczne jabłko, spotkać dawnego znajomego, poczuć zapach pierwszej skoszonej trawy, zrobić zdjęcie przecudnym kwiatom, i mnóstwo takich małych kamyczków układających się w codzienność.
Warto było łapać wiosnę za siebie i w imieniu tych, którzy już nie zdążyli i nie zobaczę jej w tym rozkwicie. W ogóle warto łapać chwile. Trzeba się przełamywać, próbować, pomimo tego, ze trudno, że się nie chce, a czas gna do przodu i nie będzie dubla chwili.
Nie wiem jak jest z tym umieraniem, życiem po śmierci i przeistaczaniem się, stawiam różne hipotezy, ale która jest właściwa nie wiem. Na wiele pytań nie znam odpowiedzi i to jest droga, chyba jedyna rozsądna jaka przychodzi mi do głowy- zaakceptować fakt, że człowiek nie będzie miał nigdy pewności jak to jest ze śmiercią, umieraniem, bytami czy duszami.
Może wyobrażenie to ludzka potrzeba wyjaśniania sobie takich zjawisk i mechanizm obronny, bo o wiele trudniej sobie wyobrazić nicość i to, że wraz ze śmiercią ciała kończy się nasze życie już na zawsze. Układam to jeszcze w głowie. Najważniejsze w życiu jest po prostu życie. Taki truizm wychodzi, ale to jak dla mnie prawidło porządku świata. Mam wrażenie, że ustawicznie i to w szczególności w przełomowych momentach w życiu zadajemy sobie różne pytania, jedne odpowiedzi się formułują, inne dezaktualizują i ten proces trwa nieskończenie póki dbamy o swoją samoświadomość, swój rozwój to to będzie ciągle się zmieniało.
Moja mama była dobrym człowiekiem z trudną historią życia- jej apodyktyczna matka, która przeżyła wojnę i kochała ponad wszystko syna (tak jest do dzisiaj), miała męża alkoholika, walkę z instytucjami, załamania nerwowe, chorobę dwubiegunową do tego bóle układu nerwowego i polineuropatię- kto i jak długo jest w stanie trwać w takich chronicznych warunkach? Do tego trójka dzieci, wyjazdy zagraniczne by podreperować budżet rodzinny, ukrywanie przez długie lata picia przed całą rodziną, walka z instytucjami, byle jaka praca, brak bliskich więzi z ludźmi i kolejny alkoholik, który też miał swoją historię i problemy z sobą zdrowotne i osobowościowe. To jak się okazało dużo za dużo. I od czasu do czasu jasne punkty w życiu, które nie zdołały być przeciwwagą dla tego co trudne i żmudne na co dzień. Nie potępiam jej, nie oceniam czy zrobiła dobrze czy źle, bo to nie takie kategorie.
Po tym wszystkim dzisiaj już nabrałam przekonania, że nie warto robić w życiu wszystkiego i za wszelką cenę dla innych, a w głębi przetrzymywać, dusić w sobie, tłamsić i dawać dawać dawać szansę za szansą. Jednak łatwo przeoczyć moment że zabrnęło się już za daleko i czasem mała decyzja uruchamia lawinę takich nieodwracalnych konsekwencji. To nasza ludzka natura, nasza niedoskonałość. Wtedy pozostaje rozdzielić to co możliwe od niemożliwego i przyjąć rzeczy takimi jakimi są, tak jak w modlitwie o pogodę ducha.
Szukanie równowagi jest istotne, ale w moim odczuciu nie przez sztuczne sterowanie tylko uważną obserwację przyrody, w niej jest tyle odpowiedzi….
W pracy zdobyłam się na rozmowę. Nie żałuję mimo wszystko, chociaż dowiedziałam się z niej, że jest osoba lub osoby w moim zespole, które nie są właśnie mi przychylne i systematycznie informowały mojego przełożonego o tym co robię, co mówię i jak się zachowuję w określonych sytuacjach z domieszką, że mam „taryfę ulgową”. Jego decyzja to rozluźnienie kontaktów ze mną. Czuję się ukarana za coś, co źle zrobiłam, chociaż nie do końca wiem, co to było. Spadła mi motywacja i nie będę się bawiła w jakieś improwizowanie, udawanie i postanowiłam rozluźnić kontakty, ograniczyć głównie do spraw formalnych ze zdecydowaną większością osób. Mam taką nadzieję na przyszłość, że to ja stąd odejdę, a nie mi podziękują. Rozważam poszerzenie swoich kwalifikacji, ale chce to na spokojnie rozważyć. Potrzebny jest mi długi urlop od tych ludzi, miejsca, zdarzeń. Daję sobie rok na rozważenie i samoobserwację co dalej. Wiem, że sposób myślenia bardzo wpływa na nastawienie i emocje, nasze przekonania i sądy na temat ludzi czy świata i są one niezwykle istotne w kontekście naszych wyborów. Przebywanie w pracy to bardzo duży odcinek czasu, jakby nie spojrzeć, więc nie chcę, aby to miejsce mnie głównie nastrajało negatywnie. Wiem też, że polegam na sobie sama pod względem finansowymi i zmiana pracy nie jest u mnie uwarunkowana fanaberią.
Najczęściej wspominam mamę tuż przed snem. Czasem ktoś coś zrobi albo powie o czymś, co mi ją przypomina, ale to mi nie przeszkadza funkcjonować na co dzień, pamięć o niej jest wpisana w moje zwykłe codzienne życie. Patrzę na pole niedojrzałego jeszcze zboża i myślę o mamie. Wczoraj byłam na cmentarzu z bratem.Postawiliśmy jej pomnik. Pewnie nie raz coś mnie poruszy i zrobi mi się smutno, ale to jak dla mnie dowód na to, że była i będzie dla mnie ważną osobą. Póki ja żyję ona jest w moich myślach. Te negatywne wydarzenia przecierają się, a te dobre wyostrzają. Mam na to zgodę i tak chcę, aby było. Takie prawidło, że o umarłych nie mówi się źle.
Bella Mar chcę Ci napisać, że może być różnie. Warto mimo wszystko, abyś zadbała przede wszystkim o siebie. Życzę Ci życzliwych ludzi dookoła i tego, abyś sobie pozwoliła na emocje, które potrzebują się wysycic. Pewne rzeczy muszą się poukładać w inną jakość, aby dalej móc żyć. Doszły nowe puzzle, które trzeba wpasować w całość i nie da ich się tak na siłę przykleić, na to potrzeba czasu. Mi pomogła struktura dnia i schemat codzienności, inne żywe osoby, pisanie tutaj ( to dla Ewki
), czytanie artykułów i książek. Żałoba to rozciągnięty proces w dłuższym czasie godzenie się z tym, że naszej bliskiej osoby już nie ma wśród żywych i to jest nieodwracalne. Każdy radzi sobie z takim przeżyciem jak umie, jeden walczy, drugi załamuje, inny działa i ktoś inny robi coś irracjonalnego. To że ktoś próbuje żyć dalej nie wyklucza tego, że zapomniał.
Twój ojciec jest chory, a alkoholizm w wolnym tłumaczeniu to choroba duszy. Alkoholicy nie radzą sobie z emocjami, no dlatego też piją nałogowo, aby się znieczulic albo zapomnieć. Mają mechanizmy obronne iluzji i zaprzeczeń oraz dumy i kontroli a to znaczy, że potrafią wypierać fakty z rzeczywistości i je przeinaczać, aby nie czuć, a jak "ciśnienie" jest za duże- piją. Alkoholik, który nie trzeźwieje wyniszcza ludzi z różnym natężeniem szkód, ale nałóg pochłania wszystko wokół. Dlatego osoby które są w kręgu uzależnionego moim zdaniem powinny się zając sobą, swoim życiem. Trudno dzisiaj orzekać jak będzie między Wami, ale raczej nie warto się do niczego przymuszać.
Co do „zdrady” to też mam tak, że nachodzą mnie takie myśli czasem czy ja mam prawo do tego, aby cieszyć się życiem skoro moja mama już nie żyje, więc z każdym dniem uczę się odczuwać tą emocje na nowo.
Pozdrawiam serdecznie