ale w sumie
co złego jest w byciu nieszczęśliwie zakochanym
przez pewien czas?
szczególnie w wieku nastoletnim
wg mnie nawet
jest to jedno z ważniejszych doświadczeń w dojrzewaniu
bo ten, kto nie cierpiał choć raz z nieodwzajemnionej miłości
to właściwie jakiś kosmitą chyba jest
przecież można tak pięknie pławić się w miłosnych odmętach odrzucenia
słuchać smutnych piosenek
oglądać smutne filmy
czytać smutne książki
i we wszystkich cierpieniach artystów i twórców
odnajdywać samego siebie
a nawet może samemu popełnić jakąś formę sztuki
w tego typu głębokim odczuwaniu miłosnej tragedii
jest jakiś urok i magnetyzm
a szczególnie, gdy doświadcza tego młody Werter
poza wszystkim
chętnie pocierpiałabym z miłości
gdyby znów można było
siedemnaście mieć lat
bo potem, gdy się ma tych lat już DZIEŚCI
to takie cierpienia tracą na uroku
szczególnie, że odbywają się często w asyscie instytucji
takich jak na przykład sąd
rozwody, podziały majątku, alimenty, opieka nad dziećmi, spłata kredytów
także ja nie gloryfikuje zbyt "dojrzałej miłości"
bo jak ona pierdolnie, to już z wielkim hukiem
nikt nie napisze pięknego, smutnego wiersza
ani nie nauczy się grać na gitarze "michelle ma belle"...