naprawianie związku - przestroga

Problemy z partnerami.

Postprzez Honest » 9 mar 2008, o 16:32

Dagilein, od razu czytając Twoje słowa wiedziałam, że historia Bartka wiąże się z Twoim życiem. Nie ma ludzi idealnych, ale są sytuacje, że ktoś ma kochającego partnera, aczkolwiek skacze sobie non stop w bok, gdyż to lubi. Znam sytuacje, kiedy mąż bije kobietę, dzieci, a one nic nie zrobiły. Po prostu szukasz w ten sposób usprawiedliwienia dla siebie - ale ten wątek nie jest miejscem dla takich zachowań.

Poczytaj sobie o ludzkiej naturze w psychopatologiach, zaburzeniach osobowości, psychopatii itp. wówczas zrozumiesz kto zachowuje się niedojrzale, ale na pewno nie będzie to Bartek.
Sama zdrada jest zła, ale lawina ocen, która spadła na żonę jt wynikiem jej chorego wyrafinowania w krzywdzeniu rodziny. Bartek już pokazał klasę, teraz korzysta z prawa jakie mu się należy. A czy rozwód z orzekaniem o winie będzie szarpaniem się - to zależy od jego żony, która klasy nie ma i mieć nigdy nie będzie.
Avatar użytkownika
Honest
 
Posty: 8326
Dołączył(a): 25 sie 2007, o 22:03

Postprzez bunia » 9 mar 2008, o 16:46

Zawsze powtarzam,ze najpierw nalezy uporzadkowac swoje podworko a potem szukac przygod a nie odwrotnie....wynika,ze "moze" osoba zdradzajaca jest ofiara(?) ale czy to odpowiedzialny sposob wobec rodziny na rozwiazanie konfliktow?...w takiej sytuacji osoba zdradzana nawet nie ma szans....zostaja tylko konsekwencje i to dla Wszystkich.
Pozdrowka :wink:
Avatar użytkownika
bunia
 
Posty: 3959
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 09:19
Lokalizacja: z wyspy

Postprzez Ladybird » 9 mar 2008, o 20:02

Wlasne , najpierw swoje podworko, a potem dopiero nalezy zaczynac nowe zycie. Nic nie usprawedliwia zachowania tej kobiety. mogla odejść , a potem szukac nowej milości i nowych podniet , jak mąz jej nie odpowiadal.
nic więcej nie mam do powiedzenia.
Avatar użytkownika
Ladybird
 
Posty: 1115
Dołączył(a): 19 gru 2007, o 09:40

Postprzez Dagilein » 9 mar 2008, o 20:30

Honest napisała : Dagilein, od razu czytając Twoje słowa wiedziałam, że historia Bartka wiąże się z Twoim życiem. Nie ma ludzi idealnych, ale są sytuacje, że ktoś ma kochającego partnera, aczkolwiek skacze sobie non stop w bok, gdyż to lubi. Znam sytuacje, kiedy mąż bije kobietę, dzieci, a one nic nie zrobiły. Po prostu szukasz w ten sposób usprawiedliwienia dla siebie - ale ten wątek nie jest miejscem dla takich zachowań.

Jakiego usprawiedliwienia ?? sama zostałam zdradzona i wiem jak bardzo to boli , byłam bita . upokorzona itd.itp, ale nawet w obliczu rozwodu nie zyczyłabym sobie kolejnego upodlenia . Wywlekanie brudów jest nieprzyjemne dla obu stron. To niszczenie samego siebie ......
Dagilein
 
Posty: 42
Dołączył(a): 6 lut 2008, o 13:21

Postprzez Honest » 9 mar 2008, o 22:06

Jakiego usprawiedliwienia ?? sama zostałam zdradzona i wiem jak bardzo to boli , byłam bita . upokorzona itd.itp, ale nawet w obliczu rozwodu nie zyczyłabym sobie kolejnego upodlenia . Wywlekanie brudów jest nieprzyjemne dla obu stron. To niszczenie samego siebie ......[/quote]


Twoim zdaniem niszczenie, moim zdaniem, Bartka i kilku innych osób - nie.
Przykro mi, że przez to przeszłaś, ale... oskarżanie innych o pogardę w obliczu przysługującego prawa... to moim zdaniem przesada.
Avatar użytkownika
Honest
 
Posty: 8326
Dołączył(a): 25 sie 2007, o 22:03

Postprzez Szafirowa » 9 mar 2008, o 23:13

Dagilein - Twoje wypowiedzi są wewnętrznie sprzeczne.
Piszesz: Mężczyzni zdradzają i powiedzmy ,że jest to ogólnie przyjeta norma . Jesli jednak zdradza kobieta , to znaczy że szuka czegos czego nie otzrymuje od partnera.

To jakaś kompletna bzdura.
A gdybyśmy Tobie, teraz - w Twojej sytuacji powiedzieli, że mężczyznom, którzy zdradzają, również czegoś brakuje w związku z ich partnerką ... ??

Dlaczego mielibyśmy być na różnych prawach i przywilejach, równi i równiejsi ?
Mężczyźni mogą zdradzać ot tak sobie, bo wiatr powiał ze wschodu dla odmiany i to wystarczy ? Ogólnie przyjęta norma ? Jaka norma ? Kogo chcesz usprawiedliwić pisząc takie bzdury ?

Nawet jeśli Bartka żonie czegoś brakowało, czegoś potrzebowała od niego - a tego nie dostawała, bez czegoś nie mogła żyć, to bardziej LUDZKIE jest otworzenie buzi i powiedzenie o tym, czego chce.
Zamiast tego ona po prostu wzięła sobie innego, który chwilowo bądź nie, zaspokoił jej deficyty.
Bartek myśli o rozwodzie z orzeczeniem o winie i słusznie !
Jest to bowiem prosta konsekwencja decyzji i zachowania jego żony.
Ot i tyle.
Avatar użytkownika
Szafirowa
 
Posty: 774
Dołączył(a): 21 maja 2007, o 22:30
Lokalizacja: Wro

Postprzez bratek » 10 mar 2008, o 00:42

Moi drodzy,
Dziękuję za wszystkie wpisy - nie spodziewałem się, że tyle osób w jakiś sposób mnie rozumie (a niektórzy nawet znajdują się w takiej samej sytuacji) - mimo, że to jednostronny opis i zapewne druga strona ma swoją "prawdę". Tak jak kilka osób zapytało (przepraszam, że piszę ogólnie) "po co?" tak i ja zadaję sobie to pytanie. To nie zdrada tu boli najbardziej, to nie to, że to jeden z niewielu moich przyjaciół się w to zangażował (przyjaciół - to wiele znaczy i w takim znaczeniu mam ich niewielu) ale ten cały fałsz, codzienne okłamywanie, zapewnianie (i okazywanie miłości) no i czas (prawie pół roku) to wszystko jest najgorsze! Przecież ja byłem przekonany, że nasze życie po trudnych przejściach jest jescze lepsze i jak więcej siebie dajemy to jest i będzie lepiej. Dlatego po tym wszystkim czuję się jak skończony debil.
Jeśli chodzi o bliskich, to wszyscy wiedzą o co chodzi i starają się pomóc jak mogą - doceniam to, ale nie chiałbym się stać ich zmartwieniem nawet mimowolnym - mają swoje rodziny swoje problemy a ja nie jestem małym dzieckiem (rzekłbym jestem dość silny) i ze swoimi problemami rzdzę sobie sam (to chyba jakaś męska klapka w mózgu jest tak ustawiona).
Dagileinpisze o tym, że lepiej rozstać się w przyjaźni - ja tak chcę - o ile to bedzie możliwe, bo z tego co wiem zdarza się, że obie strony deklarują to samo a potem ... żenada!. Orzeczenie o winie nie jest zemstą tylko sparawiedliwością (dzięki Agik) - chodzi o to, że moja żona najzwyczajniej w świecie kłamie i potrafi odwrócić kota ogonem. Nie wiem, czy otym pisałem ale było tak, że po moim odejściu na jesieni (gdzie podejrzewałem romans i odszedłem - jak się później okazało miałem 100% racji), żona była z kochankiem u wspólnych znajomych którym to wytłumaczyła, że niedobry mąż ją zostawił a sympatyczny kolega pomaga jej w trudnych chwilach. Podobnie było z teściami - kiedzy im powiedziała, że odszedłem - na prośbę teściów (którzy chcieli poznać moją wersję wydarzeń) spotkałem się z nimi i opowiedziałem o wszystkim. Pewnie by nie uwierzyli (bo kilka dni wcześniej widzieli nas jako zakochaną parę) gdyby nie to, że pokazałem im jeden email - wybrałem nalżejszy kaliber bo chodziło głównie o datę a nie podjudzanie, wyżywanie się czy zawstydzenie. No ale, po tym spytałem ich o wersję żony i co się okazało - przyznała się, że miała romans, ale to było dawno i to już dawno skończone i w ogóle to ja coś wymyślam. Gdyby nie to, że miałem wydrukowany email (z datą) - wyszedł bym na wała, który coś wymyśla. Moja żona panicznie boi się przyznania do winy i tak się będzie starała "kota ogonem odwrócić" żeby u niej w pracy nikt się nie dowiedział i żeby znajomi też myśleli że wina jak nie po moiej to przynajmniej po obu leży stronach. Tak że orzeczenie o winie jest tylko po to żeby nie stać się ofiarą. Więc nie wykażę się wielkodusznością - już nie.
To co wielu/e z was podkreśla i ja się z tym w 100% zgadzam to są dzieci. Prosiłem żonę żeby im wytłumaczyła w rozsądny sposób całą sytuację, że one z tego powodu nie powinny cierpieć (chociaż i tak się nie da). Spędziłem z nimi ten weekend - tylko ja i one. Było super - tylko żal bieże, jak dzieci pytają kiedy do nas wrócisz? Tłumaczyłem im, że ich nie zostawiłem i nigdy nie zostawię a tyko mama tacie dużą przykrość zrobiła i dla tego mnie nie ma. Ale trudno im wytłumaczyć, kiedy mówią, że mama się zmieniła i że mnie przeprosiła. One mówią, że przecież one też czasami robią źle ale potem mnie przepraszają, że im wybaczam i jest juz dobrze. Nie chcę im pokazywać jaka mama jest naprawdę - wybrnąłem tak, że obiecałem im, że jak dorosną to im wszystko powiem. Obawiam się (a nie wiele mogę zrobić, a później jeszcze mniej) że moralna wina i tak spadnie na mnie.
Wielka jest radość z przebywania z dziećmi - ci co są w podobnej sytuacji rozumieją to zapewne bardziej - ale i duży jest "dół" jak ich teraz nie ma ze mną.

Jeszcze raz wszystkim dziekuję. Aby do wiosny!
bratek
 
Posty: 8
Dołączył(a): 11 lis 2007, o 18:08

Poprzednia strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: AngelLar i 118 gości

cron