Mijają dwa miesiące od pierwszego postu tutaj. Pamiętam jak pisałam swoją historię i jak załamana byłam... podbijam temat bo chcę pokazać, że z wydawałoby się koszmarnie ciężkich sytuacji można wyjść....
jest dobrze
naprawdę, tak jak powinno być.
Ja odnalazłam wewnętrzny spokój, poczytuję sobie jeszcze nieraz lektury dla kobiet kochających za bardzo- pomagają wciąż i służą radami
Nie pamiętam kiedy ostatni raz zachowałam się typowo jak taka kobieta. Nie pamiętam także kiedy mąż dał mi powód do niezadowolenia. Oczywiście były różne sytuacje stresowe kiedy trzeba było zacisnąć zęby żeby nie powiedzieć za dużo ale udało się.
Nawet zdarzyło się, że mąż wpadał do mnie do pracy i dawał mi bukiecik kwiatów, które nazbierał jak biegał
Myślę, że mogę powiedzieć, że wszystko jest na dobrej drodze, aby nam się udało.
Miałam dwie trudne sytuacje, może wspomożecie mnie jakimiś radami ?
Pierwsza kiedy myślałam, że nie wytrzymam miała miejsce gdy przyjechał do nas mój ojciec. Jak zwykle przywitał się i poszedł i pić do znajomego. Wrócił pijany i zaczął się awanturować, ogólnie chodziło mu o kartkę na imieniny, którą mu wysłałam a która w dziwny sposób nie doszła, więc cytuję miałam udowodnić mu że ją wysłałam bo on mi nie wierzy i co do dnia podał czas gdy wykonał do mnie ostatni telefon (nasze stosunki są średnie, ograniczamy się do wizyt w święta, kartek na różne okazje i co jakiś czas tata na weekend do nas przyjeżdża oczywiście bez zapowiedzi bo w sumie mieszkanie przepisali na niego jego rodzice, a on teraz mieszka w innym mieście) i że ja już do niego nigdy nie dzwoniłam. Ile mogłam tyle prowadziłam z nim dyskusję, a był to krótki czas. Pierwszy raz się zdarzyło, że zrobił awanturę przy moim mężu, zwykle zaczynał swoje akcje gdy mąż był w pracy. I także pierwszy raz moja połówka stanęła w mojej obronie, jak już czułam że łzy eksplodują z moich oczu- on wziął mnie za rękę i zaczął rozmawiać z tatą, rzeczowo odpowiadał na jego bzdurne argumenty, jak trzeźwy rozmawia z pijanym to wiadomo, kto rozsądniej się wypowiada. Niemniej czułam się jak za "starych dobrych czasów" gdy rodzice między sobą toczyli walki. To zresztą też tata wypomniał jak mu powiedziałam, że robi to samo, prowokuje wszystkich do chorych zachowań i manipuluje. Jak zwykle bywało w takich sytuacjach, wkur* poszedł do drugiego pokoju, i po kilku minutach już miał świetny humor, niestety mój był już popsuty na kolejne dwa dni. Chodziłam dosłownie do tyłu. Wiem, że następna wizyta ojca nie będzie zbyt prędko, i będzie na pewno spokojniejsza. Ale udało mi się przez to przejść bez wielkich łez i histerii.
Druga sprawa. Byłam z koleżankami w klubie, poszłyśmy się pobawić. I tak sobie siedziałam aż mnie zmroziło. Zobaczyłam tę dziewczynę od mojego męża, pieprzoną promotorkę. Dosłownie serce mi stanęło. Ona mnie też zobaczyła ale nie skojarzyła od razu. Co jakiś czas zerkała tylko w moją stronę, cóż ja miałam ją dosłownie jak na nożu. To był dla mnie okropny stres, nie wiedziałam co robić, najchętniej bym podeszła i rozbiła jej coś na głowie albo nawyzywała. Siedziałam i cała się trzęsłam, nie potrafiłam nawet smsa sklecić do męża, że ona tam była( w sumie nie wiem po co do niego w ogole pisałam, ale fakt- byłam w takim stresie, że nie pamiętałam tych smsów a jak się okazało kolejnego dnia- były pełne przekleństw i opisów co jej zrobię- dodam, że wypiłam jedynie pół piwa i to było już po tej serii smsów i jak ona poszła już do domu więc to nie był wpływ alkoholu). Nie bardzo wiedziałam jak się zachować, z jednej strony chciałam jakoś dać jej odczuć, że jest gnidą, i że to ja wygrałam bo mąż wybrał jednak mnie, i chciałam dać jej też do zrozumienia jak bardzo mnie skrzywdziła i życzyć jej potrójnego skrzywdzenia i potrójnego bólu, który spotkał mnie. Albo jeszcze gorzej. Wybrałam cichą obserwację, nie mogłam inaczej, przechodziłam koło niej po drodze po soczki do baru, ona wszędzie łaziła z koleżankami. Cóż na żywo jest jeszcze bardziej beznadziejna niż na zdjęciach-jedyne co dobre. imprezę mi popsuła, wyszłam jakoś godzinę po niej bo i tak nie umiałam się już bawić.
Wiedziałam, że dojdzie do konfrontacji. Nie sądziłam, że będzie aż tak ciężko. Jak mam się zachowywać następnym razem gdy ją spotkam? Czy powinnam coś powiedzieć? Czy po prostu się nie odzywać? Niestety przez to spotkanie powróciły mi te złe wspomnienia, to co się wydarzyło w lutym, przypomniałam sobie treść tamtych wiadomości. I co dwa, trzy dni mam sny w których mąż odchodzi do innej. Budzę się wtedy nieszczęśliwa i z głową pełną smutku... Jak sobie z tym poradzić? I z tą wywłoką gdy ją spotkam żeby nie wyjść na zołzę ale czuć się dobrze?