Moje doświadczenie było takie: mój związek skończył się około pół roku temu i wraz z nim myślałam, że kończy mi się świat. Było mi bardzo źle i zupełnie nie rozumiałam dlaczego nadal tak rozpaczliwie kocham człowieka, któremu przypisuję tak wiele negatywnych cech i zachowań. W jakimś sensie znalazłam się wtedy na własnym dnie. Poszłam na mityngi, terapię i bardzo, bardzo dużo czytałam. Żeby to zrozumieć i żeby mnie nie więziło niszcząc mnie jednocześnie. Wiem, że się zmieniam i ciągle jestem w drodze, więc nie wiem dokąd mnie ona doprowadzi. Mi się wydaje, że może odpowiedzi na pytania, które zadajesz Ty znasz, tylko jeszcze do nich nie dotarłaś, choć są w Tobie, być może gdzieś schowane. I te wszystkie zasoby, które są potrzebne, żeby iść do przodu - też nimi dysponujesz. A z jednego już korzystasz, pisząc na tym forum i wykazując otwartość dla innych, niż własny punktów widzenia i doświadczeń, tych którzy tu piszą. A tych zasobów na pewno jest jeszcze jeszcze więcej. Sama zresztą napisałaś o mityngach.
Ja tylko się domyślam jak bardzo Ci trudno, pamiętając jak potwornie mi było źle, a wcale nie jestem jeszcze w moim wewnętrznym raju.
Nawiążę też do tego, co napisały moje poprzedniczki. Stwierdził, że tak za Tobą tęskni... To znaczy jak?
Tak tęskni, że przestanie nadużywać alkoholu? że zacznie szanować Ciebie i Twoje dzieci? że podejmie wcale niełatwą pracę nad sobą i będzie być gotów być odpowiedzialnym za siebie, swoje czyny i relację, którą buduje z Tobą i Twoimi dziećmi? Czy prócz tych słów podjął jakieś działania, które wskazują na to, że chce coś w sobie zmienić i przyjąć na siebie odpowiedzialność za swoją część tej relacji?
Czy napisał po prostu "tak tęsknię ..." tak tęsknię, że... że użalając się nad sobą i swoim cierpieniem zadałem sobie trud, żeby tu oto zamieścić post na facebooku.
Bo ja w tym poście nie widzę refleksji nad Waszym związkiem, jego rolą w tym związku, nie widzę rozmyślania o tym co się dzieje z Tobą. Widzę kolesia, który się skupił nad swoim stanem emocjonalnym i który być może wie, nauczony rocznym doświadczeniem w jaką ze strun w Tobie uderzyć, żeby odpowiednio zadziałało. I widzę, że działa.
To jest moja interpretacja, a raczej sugerowana hipoteza. Subiektywna i przez pryzmat moich osobistych doświadczeń. Czy może się odnieść również do Twojej sytuacji, tego nie wiem. Dlatego ocenę pozostawiam Tobie.
Niezależnie od tego, trzymam kciuki.