@ zając i Sansevieria - jestem upoważniona na piśmie w przychodni do dostępu do dokumentacji tak jak mąż jest upoważniony wszędzie do mojej, był obowiązek składania takich deklaracji o upoważnieniu bądź nie.
masz rację, że była ze mnie żona kwoka, obecnie jestem żona kwoczką bo walczę z tym, zdałam sobie sprawę, że moje trzymanie męża pod kloszem i kontrola, żeby zawsze być mu do pomocy nic dobrego nie wnoszą i wpisują się w pewien sposób w historię jego życia (dominujący rodzic).
mówię mu otwarcie co mnie boli w jego zachowaniu co stresuje, co mnie wydaje się być zbyt intensywne itd ale kiedy dochodzi już do jego wybuchów, ciężko jest nie dać się wkręcić w jego emocje do tego ja czuję się odpowiedzialna za wszystko i wszystkich i kiedy np on krzyczy w nocy czy kopie w ściany mnie mrozi, przecież mamy sąsiadów którzy też chcą spać albo ma kości które jednak mogą się połamać, ciężko jest stać oschle z boku z zimną głową i dać mu się wyzbyć negatywnych emocji (co niewątpliwie jest mu potrzebne) kosztem innych.
potrzebne są zdecydowanie jakieś techniki na wyzbycie się nagromadzonej złej energii, które można mu podsunąć aby nie musiał robić to tylko przez agresję wobec ściany, psycholog mu nic takiego nie podsunął (za wyjątkiem sportu, mąż codziennie chodzi na siłownię), znacie takie techniki i niewątpliwie są potrzebne jakieś techniki dla mnie na wypracowanie większego dystansu i cierpliwości nie znam takich.
czasem myślę sobie "a wal w te ściany jak sąsiedzi wezwą policję to ty pójdziesz siedzieć" ale wiecie to nie takie proste bo małżeństwo to naczynia połączone, jeżeli on ściągnie na siebie jakieś konsekwencje one dotkną również mnie dlatego staram się chronić nas przed takowymi.
ze spotkania z jego psychologiem zrezygnowałam, jakby była taka konieczność to sam by poprosił abyśmy przyszli razem na jakieś spotkanie a spotkanie z nim nie wątpliwie zostanie odczytane jako próba kontroli chociaż dla mnie to tylko okaz troski.