walkiria napisał(a):ech
jest na to za słaby ma do mnie jak to określić to nie jest respekt to chyba jest strach, jestem silną i dominującą osobowością jak jego ojciec, raz próbuje ze mną walczyć raz się mnie boi, popieprzone to wszystko ale są i dobre chwile, kocham go i chcę z nim być, wiem więcej w sprawach emocjonalnych, medycznych, psychologicznych, życiowych więc staram się pomóc, mnie rodzice w tych tematach nauczyli wszystkiego co konieczne jemu pokazywano tylko złość i krytykę. taki mam charakter, że lubię się bawić w terapeutę a przede wszystkim kiedy widzę jakiś problem to priorytetem dla mnie jest go rozwiązać
Uderzyła mnie w tym fragmencie pewna niesymetryczność Twojej relacji z mężem. Ty silna, on słaby, Ty wiedząca wiele, on błądzący jak dziecko we mgle, Ty z dobrej rodziny, on ze złej, Ty terapeutka, on pacjent. On czuje przed Tobą respekt, strach, pomimo zagrożenia przemocą z jego strony to Ty jesteś stroną posuwającą się do rękoczynów. Miałam okazję w życiu poobserwować co najmniej dwa długoletnie związki, w których zauważałam relację "lepsza" kobieta - "gorszy" facet. Te kobiety były rzeczywiście bardziej energiczne, bardziej zaradne, bardziej odpowiedzialne i potrafiły to bardzo wyraźnie pokazywać. Mężowie mieli wprawdzie jakieś zalety, ale pozostawały one w cieniu albo ich wartość była przez żony umniejszana. Nie potrafili sprostać oczekiwaniom swoich żon, nie potrafili też otwarcie się przeciwstawić. Czasem lokowali się wygodnie na pozycji dzieci (jednemu np. żona załatwiła szkołę, a on do niej nie chodził i ukrywał to przed nią), czasem uciekali w alkohol, a czasem odreagowywali agresją. Powodowało to błędne koło, bo wtedy żony postanawiały wzmocnić nadzór, leczyć z nałogu itd.
Nie chcę Cię obrazić ani krytykować. Tak mi się po prostu nasunęło jako pewien wątek do rozważenia przez Ciebie, czy u Was taka relacja nie występuje. Bo to jest pułapka. Rozumiem, że mąż w Twojej ocenie potrzebuje Twojej pomocy i Ty próbujesz mu ją dać. Ale pomoc nie może zniszczyć relacji partnerskiej w związku. Bo jeśli mąż przestanie być partnerem, a stanie się obiektem działań terapeutyczno-wychowawczych, to co musiałby zrobić, żeby znowu się nim stać -- przynieść zaświadczenie od psychologa, że jest wyleczony?
Być może mogłabyś pomóc mężowi w ten sposób, że zamiast kierować jego terapią i postępowaniem mówiłabyś o swoich oczekiwaniach wobec niego i odcinała się od zachowań, które Ci przeszkadzają (np. po jakiejś nocnej akcji wyprowadziła się na dzień - dwa z domu, twierdząc, że musisz odespać, a w tym domu nie masz pewności, czy to jest możliwe). Na pewno warto, myślę, porozmawiać z psychologiem o tym, na ile jego zachowanie może być realnie groźne dla Ciebie lub jego samego. Bo czym innym jest choroba psychiczna, a czym innym zachowania będące np. wynikiem wychowania. Musisz wiedzieć, jak to się będzie rozwijać, jakie są możliwości leczenia czy pracy nad sobą.
Mnie się wydaje, że jako żona masz prawo pójść do jego psychologa i zapytać o diagnozę, bo masz prawo wiedzieć, co mu jest -- i na tej podstawie podjąć decyzję, jaka ma być Twoja rola w Waszym dalszym życiu. Ale podkreślam: zapytać. Nie: pójść, żeby lepiej niż mąż wytłumaczyć, co mu jest i z czym ma problem. To musi robić sam. Jeśli, jak piszesz, ma problemy z mówieniem o emocjach, z panowaniem nad złością itp., to po to właśnie chodzi do psychologa, żeby nad tym pracować. A nie żebyś załatwiła to za niego. Różnica jest taka jak między uczeniem się przez dziecko samodzielnego chodzenia a kupieniem mu chodzika, żeby mogło się szybciej poruszać.
Różnica w podejściu do obiadu -- może być tak, że jedna z osób jest bardziej spontaniczna i hedonistycznie nastawiona do życia, a druga bardziej praktyczna i prozdrowotna, tak się chyba zdarza? Może nie trzeba podciągać tego pod zaburzenia ani rozgrywać tu jakichś konfliktów?
Tak więc ogólnie mój pomysł byłby taki: diagnoza jest konieczna, a jeśli okaże się, że nie chodzi o chorobę, która uniemożliwia Wasz związek, że mąż pracuje nad sobą i Ty dalej chcesz z nim być -- to zluzuj kontrolę nad nim. Zastanów się, jakie zachowania na pewno przeszkadzają Tobie, powiedz mu o tym i tego się trzymaj -- a resztę odpuść, nie komentuj, nie analizuj, pozwól mu być sobą. Nie zastanawiaj się, czy wkurza się prawidłowo, tylko czy Ciebie to obraża albo narusza w jakiś sposób Twoje dobro. Jeśli nie narusza -- to nie rób problemu. Jeśli narusza -- broń się. Nie czuwaj nad nim, nie obserwuj pod kątem przejawów choroby albo postępów, jakie poczynił na skutek Twoich zaleceń. Nie sugeruj swoim postępowaniem, że pozbawiony Twojej kontroli jest nieprzewidywalny itd. Taka obserwacja może być źródłem silnego stresu, zwłaszcza dla osoby, która w tzw. domu rodzinnym nie dostała dostatecznej akceptacji. Może potrzebuje więcej przestrzeni, luzu? To oczywiście wszystko przy założeniu, że jest psychicznie zdrowy.