witam, szukam rozmowy z osobami zmagającymi się z zaburzonymi osobowościami członków swoich rodzin.
mam 33 lata mój mąż 34, jesteśmy razem od 7 lat, mąż pochodzi z rodziny dysfunkcyjnej jego ojciec był tyranem, terrorystą psychologicznym, tłamsił całą rodzinę, wypracował w moim mężu zerowe poczucie własnej wartości, niczego innego poza złością go nie nauczył, wdawał się w romanse w domu terroryzował żonę i synów. matka męża była łagodną i słabą psychologicznie osobą, złamana przez męża tyrana uciekała w alkohol, potajemnie ale dzieci widzą takie rzeczy, zmarła gdy mąż miał niespełna 20 lat. ze spokojnego małego chłopca wyrósł rozrabiający nastolatek, wyrzucony ze szkoły, kiedy się poznaliśmy pracował już, był w "spokojniejszym" stadium.
jego zaburzenia zaczęły wypływać po trochu, całkiem niedawno zorientowałam się z czym mam do czynienia tak naprawdę. moim zdaniem mąż to typowy borderline, jest impulsywny, wybucha agresją z byle powodu, w szale niszczy różne rzeczy albo bije i kopie ściany robiąc sobie krzywdę, wszystkiego się boi, nawet wyjazdu wakacyjnego, jak sam mówi "nic go nie cieszy", remont w domu zbudza w nim paniczny lęk, sam nie miał żadnych znajomych mnie odciął od moich, nawet sama nie wiem kiedy zostaliśmy sami zamknięci w mieszkaniu. ma chwiejne nastroje, wszystko neguje, chyba nie widziałam go jeszcze radosnego, ma albo zły humor i jak mówi wszystko go rozpierdala albo ma humor na tyle względnie dobry, że jest spokój ale radości nie ma nigdy, nawet kiedy mówi, że się z czegoś cieszy to jakoś jest to mało przekonujące. irytuje się i przeżywa wszystko 100krotnie mocniej niż dana sprawa jest tego warta, nie umie i nie mówi o uczuciach i emocjach, tłamsi w sobie a nagle wybucha, jego agresja nie jest kierowana nigdy bezpośrednio w moją stronę ale jestem jej ofiarą, chłonę tą negatywną energię jak gąbka, kiedy mam dobry humor mąż szybko sprawia, że już go nie mam, czuję się, że wysysa ze mnie całą energię życiową. po napadach mniejszych czy większych złości kiedy pokazuje mu, że mnie zabolało, przeprasza, chodzi za mną jest najcudowniejszym mężem na świecie, żeby tylko przy najbliższej okazji znowu wszystko zacząć od nowa. chodzi do psychologa i psychiatry, bierze leki, ataki agresji stały się rzadsze ale przeszły w taki nieustanny stan odczuwania i okazywania złości, widzę to w jego minie, oczach słyszę w głosie, kiedy zwracam mu na to uwagę i próbuję dowiedzieć się o co mu chodzi to warczy na mnie, że nic mu nie jest i się czepiam. ostatnio spałam już, jego obudził jakiś hałas, zerwał się z łóżka, przeklinając i rozbijając się z wściekłości, ja tak gwałtownie obudzona dostałam prawie zawału, serce mi waliło, próbowałam go uspokoić, walnął tak w ścianę, że myślałam, że sobie coś złamał. pooglądał telewizor i po pól godzinie zasnął a ja do 4 w nocy próbowałam się uspokoić.
jego zachowania są ryzykowny jakby jemu nigdy nie mogło się nic stać, kiedy prowadzi we wzburzeniu samochód to żegnam się już z życiem bo robi to w tak impulsywny i nieprzewidywalny sposób.
jestem bardzo silną psychicznie osobą ale zaczyna mnie łamać, zdarzały mi się napady paniki, brałam xanax, tracę swój optymizm, życie podporządkowuje jego humorom i nastrojom.
psycholog w państwowej poradni, nie stać nas na intensywną terapię prywatnie, spotkania raz na 2 miesiące to zdecydowanie za mało, nie wiem co mam robić, jak żyć z kimś kogo się kocha ale ciągnie cię systematycznie w dół, czuję się sama, nie mam w nim żadnego wsparcia, wszystko na mojej głowie a do tego te jego humory i napady agresji a jednocześnie szkoda mi go bo wiem, że ciężko mu się żyje, ciągłe odczuwanie złości musi być straszne. nigdy się niczego nie bałam, zawsze wiedziałam, że dam sobie radę, miałam cudowny dom rodzinny a teraz zaczynam się bać, że może coś sobie zrobić, że nie dam sobie rady z tym wszystkim i nie łatwym życiem, nie mogę planować, nie mogę na coś czekać radośnie bo jego to wszystko przeraża i broni się przed lękiem okazywaniem złości, zaczynam czuć że w końcu i ja zeświruję w tym domu:(((. dodam jeszcze, że widzę u męża słabość do alkoholu, uważa go za odprężający gdybym go nie ograniczała pewnie piłby już nałogowo, oczywiście temat alkoholu jest wielkim punktem zapalnym w naszym domu, nie mogę zwrócić mężowi na nic uwagi bo od razu drze się po mnie, że go krytykuję, życie intymne mogłoby dla niego nie istnieć, gdym nie inicjowała zbliżeń nie byłoby w ogóle nic fizycznego między nami, najlepiej czuje się z komputerem, spędza przed nim całe dnie, nie odzywa się za wiele o jakiejś dyskusji to w ogóle nie ma co marzyć. ze względu na nieustające napięcie zrobiłam się nerwowa, łatwo ulegam jego prowokacją, drzemy się po sobie jak nienormalni, próbuję się na nim odegrać, mówię mu przykre rzeczy, że się z nim rozwiodę, że ma wypieprzać do tatusia itp wiem, że nie powinnam ale już nie wytrzymuję, postaram się to ograniczyć, żeby nie podjudzać tym jego lęku odrzucenia ale akcja rodzi reakcję a ja jestem tylko człowiekiem.