Brak sił na walkę..

Dorosłe Dzieci Alkoholików.

Re: Brak sił na walkę..

Postprzez Księżycowa » 17 kwi 2013, o 19:42

Bo przede wszystkim musisz zrozumieć, że to nie jest Twój problem ten alkoholizm, tylko matki a Ciebie on dotyka ale nie Ty pijesz i nie masz się czego wstydzić. Padłaś ofiara jej alkoholizmu nie mając na to wpływu.

Tak na prawdę matka też nie wg mnie. Alkoholizm, to choroba, problem... inna sprawa, że alkoholik staje się egoistą ale to jest jakby inny obszar problemu i postepowania. Kazdemu można pomoc jak tego chce i sam od siebie wymaga a nie pilnować na siłę, sprawdzać kontrolować... jak ten alkoholik ma to gdzieś. w Tej książce jaką Ci poleciłam masz na samym prawie wstępie napisane co alkoholik myśli o trosce innych ludzi wokół niego... że tak na prawdę ona sie dla niego nie liczy tylko to, żeby wypić.

Ciągle odbiegam od tematu... tak na prawdę to myślę, że wstyd się powinien zacząć wtedy kiedy ktoś nie chce się leczyć mimo, że doswiadczyl na własnej skórze, że robi krzywdę rodznie czy sam się na coś naraził.

Ludźmi się nie przejmuj, bo jak chcą to o byle głupstwie będą gadać. Zawsze tak jest, ludzie gadali, gadają i gadać będą... lubią ploty. Że sie tak wyrażę, sraj na to.

Traktowanie tego jak sprawę oczywistą i zrozumienie dla siebie i sytuacji nie przychodzi łatwo i od razu. Trudne to do przełamania ale wykonalne.
Dzis byłam u dentysty i ogólnie to przyjemny bardzo dentysta i od poinformowania go, ze biorę teraz leki zaczęła się calkiem luźna rozmowa o dolegliwosciach żołądgowych, gastroskopii i ogólnie pytał jak to było i czy mi cos znaleźli... no i mówię, ze nie, że niby ok ale jednak coś tam mi dolega, to mnie zapytal co i mówi, że ciekawe, że nic nie widać... więc powiedziałam, ze pewnie stres (cała rozmowa trwała jak czekałam aż znieczulenie zacznie działać ;)) on, że mozliwe i mi opowiadal różne ciekawostki i jakoś wyszło, że jestem nerwicowcem... tak na luzie. To moja choroba w sumie i jak trzeba musze o tym informować lekarzy, choc teraz nie musiałam nie czułam już zażenowania... inni mają cukrzycę a ja mam nerwicę.
Chodzi o to, żeby przestać się czuc odmieńcem. Jedni muszę uważać ze słodyczami przy swojej chorobie, ja musze robić coś inaczej albo poprosić o cierpliwość kiedy jest potrzeba.
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Re: Brak sił na walkę..

Postprzez Magdalena.. » 18 kwi 2013, o 08:41

Czyli jeśli nauczyciele pytają co się ze mna dzieje, nie ukrywać tego ?
Powiedzieć wychowawcy, jaką mam sytuacje?
Magdalena..
 
Posty: 14
Dołączył(a): 14 kwi 2013, o 21:56

Re: Brak sił na walkę..

Postprzez impresja7 » 18 kwi 2013, o 10:57

Zależy jakiego masz wychowawcę,raczej trzeba wybrać nauczyciela co Cię zrozumie i postara sie pomóc ,a nie napiętnuje.Jak trafisz na kogoś ,kto z tego powodu Cię będzie traktował gorzej to pogorszysz sobie sytuacje .
Trzeba wybrać osobę godną zaufania i dyskretną.
impresja7
 
Posty: 938
Dołączył(a): 25 lis 2012, o 11:05

Re: Brak sił na walkę..

Postprzez Księżycowa » 18 kwi 2013, o 11:10

A masz nauczyciela, któremu na prawdę możesz zaufać?

Powiem Ci tak, że jesli masz takiego właśnie zaufanego, kompetentnego, który potraktuje to jako sprawę delikatną a nie rozgłośni (bo nie oszukujmy się znajomi sa rózni, niektórzy nie mają wyobraźni pomimo zblizajacej się 18-nastki a nie potrzebne Ci dodatkowe obciążenie) to bym mu powiedziała.
Trudno mi odpoiadać na to pytanie Tobie, bo ja mam zle doświadczenia z nauczycielami. Pamiętam jak poszłam z mamą do Dyrektorki i Pedagog z zaswiadczeniem od psychologa (a było ze mną bardzo źle, nie radziłam sobie ze szkolnymi obowiązkami), a one mi powiedziały, że po szkole chodzą informacje od ludzi, że niezle ze mnie ziółko ;(. Padłam ofiarą tak okropnych plotek, przynosze im zaświadczenie a one nie potrafią dodać jednego do drugiego - pedagodzy z Bożej laski. Trudno było mi mówić o czymkolwiek wtedy, byłam strasznie zamknięta i przekonana, ze na wszystko sobie zasłuzyłam :( a mama? Jak dziecko we mglę... jakoś nie czułam, że weźmie to w swoje ręce. Była tak samo bezradna jak ja :(
Pamiętam jak nas potraktowały... liczyłam na pomóc a one potraktowały nas jak trędowate... To było ciężkie doswiadczenie ale też miałam w Gimnazjum kiedys takiego katechetę, który mi bardzo pomógł. Nie wychlapał tego, nie zrobił zadymy, tylko bardzo dyskretnie działał. Bez niego w tej szkole było by mi ciężko, bo miałam tam jeszcze inne problemy :( .
Także myślę, że mozna powiedzieć ale zalezy komu, zeby nie trafić na czyjąś niekomptetncje.
Macie może w szkole psychologa szkolnego? Zauważyłam, że w niektorych jest oprócz pedagoga. Jak chodziłam zaocznie do Liceum, to tam mieli... może tak spróbuj... albo pedagog?
Sama wiesz najlepiej, kto budzi zaufanie i czy jest kompetentny.
Ja mam mieszane doświadczenia i powiem Ci, że na tą chwilę, z tym rozumem i tym kim teraz jestem zrobiłabym tam porzadek... ale wtedy nie potrafiłam. Teraz proszac o konieczną pomoc umiałabym chyba zadbać o siebie... wtedy byłam całkiem słaba, podobnie jak Ty albo i jeszcze bardziej.
To nie jest kwestia ,,nie mów nikomu, co dzieje sie w domu, bo to wstyd" o czym teraz piszę, tylko raczej ,, dla własnego bezpieczeństwa powiedz temu, kto załatwi to najkorzystniej dla Ciebie".

Nie wiem czy mówiłabym kazdemu nauczycielowi, który zapyta. Powiedziała bym jednemu, który najprawdopodobniej mi pomoże. Ni po to, zeby to ukrywać jak wpojono w domu ale dlatego, że jest to Twoja sprawa osobista i żeby na tą chwilę, przez czyjąś nie kompetencję nie poczuła sie gorzej.
Mam nadzieję, ze w miarę jasno napisałam o co chodzi...
No ja tak przynajmniej myślę...
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Poprzednia strona

Powrót do DDA

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 45 gości