kochajaca napisał(a):Nie musze sie non stop kontrolować bo nie jest to potrzebne. Jest ok poki co. Żaden poligon, normalne zycie. Apasjonata, mówisz ze ciezko sie ciagle samemu kontrolować, rozumiem, ze probowalas także sama coś naprawiać? Muszé dotrzeć do Twojego watku i sie wczytać,bo jak wrocilam teraz do pracy to raczej nie mam na to czasu.
Mojego wątku nie znajdziesz, bo w czasach gdy zaczynałam zmiany nie znałam tego forum.
Tak , był czas , że kontrolowałam siebie , pilnowałam tego co mówię, jak mówię , jakim tonem (nie raz jak miałam się odezwac w jakiejs sprawie to przemysliwałam wczesniej rózne warianty). To jednak nie skutkowało, bo nie byłam w stanie przewidzieć co męża z równowagi wyprowadzi, tzn moze nie dokońca tak, wiedziałam , ze jedynym co go nie zdenerwuje było przytakniecie w slepo tego co zamierza lub mysli. Ja nie miałam prawa czegos inaczej widzieć, miec innych planów innych pogladów.
Zobacz Ty musisz przeprowadzac z nim rozmowy w stylu , ze powinien się zaopiekować tobą chorą a nie isc do kolegów. Dla mnie chora to juz jest potrzeba tłumaczenia tego komuś i znaczy, ze ten człowiek kompletnie empatii nie ma i jest egocentrycznie zapatrzony w siebie.
Potem juz bedąc na terapii , a nie mieszkając juz z mężem, zauwazyłam, że do innych ludzi ja nie muszę tego stosować, mogę powiedzieć wprost i wiekszość się nie wścieka, nie wrzeszczy, nie karze mnie milczeniem, odczułam ulgę.
Piszesz normalne zycie. No nie wiem, bo dla mnie normalne to jest to, ze mąż opiekuje się zona bedącą w szpitalu, sprzata mieszkanie na jej przyjscie, by czuła sie w nim dobrze, pyta sam z siebie jakie zakupy zrobić gdy wraca wczesniej ode mnie do domu, zwraca uwagę na to co czuję, na mnie , dostrzega mnie i moje potrzeby (oczywiscie to co napisałam jest w obie strony).
Przepraszam Cie, ale dla mnie to co opisujesz to jest jakas karykatura zwiazku , a miłosci to wogóle nie widzę.