walczyć czy nie? Kocham za bardzo

Problemy z partnerami.

Re: walczyć czy nie? Kocham za bardzo

Postprzez impresja7 » 5 kwi 2013, o 19:45

Nie będzie z tej mąki takiego chleba jak sobie wymarzyłaś.Z Twoich opisów Jego wynika ,że to człowiek niedojrzały do małżeństwa z nikim. On nie pojmuje rodziny ,związku tak jak Ty . On chce się bawić i zajmować sobą.
Dlaczego się ożenił?
Sam nie wie.
Tak wyszło.
Oczekujesz :
-czułości
-uwagi
-troski
-pomocy wtedy kiedy trzeba
-wsparcia
-docenienia
-bycia dla niego wyjątkową
-bycia dla niego najlepszą jaką mógł wybrać na żonę
-punktualności
-odciążenia Ciebie w pewnych sytuacjach
-polegania na nim
-dotrzymania danego słowa
Z Twojego opisu wynika ,że ten człowiek nic takiego dać Ci nie może ,nie chce,nie potrafi.
I wcale się nie zmieni ,bo nie chce ,bo nie potrafi ,bo nie wie,że można inaczej.
On ma siebie na uwadze.
Chcesz to dłub w Nim dalej.
impresja7
 
Posty: 938
Dołączył(a): 25 lis 2012, o 11:05

Re: walczyć czy nie? Kocham za bardzo

Postprzez kochajaca » 5 kwi 2013, o 20:16

Dlaczego nie widzialam tego wczesniej..
kochajaca
 
Posty: 56
Dołączył(a): 17 mar 2013, o 17:30
Lokalizacja: tam nie tutaj

Re: walczyć czy nie? Kocham za bardzo

Postprzez Innuendo » 5 kwi 2013, o 20:30

witaj Kochająca

Ponieważ sama niedawno trafiłam do szpitala to akurat ten opis twojego doświadczenia i zachowanie twojego faceta mnie ubodły najbardziej. Powiem ci co robił mój mąż: od razu zaproponował, że mnie zawiezie i odwiezie kiedy tylko dam mu sygnał, że tak trzeba a nie inaczej - bo ja taka samodzielna, że sama chciałam pojechać. Dopytywał się często o co chodzi, słuchał wyjaśnień co mi dolega, na czym będzie to wszystko polegać. Wczytywał sie w badania, obrazki z USG, choć przeciez żaden amator nie odczyta co tam widać :). W szpitalu przeszedł ze mną kolejki, bieganinę z formalnościami. Potem go odprawiłam, wyszedł dopiero, gdy sama tego chciałam. Zapytał czy chcę informować rodzinę - ponieważ nie chciałam nastawił się na strategię omijania prawdy w razie ewentualnych telefonów pt. "gdzie ona jest". Wielokrotnie przytulał i mówił "wszystko będzie dobrze, zobaczysz". Jak potrzebowałam poryczeć się w milczeniu, to siedział i milczał przytulając mnie i nie poganiając. Kiedy tkwiłam w szpitalu zajął sie domem - obiad, dziecko, sprzątanie, itp. W ciągu dnia wysyłał mi rózne smsy - z własnej a nie mojej inicjatywy, a to że będzie dobrze, a to żebym się trzymała, a to że mnie kocha, a to jakiś żarcik sytuacyjny na odwrócenie mojej uwagi. Ale nie ze mnie! Jakby zaśmiał się z tego jak wyglądam - o matko!!! To ugodziło by mnie do żywego!
Mimo, że mój facet jest skryty w okazywaniu uczuć, powściągliwy i mało romantyczny - czasem się śmieję, że jest analfabetą emocjonalnym :) - to jednak przyznam, że ma wyczucie, czym mógłby ugodzić boleśnie. To chyba wynika jednak ze zdolności do empatii, pewnej wrażliwości, którą się albo ma albo nie. Jak zadzwoniłam, że koniec pobytu, że już po - pierwsze pytanie jak się czujesz i słuchał uważnie, dał się wygadać. Po telefonie był w ciągu 40 minut, chyba jakaś teleportacja, bo to raczej daleka droga :) Potem oblatał za mnie apteki szukając leku, w domu herbatka, łóżeczko dla mnie zasłane czekało. I mogłam spać ile chciałam a on w tym czasie obiad zrobił, kolację, budził mnie tylko jak przynosił je do łóżka. Potem wieczorem przydybałam go na rozmowę taką osobistą - powiedział mi tyle, że miał takiego miał stresa, że nie wiedział jak go rozładować. Ale nie przyszło mu do głowy by sie urwać z odpowiedzialności i pójść bawić.
Miałam takie poczucie, że absolutnie przy mnie jest i to dawało duży spokój. Ja nie musiałam o to zabiegać. I wiesz kochająca? To właśnie jest normalne - no nie? Bo przecież gdyby było odwrotnie, gdyby to mój mąż zaniemógł chorobowo, szpitalnie- to normalnie byłabym tak dla niego, jak on dla mnie.

A ponieważ nie przyzwyczajono mnie do tego, że to norma, gdy byłam dzieckiem, to wciąż sie temu dziwuję. Miałam 4 lata gdy musiałam spędzić kilka tygodni w szpitalu dziecięcym. Pamietam, jak chciało mi się płakać, gdy kończyły sie odwiedziny i rodzina wychodziła, i jak tego nie robiłam. Trzymałam się. I jak było strasznie smutno, i strasznie samotno, i strach w tym szpitalu. Nie cierpię szpitali. Mój mąż widział, bo zna mnie lata całe, że choć staram się grać twardzielkę, to mam w rzeczywistości miękkie nogi wybierając się do szpitala. I nikt z moich bliskich nigdy nie potrafił mi dać takiego wsparcia jak on, mimo swojej historii też popieprzonej, daje. Bo chce. Bo i ja i on postanowiliśmy być lepszymi ludźmi niż nas rodziny wyposażyły.
Moja nadopiekuńcza mama o dziwo jest dla mnie jedną z ostatnich osób, do których bym dzwoniła po wsparcie. Bo kompletnie nie umie go dać. Jej panika, jej koncentracja na sobie tak de facto - odbierają tylko siły. A mój psychofaży ojciec to on w gruncie rzeczy robiłby właśnie podobnie do twojego faceta: rozpierducha w chacie, imprezka z kolegami, obrzucanie winą i upadlające żarty, obdzierające żone z szacunku. I kompletny brak troski. Widziałam to nie raz.

Życzę ci Kochająca byś nie musiała żebrać o troskę i miłość. One są moim zdaniem w podstawowym pakiecie miłości. Nie jako dodatek, nie jako łaska.
Ostatnio edytowano 5 kwi 2013, o 20:37 przez Innuendo, łącznie edytowano 1 raz
Innuendo
 
Posty: 277
Dołączył(a): 7 kwi 2009, o 23:30

Re: walczyć czy nie? Kocham za bardzo

Postprzez Innuendo » 5 kwi 2013, o 20:34

Impresja pięknie to streściłaś

impresja7 napisał(a):Chcesz to dłub w Nim dalej.


Mam nadzieję, że szybko ci się odechce. Moja matka "dłubała" w swoim mężu kompletnie nieempatycznym psychofagu 45 lat, skutki są pożałowania godne. Gdzieś je tu kiedyś opisywałam, jeśli jesteś ciekawa
Innuendo
 
Posty: 277
Dołączył(a): 7 kwi 2009, o 23:30

Re: walczyć czy nie? Kocham za bardzo

Postprzez kochajaca » 5 kwi 2013, o 21:00

Coraz mocniej zaplatuje sie w to wszystko, jak taka mucha ktora wleci w pajeczyne i kotluje sie tam coraz bardziej i bardziej i bardziej...
Zauwazylam, ze bez niego moge sobie poradzic chociaz przez tak krotki czas,bo mialam przyjaciol ktorzy stali przy moim boku. Nie wiem co byloby na dluzsza mete, bo widzialam tutaj wiele watpliwosci przy wychodzeniu ze zwiazkow, i bardzo trudne chwile, co oczywiscie nie jest dziwne.
Ale mimo to mam kretynska nadzieje,ze uda nam sie wrocic do punktu powiedzmy sprzed trzech lat gdzie bylo super i nie bylo takich chorych sytuacji.
Widze, ze mozna zyc bez powietrza, ale chce jeszcze troche sprobowac. Podlubac nie w nim, a z nim, przez jakis czas i zobaczyc co z tego wyjdzie. Bo jak nie wyjdzie to naprawde trudno...
kochajaca
 
Posty: 56
Dołączył(a): 17 mar 2013, o 17:30
Lokalizacja: tam nie tutaj

Re: walczyć czy nie? Kocham za bardzo

Postprzez limonka » 5 kwi 2013, o 21:13

i jak zamierzasz sie do tego zabrac?
Avatar użytkownika
limonka
 
Posty: 4007
Dołączył(a): 11 wrz 2007, o 02:43

Re: walczyć czy nie? Kocham za bardzo

Postprzez kochajaca » 5 kwi 2013, o 22:08

Na początek chce wydobrzec i racjonalnie myslec. Poki co ciagle mam mdlosci i nie jestem do zycia.
Rozmowa, jakies zasady, nie wiem. Musze pomyslec. Ale najpierw doprowadzic sie do normalnego stanu. Najpierw ja.
kochajaca
 
Posty: 56
Dołączył(a): 17 mar 2013, o 17:30
Lokalizacja: tam nie tutaj

Re: walczyć czy nie? Kocham za bardzo

Postprzez limonka » 5 kwi 2013, o 23:25

Wybacz ale z takim partnerem u boku masz na to znikome szanse Bo in ci zawsze adrenaline podniesie przekreci Kota do gory ogonem I wyjdzie ze to twoja wina Bo sie czepiasz :bezradny:
Avatar użytkownika
limonka
 
Posty: 4007
Dołączył(a): 11 wrz 2007, o 02:43

Re: walczyć czy nie? Kocham za bardzo

Postprzez Księżycowa » 5 kwi 2013, o 23:41

To samo pomyślałam.


kochajaca napisał(a):Ale mimo to mam kretynska nadzieje,ze uda nam sie wrocic do punktu powiedzmy sprzed trzech lat gdzie bylo super i nie bylo takich chorych sytuacji.
Widze, ze mozna zyc bez powietrza, ale chce jeszcze troche sprobowac. Podlubac nie w nim, a z nim, przez jakis czas i zobaczyc co z tego wyjdzie.


A ja tu widzę Twój wybór. Jak to przeczytałam, to było dla mnie równoznaczne jakbyś powiedziała ,,chcę sie jeszcze męczyć".
Żeby coś robić z kimś, to ten ktoś też musi tego chcieć. Twoj mąż wg mnie nie chce, przynajmniej fizycznie, bo słownie można wiele mówić a potem i tak to przekręci na swoją korzyść, co pewnie robił już nie raz.

Inna sprawa, że będąc z nim nigdy nie nauczysz się brać odpowiedzialności tylko za siebie a bez tego związek normalny nie jest ...
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Re: walczyć czy nie? Kocham za bardzo

Postprzez kochajaca » 6 kwi 2013, o 09:31

Tak, na teraz to jest mój wybór. Nie umiem rzucić wszystkiego tak o, od razu bo to jest trudne. Przez ten czas odkąd jest w domu, w ogóle nie było czasu żeby porozmawiać tak naprawdę na spokojnie. Albo on był chory albo ja.
Zobaczymy jak będę się czuć wieczorem i wtedy może pogadamy.
Ojciec wymuszał na mnie starania we wszystkim, mama tak samo się starała żeby doprowadzić rzeczy do końca na wymaganym poziomie, i teraz ja chcę spróbować ostatni raz, bo dla mnie to jest niedokończone. Więc pomęczę się jakiś czas, jak będą zmiany to dobrze, jak nie to trudno.
Domyślam się, że to nie uzyska Waszej aprobaty, ale wiedzcie, że każde zdanie biorę pod uwagę, żadna uwaga nie ucieka w przestrzeń. A wszystko to razem pokazuje mi wszystko, cały związek z innej strony.
kochajaca
 
Posty: 56
Dołączył(a): 17 mar 2013, o 17:30
Lokalizacja: tam nie tutaj

Re: walczyć czy nie? Kocham za bardzo

Postprzez Apasjonata » 6 kwi 2013, o 11:00

kochajaca napisał(a):Więc pomęczę się jakiś czas, jak będą zmiany to dobrze, jak nie to trudno

Ja tylko zapytam czy masz opracowany plan? Czy mogłabys napisać jakie zmiany Ty zamierzasz wprowadzić by osiagnać planowany efekt?

kochajaca napisał(a): w ogóle nie było czasu żeby porozmawiać tak naprawdę na spokojnie.

kochajaca napisał(a): Najpierw radziłabym spokojnie porozmawiać, a jak nie pomoże to uciekać gdzie pieprz rośnie.

Ile takich rozmów przewidujesz 1, 10 1000? Jak to widzisz?
Apasjonata
 
Posty: 336
Dołączył(a): 11 wrz 2011, o 12:51

Re: walczyć czy nie? Kocham za bardzo

Postprzez Tinn » 6 kwi 2013, o 13:07

Apasjonata napisał(a):
kochajaca napisał(a):Więc pomęczę się jakiś czas, jak będą zmiany to dobrze, jak nie to trudno

Ja tylko zapytam czy masz opracowany plan? Czy mogłabys napisać jakie zmiany Ty zamierzasz wprowadzić by osiagnać planowany efekt?

kochajaca napisał(a): w ogóle nie było czasu żeby porozmawiać tak naprawdę na spokojnie.

kochajaca napisał(a): Najpierw radziłabym spokojnie porozmawiać, a jak nie pomoże to uciekać gdzie pieprz rośnie.

Ile takich rozmów przewidujesz 1, 10 1000? Jak to widzisz?

Ja wyliczyłam średnią w moim układzie , raz na miesiąc otrzymywałam solidne przysięgi składane ze łzami w oczach wyszło mi na chwilę przed moją zdolnością do oderwania się 110 czy 111.Nie wiem dlaczego akurat wtedy nastąpił punkt przegięcia, ale niech to będzie twoja decyzja.Nie daj siebie porzucić jak ostatnio.Weź byka za rogi i nie żyj pragnieniami, życzeniami jak wiekszość uzależnionych. Mnie pomogło to forum i psychoterapia.Też kombinowałam jak koń pod górę ,żeby z nim zostać , ale to by wymagało, żeby on przestał pić.Nie byłam władna go zmienić.Twojego też życie ukształtowało już dawno, to dorosły człowiek okrzepły w swoich nawykach.Jaka on może mieć potrzebę zmieniania się???Twoje pobożne życzenia???Bądź realistką. :idea:
Tinn
 
Posty: 214
Dołączył(a): 19 gru 2012, o 13:17

Re: walczyć czy nie? Kocham za bardzo

Postprzez kochajaca » 6 kwi 2013, o 13:54

Apasjonata- nie wiem ile rozmów, na razie chcę jedną. Jak w terapii nie od razu wszystko się zmienia, robisz krok, sprawdzasz postęp i lecisz z drugim,

Tinn- Ty też walczyłaś, chyba każda walczyła. I Tobie też pewnie dużo osób pisało, że nie ma sensu walka ale Ty walczyłaś. Zanim podjęłaś ostateczną decyzję.
Nie chcę stu rozmów czy dwustu,
Nie zmienię go-wiem, nie mam nawet prawa go zmieniać. Zacząć muszę od siebie, zmienić nawyki i sposób reagowania na te chorobliwe rzeczy. A nawet jeżeli mój związek się rozpadnie, kolejny zacznę zdrowiej.
kochajaca
 
Posty: 56
Dołączył(a): 17 mar 2013, o 17:30
Lokalizacja: tam nie tutaj

Re: walczyć czy nie? Kocham za bardzo

Postprzez impresja7 » 6 kwi 2013, o 14:14

Tinn napisał(a):Ja wyliczyłam średnią w moim układzie , raz na miesiąc otrzymywałam solidne przysięgi składane ze łzami w oczach wyszło mi na chwilę przed moją zdolnością do oderwania się 110 czy 111.Nie wiem dlaczego akurat wtedy nastąpił punkt przegięcia, :

Zastanawia mnie ,dlaczego 9 lat mu poświeciłaś,nie był to mąż ,nie musiałaś .Dorosła kobieta po 40-stce (nie naiwna 20-latka)-góra dwa lata i zostawia takiego alko,jak nie jest związana węzłem małżeńskim.Jeszcze jak mąż i dzieci to ostatecznie można zrozumieć 9 lat tkwienia.
A może parę lat temu jeszcze dawał radę w seksie ,a teraz pewnie miękki jak gąbeczka od nadużywania i nie ma pożytku z niego żadnego .To trza dziada puścić :roll: Tak?
impresja7
 
Posty: 938
Dołączył(a): 25 lis 2012, o 11:05

Re: walczyć czy nie? Kocham za bardzo

Postprzez mariusz25 » 6 kwi 2013, o 21:58

kazdy ma jakis zestaw cech, niektorzy maja braki emocjonalne, obszary ktorych nie rozumieja wogole, jakies wsparcie, szacunek itp. nie wiem jak dla was kobietki, ale kochanie to chyba akceptacja calego czlowieka bo odpowiada, azmienianie... to co wg was?
mariusz25
 
Posty: 779
Dołączył(a): 8 maja 2007, o 18:22

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 278 gości