Tyle napisałam i mi zniknęło przy wysłaniu a nie skopiowałam ale na dziergam jeszcze raz...
Psychologiem to kiedyś być chciałam ale moje własne problemy mnie dyskwalifikują ;/
Gunia76 napisał(a):Czasem ma ,,ojcowskie,, zrywy w stosunku do syna. Np ostatnio kupił mu mini krosa -motor
Te zrywy robią sporo zamieszania. Pamietam u siebie
. Najpierw radocha np. jak ojciec w końcu kupił komputer... a później roczarowanie, że ktoś się pokłócił z tego powodu, że coś tam niby źle zrobiłam mimo, że nie chciano mnie posłuchać. Pamiętam jak żałowałam tego ,,prezentu" bo przecież jak go nie było był spokój a tak miałam poczucie winy, że przez niego się wszyscy pokłocili, że ja zostałam zrównana z ziemią i nawet nie pamietam o co, o zwykłą pierdołę najpewniej, jak zwykle
Miałam poczucie winy straszne poczucie, że nie zasłuzyłam na to, że nie mogę się cieszyć tak po prostu. Takie sytuacje sie powtarzały... i tak do dziś męczę sie z konsekwencjami.
Mam problem z trzymaniem kontroli nad wszystkim chyba... bo przecież jak coś działo się własnym biegiem to kończyło się źle... zawsze. Poza tym jak tylko staram się odpuscić, to straszny niepokój czuję... nie wiem czy dam radę sobie poradzić bez tej kontroli.
Teraz jakoś staram sie sobie radzic ale wtedy? ;( . Czułam się jakbym na nic nie zasługiwała kompletnie... radość z czegokolwiek była tak szybko gaszona jak szybko sie pojawiala. I zawsze na to złozyło się cokolwiek.
M.in cos takiego wpędziło mnie w napady lękowe... bo czuję, że cos się zaraz stanie a nie wiem co... tylko, że nic się nie musiało stać. Jak było dobrze, to wyczekiwałam czegoś, co to zepsuje, podswiadomie. Jak się nic nie działo, to napady lękowe były normą... co to znaczy to juz moje. Ja byłam tym dzieckiem, z ktorym ciągle coś jest i to coś dziwnego, czego nikt nie rozumie
Nawet jesli tych dobrych zrywów Twojego męża nie przerywa kłlotnia, zgrzyt, ochrzan o byle bzdurę chocby z braku cierpliwości, to sam fakt, że kiedy ojciec znów zobojetnieje za chwilę, to dziecko trafo na mur. Bedzie chciało się cieszyć czynkolwiek a tu lipa - odrzucenie. Komunikat różny można z tego odebrać. ,,Twoja radość mnie nie obchodzi" na przykład. Wynika z tego, że jego emocje są bez sensu, że nie ma ich nikomu okazywać, bo po co? Ojciec to ważna osoba dla dziecka. Przesłanie trafi do niego od razu i zostane wtoczone w życie.
A jak się razem pocieszą, to nawet jak za jakiś czas po tym Twój mąż będzie go ignorował i wróci do porządku dziennego to też jakiś ślad zostawi - jaki, to trudno określić. Może być każdy.
Ja w ogóle to myślę, ze nie masz co namawiać syna na towarzystwo w zajęciach, bo tak: on idzie a ojciec obojętny. Czuje się nie chciany a za kazdym razem jak tam idzie ,,słyszy" - nie chcę Cię - w jego rozumieniu. Piszesz, że ojciec się irytuje jak coś mu nie wychodzi... dziecko nie wie, że tata po prostu jest nie cierpliwy, dla niego to znaczy, ze po prostu nie jest dobry, bo coś mu nie wychodzi a tata nie jest z niego zadowolony, czyli jest głupi. W jego rozumowaniu oczywiscie.
Nie mówię, ze tak właśnie jest na 100%, bo nie siedzę w głowie Twojego dziecka ale kierując się naszymi przezyciami to łatwo spostrzec, że informacja dla dziecka nie jest pozytywna.
Inna sprawa jakby ojciec pokazał, ze chce z nim być, ze nawet jak mu nie wyjdzie będzie ok., wyciągnął taka bezpieczną rękę do dziecka. Wydaje mi się na tą chwilę, że nie ma ani tej ręki a jak jest w tych zrywach, to raczej nie jest bezpieczna.
Nie mówię tu o bieganiu za dzieckiem, żeby stało się rozpuszcozne. Chodzi mi o to, żeby ojciec nie był dla niego wielka nie wiadomą, która na co dzień i tak go nie chce.
Brak pochwał plus irytowanie sie na nie powodzenia, to niestety robi sporo złego
.
Też sądzę, że dobrze, żeby Twój mąż poszedł na tą wizytę. Może jak usłyszy opinię specjalisty, to cos mu sie zaświeci. Najlepiej to jakby podjął terapię ale znow siłą to można go tylko zniechecic ale Ty nie możesz zrobić tego za niego.
Sama robisz juz baaaardzo wiele i się nie łamiesz. Ja nie wiem czy dała bym radę mając dzieci....
A dawnych urazów sie z dnia na dzień nie pozbędziesz