przez mergen » 1 kwi 2013, o 02:01
Kochająca, na to forum trafiłam przypadkiem, ale jak czytam Twoje posty to tak jakbym ja to napisała.
U mnie w domu wyjechała za granicę mama, tata nas wychowywał sam przez jakiś czas. Pomiędzy rodzicami zawsze były kłótnie. Matka oskarżała ojca o zdradę. Ciągłe powroty i rozstania... i ja z bratem pośrodku "działań wojennych". Zawsze stawałam po stronie ojca, zazdrość matki wydawała mi się bezpodstawna i patologiczna. W ten sposób, stałam się z wiekiem, stroną konfliktu. Bardzo to przeżywałam. Terapeutka niedawno mnie zapytała czy czułam się kochana, pierwszy raz się nad tym zastanowiłam, odpowiedziałam że nie. Zdziwiła mnie moja odpowiedź...
A teraz związek..
Kiedyś 11 lat w związku, rozstanie, straszna trauma. Dwa lata temu nowy partner. Miało być już na stałe, do grobowej deski. Wiara, że jak będę się tym razem mocniej starać, to się uda. Nie udaje się... Mój błąd, wszystko za szybko, zaangażowałam się nie znając go zupełnie, to nie ulega dyskusji. Ale teraz już co nieco wiem, i ta wiedza, to półtoraroczny koszmar który mi zgotował. Na każdy problem uniwersalna odpowiedź: "rozstańmy się". Ucieczki z domu, wraca dopiero jak go błagam, a potrafię błagać, płaszczę się, poniżam, skomlę. Wraca i niby rozmawiamy co było nie tak, ale zawsze mnie zmusza do zaakceptowania jego zdania. Na zasadzie będzie tak jak ja chcę, albo nic z tego i odchodzę. Nieustanny emocjonalny szantaż. Dodatkowo widzę, że nie jestem dla niego osobą ważną. Gdy musi z jakiegoś powodu wybierać , pomiędzy mną, a np. kumplami lub pracą, zawsze poświęca mnie i moje potrzeby. Często jestem świadkiem jak bardzo jest w stanie się poświęcić dla jakiś błahych spraw, a kiedy ja go potrzebuję to mówi "nie", lub po prostu znowu odchodzi, bo tak wygodniej. Widzę jak mnie wykorzystuje, nie dając nic w zamian. W tej chwili spędzam święta samotnie, bo w czwartek znalazł jakiś naprawdę nieistotny powód, żeby rozpętać awanturę i rzucił kluczami na stół. Stwierdził, że to koniec.
To nie pierwsze święta które spędzam samotnie, ale pierwsze gdy nie dzwonię co 5 minut starając się go ściągnąć do domu. Nie wiem, czy to dla tego, że wiem, że teraz się dobrze bawi beze mnie i nie wróci dopóki mu nie będzie wygodniej. Czy może liczę, na to, że są tu jego rzeczy i będzie je musiał jakoś odebrać. Nie wiem. Czekam, marnuję swój czas, bo nie wiem co robić. Tak na logikę to życie z nim to był przez ostatnie półtora roku koszmar. Powinnam się odciąć i zacząć od nowa. Ale z drugiej strony przychodzą myśli: że się łatwo poddaję, że nie walczę, że warto, że to moja wina. Też bym chciała, żeby mi ktoś doradził co robić. Żebym wiedziała czy on kocha, a ja wymyślam, czy nie kochał nigdy i trzeba uciekać.
Nie wiem czy termin "kobiety kochające za bardzo" to termin naukowy, czy to zjawisko jest opisane w psychopatologii, a może to zwykła babska przypadłość, bo baby tak mają? Wiem jedno jest nas więcej, niż możemy sobie wyobrazić, problemy mamy podobne. Może świadomość, że rozterki które przeżywasz ma też ktoś inny Ci pomoże. Niewiele wiem, ale jedno na pewno. Nie wiń się za nic! Nie jesteś niczemu winna. Twój facet to drań, i to nie ulega wątpliwości. Twoja reakcja na zdradę i to jak sobie z tym radzisz wymaga terapii, ale pamiętaj, że to mąż Cię zdradził i nie daj się! Terapia jest Ci potrzebna żeby nie wplątywać się w toksyczne relacje, żeby umieć się bronić przed ludźmi, którzy chcą Cię skrzywdzić. Ale nie daj sobie wmówić odpowiedzialności za błędy Twojego męża. Jesteśmy jakoś tam zaburzone i wybieramy złych partnerów, ale to nie zmienia faktu, że oni są naprawdę źli. Gdyby nas nie spotkali robili by to samo innej kobiecie. Tak ja staram się myśleć, chociaż jak widzisz to trudne i nie zawsze wychodzi.