Bianko, maly mial 39,6st. goraczki w najwyzszym punkcie. Pogotowie przyjechalo doslownie za chwile na sygnale, lekarka poobserwowala malego i powiedziala, ze od razu chce mnie uspokoic, ze to nie sa drgawki, tylko drzenie. I ze to od wysokiej goraczki najprawdopodobniej. Od razu zapodali mu czopek w pupasa, po ktorym goraczka zaczela gwaltownie spadac. W szpitalu osluchali malego (osluchowo ok), jedynie leciutko czerwone gardlo, ale zrobili rtg klatki piersiowej pod katem zapalenia pluc (tego "bezobjawowego"). Okazalo sie, ze zarowno pluca, jak i oskrzela czyste, zero zmian. Neurologicznie tez ok. Chcieli, zebysmy jednak lezeli dobe na wszelki wypadek do obserwacji ewentualnych drgawek. Ale oblozenie oddzialu masakryczne - trafilismy na duszna ciasna sale z dwojgiem dzieci z zapaleniem pluc. A moj synek w dobrym stanie ogolnym przeciez. Nie chcialam, zeby maly czyms sie tam zarazil, wiec wypisalam sie jeszcze tego samego dnia na wlasne zyczenie.
Na wypisie napisano rozpoznanie: stan zapalny gardla. A na to w zaleceniach antybiotyk! No wiec juz sama wiesz, dlaczego nie podalam. Na czerwone gardlo antybiotyk to juz zdecydowana przesada.
A to byla prawdopodobnie ostra wirusowka. Dzis po niej sladu juz nie ma.
P.S. W szpitalu pytali o dane dziecka. To pytam malego jak sie nazywa (juz byl rzeski i przytomny, w karetce juz odzyl do konca, spiewal sobie i komentowal ruchy sanitariusza). No to maly mowi: M...! (tu nazwisko podal prawidlowo). No to pytam: a jak masz na imie? Synek (2 latka i 1 miesiac) mysli, mysli, mysli i z powazna mina mowi: SKALBEK!
(trzeba tlumaczyc?)