Córka schizofremiczki i alkoholika

Dorosłe Dzieci Alkoholików.

Re: Córka schizofremiczki i alkoholika

Postprzez Gunia76 » 14 mar 2013, o 11:23

impresja7 napisał(a):strach ma wielkie oczy,
zminimalizuj go,nie bój sie ojca ,jest jak piesek
zwykle Ci wrzeszczący są jak przerażone pieski ,które ze strachu szczekają
jak zareagował ojciec po tym jak się postawiłaś?
Aaaaaaaaaa i postaw się ostrzej ,tupnij wreszcie nóżką ,tak żeby sie zdziwił,że tez potrafisz

Ojciec jak zwykle... zamknął sie i poszedł obrażony do pokoju. On i tak uważa że jestem złośliwa, ze specjalnie nastawiam syna przeciwko niemu.
Wiem, że powinnam się bardziej postawić, ale nie potrafię. Zawsze na krzyk reaguję lękiem, i nie ważne czy to ojciec krzyczy, m. czy obcy facet na ulicy....
Gunia76
 

Re: Córka schizofremiczki i alkoholika

Postprzez Księżycowa » 14 mar 2013, o 11:29

Gunia76 napisał(a):Wiem, że powinnam się bardziej postawić, ale nie potrafię. Zawsze na krzyk reaguję lękiem, i nie ważne czy to ojciec krzyczy, m. czy obcy facet na ulicy....


Bo to jeszcze jest reakcja automatyczna, nie panujesz nad nią jeszcze ale robisz i tak sporo Guniu i się starasz. Możesz być z siebie dumna, że mimo tego leku i wszystkiego próbujesz... wierzę, że sporo iCie to kosztuje :pocieszacz:
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Re: Córka schizofremiczki i alkoholika

Postprzez Gunia76 » 14 mar 2013, o 12:28

Księżycowa, co z tego że próbuję... potrafię tylko mówić jak automat ,,Nie krzycz na mnie...,, :?
Gunia76
 

Re: Córka schizofremiczki i alkoholika

Postprzez Księżycowa » 14 mar 2013, o 13:34

Guniu, to sie zmieni, bo Ty coś z tym robisz, starasz sie... tylko trzeba czasu :pocieszacz:

a odwołaniem terapii sie nie przejmuj - zdarza sie .
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Re: Córka schizofremiczki i alkoholika

Postprzez Gunia76 » 14 mar 2013, o 13:48

Księżycowa napisał(a):Guniu, to sie zmieni, bo Ty coś z tym robisz, starasz sie... tylko trzeba czasu :pocieszacz:

a odwołaniem terapii sie nie przejmuj - zdarza sie .

Tym odwołaniem się nie przejmuję, to zresztą nie pierwszy raz. Mój terapeuta jest Superwizjerem,i sam często też jeździ na Superwizje. Niestety wiąże się to z odwołaniem spotkań. Najgorszy był pierwszy raz, teraz już się przyzwyczaiłam, że spotkania nie są systematycznie.Ale też poprosiłam go żeby zawiadamiał mnie wcześniej a nie w ostatniej chwili.
Gunia76
 

Re: Córka schizofremiczki i alkoholika

Postprzez Księżycowa » 14 mar 2013, o 13:55

wiesz, moja terapeutka też potrafi tego samego dnia zadzwonić... tłumaczę sobie, że dobrze, że mnie informuje tak jak może niz jakbym miała pójść i się dowiedzieć, że jej nie ma na miejscu.
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Re: Córka schizofremiczki i alkoholika

Postprzez Gunia76 » 20 mar 2013, o 21:33

Jutro wreszcie terapia, po dwóch tygodniach przerwy... Dzisiaj nawet terapeuta zadzwonił przypomnieć ze jutro spotkanie- ostatnie na indywidualnej :?
Jestem mega zmęczona ostatnio. Zaczęłam za radą terapeuty odpuszczać domowy perfekcjonizm. Po pracy nie wpadam w wir sprzątania, obiadów, prania, zajęć z dziećmi. Po drodze do domu robię małe zakupy, w domu obiad jest, albo z dnia poprzedniego albo , jak dzisiaj- chińska zupka :shock: Dzisiaj pierwszy raz- od niepamiętnych czasów poszłam po córkę piechotą do przedszkola i zamiast lecieć robić obiad synowi poszłysmy na spacer do parku :) Słonko pięknie świeciło. Po powrocie ona zajęła się sama zabawą, ja poszłam spać :shock: Syn grał na kompie, nikt się nie kłócił :shock: nikt nie jęczał( oprócz ojca mojego ale to inna bajka)Potem mialam siłę na zabawę z córką lalkami( czego nie znoszę, ale da sie przeżyć jak widać) To odpuszczanie perfekcjonizmu spowodowało ze wyłazi ze mnie mega zmęczenie nagromadzone latami.Najchętniej co dziennie bym sobie trochę pospała...
Mój M w delegacji, może dlatego łatwiej mi odpuścić.... Przy nim nie potrafię usiąść i odpocząć. Jestem jak mamka- która Ciągle sprzątała, prała, padała na twarz, a siedziała do późna i gotowała na drugi dzień obiad. Jak ona nie potrafię nie mieć obiadu dla M gdy wróci z pracy. :? Nad tym muszę popracować...
Gunia76
 

Re: Córka schizofremiczki i alkoholika

Postprzez impresja7 » 20 mar 2013, o 21:38

pralka produkowana jest na ok 10 lat użytkowania
auto też coś koło tego
lodówka także
a Ty na ile lat sie oceniasz,że będziesz zasuwała na kilka frontów?
kiedy nastąpi zmęczenie materiału
chyba zdaje Ci się,że jesteś niezniszczalna, jak bogowie greccy
impresja7
 
Posty: 938
Dołączył(a): 25 lis 2012, o 11:05

Re: Córka schizofremiczki i alkoholika

Postprzez Księżycowa » 20 mar 2013, o 23:05

Guniu a chociaż troche odpręzył Cie ten spacer, zabawa z dzieckiem? Podejrzewam, że to co odpuszczasz i robisz zamiast tego co kiedyś, to znacznie mniej niż właśnie pranie, sprzątanie ogolnie zadowalanie innych.
Oprócz zmęczenia, jak się z tym czujesz?

Gunia76 napisał(a):Jestem jak mamka- która Ciągle sprzątała, prała, padała na twarz, a siedziała do późna i gotowała na drugi dzień obiad. Jak ona nie potrafię nie mieć obiadu dla M gdy wróci z pracy. :? Nad tym muszę popracować...


Wiesz, to też trochę wynika ze stereotypu - mężczyzna pracuje, to musi mieć obiad jak wróci, bo on taki zarobiony. Też w nas siedzą takie stereotypy po trochu oprócz innych rzeczy jakie w tym temacie wpojono nam w domu.
Jakoś zupelnie zapomnina się, ze kobieta też chodzi do pracy. Postrzega się ją wręcz jako nic nie robienie mam wrazenie a przynajmniej jako nie tak ciężką jak ta faceta, jaka by w rzeczywistości nie była. I nawet jeśli Ty byś pracowała fizycznie a on nie. Czasy się zmieniły a stereotypy w ludziach dalej siedzą. Zdają się nie widzieć, że rzeczywistość jest trudniejsza niż dawniej.
Ja mam dosyć feministyczne podejście w tym temacie. Jesli pracujemy oboje, no to sorry ale cyborgiem nie jestem. Dzielimy sie obowiązkami zaleznie od kończenia czy rozpoczęcia pracy. Bardzo nam się to sprawdzalo jak wynajmowaliśmy oboje pracując... a jak fajnie było razem coś gotować jak był wspólny dzień wolny :)
Jeśli nie pracuję, to poczuwam się sama do prac domowych, do zadbania o to, żeby jedak było ogarnięte i jedzenie zrobione ale bez jakichś natręctw. Jak mnie boli brzuch, mam rozmowę o pracę albo wizytę u lekarza, to nikt się nie ciska, że czegoś tam nie ma.
Najgorzej mi było ostatnio jak nie dawałam rady nic zrobić z powodu depresji... ledwo wstawałam sie umyć... facet przychodzi do domu a tu nic nie zrobione... czułam się jakbym leniuchowała, co mnie dobijało jeszcze bardziej ale on wyrozumiały jeszcze mnie pocieszał a obiad zamówilismy albo zjedliśmy wspólnie zrobioną taką obiadokolację.

Ale bycie mamuśką od sprzatania, prania itp.zdecydowanie jest mi dalekie. Uważam, że jest to nie sprawiedliwe, kiedy kobieta pracuje i facet też, że nie zauważa sie ile ona w sumie wykonuje a esli jeszcze ma dzieci to juz w ogole a nie raz słyszalam opowieści jak ,,pan domu" przychodzi po ciężkiej charówie z piwkiem przed TV a kobieta po pracy zasuwa w domu... na drugim etacie można powiedzieć tyle, że za darmo... myślę, że nie można sobie na to pozwolić, bo w końcu przestaniemy być szanowane, bo przecież jakby nie było pozwalaniem sobie na to nie szanujemy same siebie, co jak wiadomo zostaje odbierane na zewnątrz i kłopot w związku gotowy.
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Re: Córka schizofremiczki i alkoholika

Postprzez Gunia76 » 21 mar 2013, o 08:45

Księżcowa Doskonale Cię rozumiem. I popieram nawet :?
U mnie te ,,stereotypy,, mają też inny charakter... Niejako taka trauma z dzieciństwa. Jak wiesz mama chorowała, jak zaczynał się kolejny atak choroby- to najpierw była depresja podejrzewam. Właśnie wtedy siedziała, albo spała nic nie robiła a po pewnym czasie- ojciec wzywał ,,złych panów,, w fartuchach i mamę zabierali do szpitala, zawiązując w kaftan bezpieczeństwa...Ja- 3-4 letnie dziecko zapamiętałam to do końca życia... ale kojarzy mi się że jak się pokarze, że się jest zmęczonym, jak się nic nie robi w domu to jedzie się do szpitala :shock: to m. mnie zostawi, potraktuje jak wariatkę, :bezradny: To jest mój największy problem-ta wizja z dzieciństwa siedzi we mnie głęboko zakorzeniona :bezradny:
Nie jest tak , ze m nic nie robi. Robi dużo. Owszem nie gotuje, nie siedzi mi w garach ( ale pewnie bym tego nie zniosła, hehe) ale też nie jest tak ze po pracy kapcie i gazeta :roll: Przeważnie jednak go nie ma w domu, bo pracuje w delegacji i wraca w porze kolacji i pójścia spać, więc za wiele nie jest w stanie pomóc niestety :bezradny: Jednak do niego należy kąpanie młodszej córki i szykowanie jej do spania.Co innego w weekendy.
Gunia76
 

Re: Córka schizofremiczki i alkoholika

Postprzez Księżycowa » 22 mar 2013, o 13:06

Gunia76 napisał(a):Ja- 3-4 letnie dziecko zapamiętałam to do końca życia... ale kojarzy mi się że jak się pokarze, że się jest zmęczonym, jak się nic nie robi w domu to jedzie się do szpitala :shock: to m. mnie zostawi, potraktuje jak wariatkę, :bezradny: To jest mój największy problem-ta wizja z dzieciństwa siedzi we mnie głęboko zakorzeniona :bezradny:



No to musi być straszne... :pocieszacz: Taki stres ciągły podświadomy i na początku pewnie nie wiadomo czemu wszystko takie nakręcone... ale już wiesz co to i mozesz próbować z tym walczyć.
Trzymam kciuki, bo wiem, że to trudne.
Ja mam tak, ze nie mogę znieść spokoju... ale nie kazdego. Takiej specyficznej głuchej ciszy. Często wtedy mi się jakiś niepokój włącza, niecierpliwość, podenerwowanie. Taka cisza zazwyczaj była ,,przed" albo ,,po" czymś okropnym... Długo nie rozumiałam dlaczego tak się czuję a z chwilą pojwaiały się napady lekowe - duszności, zawroty głowy...
Czasem do dziś tak mam...
Daj znać jak po pierwszym spotkaniu :kwiatek:
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Re: Córka schizofremiczki i alkoholika

Postprzez Gunia76 » 23 mar 2013, o 22:54

Wczoraj zdechł masz pies. Był stary i bardzo chory . Może niezbyt go lubiłam ale jednak był w naszym domu 12 lat.A ja po jego odejściu poczułam chwilowo przykrość i tyle.Córeczka strasznie płakała.Czy ja mam jakiekolwiek uczucia ? Czy jestem zamrożona na kość ? Dzisiaj dostałam jakiegoś wigoru i sprzątałam całe mieszkanie mimo że mam uraz i nigdy nie sprzątam w sobotę .Kiedyś analizował to mój terapeuta.T ie napady sprzątania są u mnie kompulsywne i pojawiają się kiedy muszę sobie poradzić z trudnymi uczucia mi. Czyżbym maskowała dzisiaj co tak naprawdę odczuwam po śmierci psa ?
Gunia76
 

Re: Córka schizofremiczki i alkoholika

Postprzez Księżycowa » 24 mar 2013, o 00:37

Guniu... pewnie, że masz uczucia.
Kazdy odczuwa inaczej odejscie zwierzęcia. Piszesz, że nie przepadałaś za psem... może nie byłas z nim na tyle związana po prostu. To nie świadczy zaraz o tym, że nie masz uczuć w końcu jest Ci przykro, bo odeszła istota, która przez ileś lat Ci towarzyszyła...
Podam Ci porówanie z pewną moja sytuacją, która mnie też niepokoiła. Może się wydać to nie wiem... nie ludzkie ale tak miałam;
Kilka lat temu zmarła moja babcia po chorobie. Było mi przykro, bo to babcia ale bardzo szybko przeszłam do porządku dziennego. Prawdę mówiąc gdyby nie rozpacz innych, to niewiele bym odczuła poza brakiem osoby, która była, poza tym, że przykro, że ktoś odszedl. Popłakałam sie tylko na cmentarzu w dzień pogrzebu.
W rok później uspiłam psa, który miał już swoje lata i sporo walczylismy z chorobą, która się pogłebiala mimo podawania leków z powodu wieku, czego bylismy swiadomi.
W drodze do kliniki ryczałam, w drodze z kliniki wyłam, etap chowania pominę, bo do dziś sił nie mam... po wszystkim ryczałam do samego wieczora, nie jadłam, nie piłam i w końcu zasłabłam... zasnęłam nad ranem a pobudka była przypomnieniem sobie tego co się stało... :cry:
Poza tymi rozstaniami nie było innych takich bliskich i zdecydowanie powiem, że po pożegnaniu psa nie mogłam dojść do siebie przez tygodnie a kolejne dni, tygodnie to na prawdę żałoba. W pracy kompletne wytrącenie a nad myślami musiałam panować, bo w pracy nie mogłam przeciez płakać a i tak nie raz w łazience skończyłam. Jakkolwiek ktoś to odbierze, tak było... Pół roku po, rok po i dalej miałam momenty, że ryczałam w poduszkę - strasznie tęskniłam i dalej są reczy których nie umiem zrobić bez Maksa. Spacerów juz nie pamiętam, bo nie chodzę, chyba, że gdzieś trzeba iść pieszo ale to nie wiąże się z przyjemnością żadną... nie umiem chodzić na spacery, chociaz próbowałam to nie to samo... :cry:
Jakiś czas później odeszła nasza króliczka i tez było mi cięzko, bo bardzo ją oswoiłam i potrafiła spać ze mną w łóżku... choroba zabrała ją w tak szybko jak sie pojawiła - dwa dni. Nawet nie zdążyłam sie oswoic z myślą, że jej nie będzie, bo u królików bardzo szybko to działa. BYła zdrowa i nagle coś się dzieje. Mimo podania leków, wróciłam do domu a ona spała :(
Strata zwierzaka bardzo mnie bolała i nie czułam sie tak kiedy straciłam babcię. Poza tym, co opisałam wcześniej.

Też zastanawiałam sie czy nie jestem pusta albo pozbawiona uczuc ale ktoś mi wytłumaczył, że nie miałam dobrych relacji z ludźmi, że moja więź z nimi zależy od relacji. A relacje w domu byly jakie byly. Babcia była mi emocjonalnie odległa po prostu.


Pies był ... aż nie mam słów, żeby określić jak wazny i jak istotny...
Fakt, na tle ludzi i ich podejścia do pozegnania ze zwierzakiem czuję, że jestem postrzegana inaczej, że za plecami ,,strzelają głupie miny" ... tylko co mnie to obchodzi? Z reszta połowa z tych ludzi nie potrafi się przyznać, ze płacze w poduszkę poz zwierzaku.

Poza tym ja nie czuję sie potworem. Mam współczucie dla ludzi. Nie takie wielkoduszne jak człowiek nie zaburzony ale mam. Potrafie ludziom pomóc ale jesli uznam, że ten ktoś tego na prawdę potrzebuje.

Jak pracowałam w sklepie zal mi było starszych osób, które prosiły ludzi o kupno chleba albo dołozenie jakiejś kwoty do zakupów. Niektórzy jeszcze nie sprawni, zdani na siebie. Ostatnio wychodząc ze sklepu na schodach widzialam staruszkę, ktora siedziała przy wejściu i zdarapywała zdrapki :( .
Ogólnie ludzie starsi mnie irytują w autobusach na przykład albo jak sama obsługiwałam niektórych. Nadużywać próbują z uwagi na wiek. Raz widziałam jak jeden Pan zrzucił dziewczynie torebkę celowo, bo on chciał usiąść. Ani ,,przepraszam" ani ,,pocałuj mnie w dupę" tylko siada. A ona do niego, że nie widziała i wystarczyło sie odezwać i w ogóle powinien przeprosić, bo prawie jej torebke w kałuże wrzucił a on do niej, że on nie musi takiej małolaty przepraszac.
Takie akcje mnie drażnią myślę jak każdego ale odruch współczucia mam... nie jestem potworem znieczulonym. Ty też nie... tylko sporo jest poprzestawiane i trzeba siebie oceniać wg tego a nie z góry robic z siebie znieczulicę. Nie grozi Ci to guniu :kwiatek:

Rozpisałam sie nieco ale chciałam dobrze przekazać co mam na myśli, bo czasem przez słowo pisane, coś źle może zabrzmieć. Generalnie mam nadzieję, ze mi się udało ;)
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Re: Córka schizofremiczki i alkoholika

Postprzez Gunia76 » 24 mar 2013, o 11:33

Księżycowa, oj udało Ci się doskonale :| :cmok:
Ale ja mam strasznie silnie wytworzony mechanizm obronny. Wiesz , babcia- ok, można ją tolerować, nie być zbytnio przywiazanym... Ja pamiętam jak zmarła moja mama- było dokładnie to samo. Nie płakałam, zmusiłam się w jeden dzień do płaczu i tyle. Zamknęłam to wszystko w sobie, na drugi dzień po pogrzebie- jakby nic sie nie stało...wylazło- po 20 latach. Nie pozwoliłam sobie na przeżycie żałoby, a raczej mój ojciec i siostry mi na to nie pozwolili. Miałam nie płakać, być dzielna, duża. To byłam. Zawsze posłuszna dziewczynka.Ja nie dopuszczam do siebie przykrych uczuć-jak chorowała moja córeczka- miała gorączkę ponad 40 stopni, leciała normalnie przez ręce, ja zamiast sie tym zamartwiać, martwiłam sie że w poniedziałek nie pójdę do pracy :shock: czy to jest normalne???? :shock: Jak mój m. zadzwonił kiedyś, że się spóźni, bo samochód się zapalił na trasie t o owszem spytałam czy wszystko w porządku, ale martwiłam się że będę musiała obiad odgrzewać :shock: I tak jest za każdym razem, jak coś się dzieje w rodzinie...
Gunia76
 

Re: Córka schizofremiczki i alkoholika

Postprzez Księżycowa » 24 mar 2013, o 18:34

Gunia76 napisał(a):Ja pamiętam jak zmarła moja mama- było dokładnie to samo. Nie płakałam, zmusiłam się w jeden dzień do płaczu i tyle. Zamknęłam to wszystko w sobie, na drugi dzień po pogrzebie- jakby nic sie nie stało...wylazło- po 20 latach. Nie pozwoliłam sobie na przeżycie żałoby, a raczej mój ojciec i siostry mi na to nie pozwolili. Miałam nie płakać, być dzielna, duża. To byłam.


No to sama sobie odpowiedziałaś na pytanie. Tak Ci kazali, to tak robiłaś, bo myślałaś, że tak ma być. W końcu dorośli zawsze mają rację i to co mówią musi być prawdą, bo w końcu wiedzą lepiej. Nie mogłaś wtedy zrozumieć, że to chore i nie dobre dla Ciebie. Nawet jesli tak czułaś, to sama sobie wmawiałaś, że to nie możliwe, bo przecież starsi tak mówią.
A to, że jednak po 20stu latach przeżywasz to, co wtedy Ci zabroniono, to najlepiej swiadczy, że nie nie jestes znieczulona.
Pewnie nawet teraz jak już wiesz bardziej naturalnie się czujesz w tym co toksyczne a to nowe jest nie swoje i budzi jakiś niepokój i moze lęk, bo nie znane. Nawet przestaje mieć znaczenie, że moze być lepsze.
Ja się nie raz przyłapałam na wycofaniu sie z tego lepszego. A własciwie z perspektywy czasu raczej dostrzeglam takie sytuacje. Wróciłam do tego znanego mimo, że nic dobrego mi to nie przynosiło, to było bezpieczniejsze i nadal jest, bo wiem na jakich regułach działa. Teraz mam problem, bo widze moment, w którym znów mam siłę iść w kierunku tego lepszego i nie wiem jak i co robić, zeby się odnaleźć :bezradny: a nie wierzę w siebie dostatecznie mocno, zeby być pewną, ze sobie poradzę ale mam wyjście; tkwić ciagle w tym samym albo probować z szansą na powodzenie i ruszenie do przodu. Na zdrowy rozum nie mam nic do stracenia ale emocjonalnie... juz nie jest tak prosto.


Ja nie dopuszczam do siebie przykrych uczuć-jak chorowała moja córeczka- miała gorączkę ponad 40 stopni, leciała normalnie przez ręce, ja zamiast sie tym zamartwiać, martwiłam sie że w poniedziałek nie pójdę do pracy czy to jest normalne???? Jak mój m. zadzwonił kiedyś, że się spóźni, bo samochód się zapalił na trasie t o owszem spytałam czy wszystko w porządku, ale martwiłam się że będę musiała obiad odgrzewać I tak jest za każdym razem, jak coś się dzieje w rodzinie...

Przyjmij, że w Twojej sytyacji jest to normalne ale na tą chwilę i dlatego, że tak Cię nauczono. Nie masz sobie nic do zarzucenia, bo to nie Twoja wina.

Z resztą zauważ, że w każdej z tych sytuacji jakie przedstawiłaś (i pewnie wielu innych) zachowujesz sie tak, bo tak Cię nauczono i nie jest to Twoja wina. Myślałaś, że tak ma być. Teraz chcesz to zmieniać. Nie robisz nic, za co mogłabyś siebie obwniać w ręcz przeciwnie. Dopiero to zauwazylas wszystko i daj sobie czas, żeby nazbierać sił na zmiany i znaleźc na nie sposób.

:kwiatek:
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do DDA

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 2 gości

cron