Witam wszystkich.
Pisałem kiedyś na forum (chyba w listopadzie), że odszedłem od żony podejrzewając ją o zdradę z "przyjacielem".
Chciałem - ku przestrodze innych naiwnych i beztrosko ufających, że związki można naprawiać (trzeba tylko zrozumieć drugą stronę, wybaczyć itd.) - opisać co się później w moim życiu wydarzyło.
A więc, po moim odejściu, po jakimś czasie (początek grudnia) od dzieci dowiedziałem się, że "mama się zmieniła a wujek wcale już nie przychodzi". Obserwowałem to wszstko przez prawie cały grudzień i wyglądło, że rzeczywiście - inna kobieta. Prosiła, żebym wrócił. Na moje pytanie dot. relacji z moim kolegą odpowiedziała, że bardzo źle go oceniam i go krzywdzę, bo to nie jest tak jak myślę. Przez kilka dni się zastanawiałem i pomyślałem, że może rzeczywiście ten romans pojawił się w mojej głowie. Dzieci tęskniły, święta się zbliżały - głupi jak sie później okazało - wróciłem.
Rzeczywiście zmiany były widoczne i na korzyść - kobieta zajmowała się dużo bardziej dziećmi niż kiedyś, przejmowała się rodziną itd. Dla mnie była oparciem i pomocą w trudnym czasie, kiedy w firmie nastąpiła kompletna zapaść. W łóżku - jakby miesiąc miodowy a może i lepiej. Ja też się zmienilem na lepsze (dużo przemyślałem jak byłem sam) starałem się dużo bardziej i byłem przekonany, że tu tkwi problem. Że zawsze się trzeba starać i druga strona to zauważy i też się będzie starała i będzie dobrze.
Mineły święta i pół stycznia wszystko było pięknie, ale coś znowu wprawiało mnie w stan czujności - żona dużo pracowała wieczorami w domu a praca wymagała też komputera (allegro). Siedziała do późnych godzin nocnych - ja starałem się jak mogłem pomagać. Rankiem biegła do komputera "sprawdzić co się sprzedało". Trochę mnie dziwiło podekscytowanie -ale jak coś się dobrze sprzedało to o.k. Niby nic podejrzanego, ale... Zbliżały się ferie miałem odwieźć dzieci - zrozumiałem, że jest dużo pracy i żona zostaje. Prosiła tylko, żebym szybko wracał bo bardzo tęski. Słowa, że mnie kocha słyszłem kilka razy dziennie - jak nigdy. Wyjechałem rano, wróciłem wieczorem, dzieci nie ma, żona wytęskniona. Było wspaniale. Ale rano zaraz po obudzeniu żona pokazała mi srebrną obrączkę i powiedziała - "zobacz kupiłam sobie". Zatrzęsło mnie wewnątrz ale nie dałem po sobie poanać, obrączki nie chciałem ogladać ani słuchać nic więcej.
Scena ta była tak nienormalna a dodając do tego nieco dziwne inne zachowania żony, postanowiłem - mimo że to świństwo - sprawdzić żonie komputer. To co zobaczyłem było po-ra-ża-ją-ce!!!
Miała konto pocztowe o którym istnieniu nie wiedziałem, a tam nieprzerwana korespondencja od jesieni. Okazało się, że w okresie kiedy odszedłem z domu "wujek" wcale nie przestał przychodzić, tylko przychodził jak dzieci spały a wychodził jak jeszcze spały. Że uczucia sobie wyznawali po kilkanaście razy na godzinę a czasami częściej, że spotykali się w drodze do pracy i w czasie przerwy w pracy a także zawsze jak wyjeżdżałem na noc (czasami musiałem), że to wszystko było planowane. Nie mogli się doczekać kiedy wyjadę z dziećmi na ferie i mieli nadzieję, że nie będzie mnie kilka dni. Że tego dnia kiedy wróciłem wcześniej razem spali i tego dnia wymienili się obrączkami. No i w mailach knuli co by wymyśleć, żebym wytłumaczyć obrączkę.
To wszystko było jak uderzenie tępym narzędziem w głowę! Spakowałem sie i wyprowadziłem tego samego dnia. Do żony napisałem maila, że sprawdziłem komputer, wszystko wiem, nie chcę jej znać i że chcę rozwodu natychmiast.
Nie wiem gdzie jest granica naiwności. Gdybym nie sprawdził poczty -napewno naganne - pewnie rogami bym zaczepiał o latarnie.
Takiej podłości i takiego kłamstwa nigdy nie doświadczyłem a co dopiero od bliskiej osoby z którą jestem 9 lat po ślubie. Szok! cały czas jeszcze o tym myślę chociaż minął miesiąc.
Znowu słyszę od dzieci, że mama się zmieniła i że mnie przeprosiła (one nie wiedzą o co chodzi).
Wkrótce składam wniosek o rozwód - z orzeczeniem winy, bo kobieta próbuje odwrócić kota ogonem (miom rodzicom powiedziała że owszem, coś ma na sumieniu ale ja ją napewno zdradzałem jak odeszłem wcześniej - kompletna bzdura, ale to niezła aktorka która płacze na zawołanie i może jeszcze ktoś w to uwierzyć.
Rozwód to ogromny stres - nikomu nie życzę - no i najbardziej dzieci szkoda, zwłaszcza że niebawem 1 komunia córki. Doszedł mi jeszcze stres z pracą więc to wszystko nie wyglada dobrze. Trochę się boję, że wpadam w jakąć depresję. Zostałem sam ze sobą i coraz bardziej się zamykam. Jeszcze w takim stanie nie byłem - chociaż na pozór "trzymam klasę" i nikt nie zauważy że coś jest nie tak. Nie chcę rozmawiać z bliskimi bo się będą martwić - a tego nie chcę. Łatwiej mi napisać na forum gdzie mnie nikt nie zna. I nie chodzi mi o litość! Jakoś czarno widzę przyszłość nie umiem być sam (a jako przyszły rozwodnik czuję się jak osoba drugiej kategorii) no i mam swiadomość, że się będę rzadziej widywał z dziećmi. Ale... aby do wiosny!
Pozdrawiam serdecznie!
Ale się rozpisałem - zobaczyłem dopiero na podglądzie! Sorry.